Jian nie chciał rozstawać się ze swoimi butami, choć podejrzewał, że później będą bolały go stopy. Teraz starał się jednak nie myśleć o żadnym „później", „potem" czy „następnie". Teraz leżał na brzuchu, na łóżku Van Taeyi, machał ugiętymi nogami, na stopach mając swoje czarne szpilki z czerwoną podeszwą, a do jego uszu docierała melodia Is This Love od Whitesnake. Laleczka leżała tuż obok, również na brzuchu, przeglądając kolorowe czasopismo modowe. Kiedy wertowała cienkie, śliskie kartki, Jian spoglądał na jej pierścionki i długie paznokcie, a potem jego wzrok lądował na cieszących oko kreacjach modelek i modeli. Żadne z nich nie umywało się jednak do jego koleżanki, nad którą bez przerwy mógł się zachwycać.
Nie pamiętał, kiedy ostatni raz mógł przejrzeć magazyn modowy. Kiedy wchodził do saloników prasowych, wstydził się podejść na dział okraszony nazwą „dla kobiet", z kolei w domu bał się, że ktoś go na tym przyłapie, zwłaszcza że gazety jego matki znajdowały się w sypialni rodziców, do której student po prostu nie wchodził. Wiedział, że to przecież tylko gazety, zadrukowane kolorowym tuszem strony, ale...
— Madonna to prawdziwa ikona stylu — odezwała się Taeya, gdy kolejna przewrócona kartka ukazała im artykuł poświęcony stylowi amerykańskiej wokalistki. — Często się nią inspiruję, szyjąc nowe kreacje. Nią i Seleną, czasem Cyndy Lauper... no i rzecz jasna Olivią Newton-John! — dodała, dotykając swoich złotych pukli.
Jian wybałuszył oczy.
— Umiesz szyć?! Naprawdę?!
— W naszej społeczności jest to niezwykle przydatna umiejętność — odparła laleczka, uśmiechając się. Zdążyła zjeść trochę błyszczyka z ust, ale i bez niego wargi miała ładne i kuszące, choć nieco blade. — Nie stać nas na ubrania od projektantów, a poza tym... gdy uszyjesz coś sam, masz pewność, że na balu nie spotkasz żadnego sobowtóra. Przynajmniej nie jeden do jednego, a chyba wszyscy lubimy się wyróżniać, prawda?
— Prawda — zgodził się Jian, kiwając głową.
— Jeśli tylko będziesz chciał, uszyję ci najpiękniejszą kreację, jaką tylko zdołam stworzyć, kochanie.
— Mówisz... mówisz poważnie?
— Oczywiście — powiedziała Taeya, częstując go jeszcze szerszym uśmiechem. — To będzie dla mnie czysta przyjemność. Mogę uszyć ci wszystko, czego tylko sobie zażyczysz. No... może nie wszystko. Żaden ze mnie Francesco Smalto — zażartowała.
Student był w wielkim szoku. Wpadł w jeszcze większy zachwyt jej osobą. Nie dość, że laleczka była piękna i kochana, to jeszcze nie brakowało jej talentu! Czy posiadała w ogóle jakiekolwiek wady czy mankamenty? Czy możliwe było znaleźć w niej jakąś niedoskonałość?
Och, wow. Jesteś taka cudowna — pomyślał student, spoglądając na nią z rozmarzeniem. Jesteś ucieleśnieniem moich marzeń.
Tylko... co to tak właściwie oznaczało? Jeśli rzeczywiście była ucieleśnieniem jego marzeń, to czym dokładnie były te marzenia? Czy chodziło mu o to, że Taeya tak bardzo mu się podobała, że chciałby być przy niej bez przerwy, podziwiając ją z bliska, czy może chciałby być nią, otoczony brokatem i burzą blond loków? Sam nie wiedział. Na razie wystarczyło mu to, co miał — a teraz miał przede wszystkim dobry humor i szczery uśmiech do odwzajemnienia, co uczynił sekundę później.
— Mogę cię o coś zapytać?
Taeya pokiwała głową, nie odrywając wzroku od gazety. Palcem wskazującym sunęła po konturze otaczającym postać Madonny. Spoglądała na piosenkarkę podobnie jak Jian na nią.
— Jesteś kobietą czy... mężczyzną?
Kiedy jej dłoń zatrzymała się nagle w bezruchu, student spochmurniał w mgnieniu oka i wstrzymał powietrze, żałując zadanego pytania. Zaczął obawiać się, że było to zbyt śmiałe z jego strony i że nie powinien był pytać o coś takiego, zwłaszcza na początkowym etapie ich znajomości. Choć Taeya mówiła mu wcześniej, że jest literką „T", czuł jakąś wewnętrzną potrzebę, by wiedzieć o niej więcej.
CZYTASZ
DRAG 'N' ROLL
Teen Fiction[zakończone] Pod koniec lat osiemdziesiątych Jian podróżuje do świata nowojorskiego dragu, rewolucji seksualnej, pubów w Greenwich Village, kampu, wolnej miłości, ballroomów i brokatu, zafascynowany młodą, azjatycką drag queen. Van Taeya uczy go wie...