Łzy, które tamtego wieczoru spływały po policzkach studentki, ścierała jej Taeya. Ścierała je delikatnie wierzchem dłoni, uśmiechała się, całowała dziewczynę po włosach i ciepłym czole, tymi gestami dodając jej mnóstwo otuchy, której tak bardzo teraz potrzebowała.
— Oczywiście, że jesteś piękna, kochanie. Nie możesz o tym zapominać — mówiła jej. Głos miała niezwykle łagodny, ciepły, a przede wszystkim pozbawiony choćby krztyny fałszu. — Nikt na tym świecie nie ma prawa wmówić ci, że jest inaczej. Twoje piękno jest tylko twoje, więc noś je niczym największe trofeum.
Chciała uwierzyć we wszystkie słowa Taeyi, nawet jeśli strach wciąż próbował brzęczeć uporczywie w jej uszach, szepcząc, że robi coś złego, coś, z czego nie byliby zadowoleni jej rodzice. Nie umiała wyobrazić sobie nawet sytuacji, w której mówi im, kim jest naprawdę i od zawsze, a oni przyjmują ją i zapewniają, że to zupełnie w porządku, że mają przepiękną córkę, że są z niej tak niezwykle i ogromnie dumni.
Ale studentka nie była sama — miała przecież Taeyę, z którą być może nie łączyły ją żadne więzy krwi, a jednak ostatnimi czasy laleczka stała się jej bliższa niż prawdziwa rodzina.
— No już... — mruknęła cicho Taeya, ścierając opuszką palca łzę spod oka koleżanki. — Nie płacz, kochanie. Będzie bolała cię głowa. Głowa może boleć tylko po mocnym winie, natomiast reszta powodów do płaczu nie jest tego warta.
Studentka uśmiechnęła się, sięgając dłońmi, na których wciąż miała rękawiczki, do mokrych policzków. Kiedy zwinęła je w pięści i przetarła wilgotne powieki, uświadomiła sobie, że miała przecież na nich cienie, i że te cienie wyglądają już zapewne jak brzydkie, sino-papuziate plamy. Zerknęła więc prędko w lustro i parsknęła, spostrzegłszy, że część kosmetyku przeniosła się pod jej oczy, tworząc ciemne, nieforemne koła.
— Teraz przypominam zombie — wymamrotała, spoglądając na lustrzane odbicie siedzącej obok laleczki.
— Nigdy nie widziałam tak dobrze ubranego zombie — odparła żartobliwie Taeya. — Gdyby wszystkie zombie wyglądały jak ty, nie miałabym nic przeciwko małej apokalipsie...
Młodsza odpowiedziała jej śmiechem.
— Chcesz iść na ten bal czy jednak wolałabyś zostać? — zapytała cichym, spokojnym głosem laleczka, przechylając głowę na bok. Siedziała na brzegu łóżka i pochylała się w stronę siedzącej przy toaletce studentki tak, że dotykała jej swoimi kolanami.
— Chyba... zostać. Odechciało mi się gdziekolwiek dzisiaj wychodzić.
— Tak myślałam, kochanie. Mam pizzę w zamrażalniku i tanie, ale smaczne wino. Co ty na to?
Pomyślała o tym, że nigdy nie spędziła w ten sposób wieczoru, że nie miała do tej pory z kim pić taniego wina i zajadać się pizzą przypieczoną od dołu w piekarniku gazowym. Chwilę później pokiwała więc głową, przystawszy na zwykłą, choć niezwykle kuszącą propozycję laleczki.
— Ale... miałaś startować dzisiaj w jakiejś kategorii — przypomniała sobie, patrząc, jak Taeya sięga po płatki kosmetyczne i mleczko do demakijażu.
— To nic takiego — stwierdziła starsza, wzruszając ramionami. — Zgarnę trofeum w przyszłym tygodniu. Dziś startuję w kategorii twojej przyjaciółki, kochanie, a ta jest ważniejsza niż największy z pucharów, jaki mogłabym dostać na balu.
— Naprawdę mogę nazywać cię moją przyjaciółką? — dopytała z niedowierzaniem studentka, wybałuszając oczy. Przejęła od niej jeden z nasączonych wacików, którym zaczęła wycierać plamy po rozpuszczonym łzami tuszu.
CZYTASZ
DRAG 'N' ROLL
Roman pour Adolescents[zakończone] Pod koniec lat osiemdziesiątych Jian podróżuje do świata nowojorskiego dragu, rewolucji seksualnej, pubów w Greenwich Village, kampu, wolnej miłości, ballroomów i brokatu, zafascynowany młodą, azjatycką drag queen. Van Taeya uczy go wie...