Wstęp

212 17 11
                                    

- Dasz radę. - Barty klepnął Regulusa w plecy - Nie wiem, na czym polega próba, ale dasz radę.

Skłamał. Wiedział, z czym przyjdzie się zmierzyć Regulusowi, ale nie mógł nikomu mówić. Jak zresztą każdy z sekty. Wyznawali świętą zasadę milczenia, której łamanie karano śmiercią. Crouch zerknął na przyjaciela. Black był blady, jednak jego twarz wyrażała opanowanie, nie widniał na niej żaden ślad strachu.

- Crouch. - odezwał się ktoś za nim chłodno - Idź do sali.

Barty odwrócił się i ujrzał Lucjusza Malfoy'a. Lucjusz, prawa ręka ich wielkiego mistrza, wzbudzał wśród członków sekty respekt i przerażenie. Wiedzieli, że Malfoy jest tak samo groźny jak Pan, któremu służyli. Barty, nie chcąc wpakować się w kłopoty, szybkim krokiem udał się do sali i zajął swoje miejsce. Lucjusz skinął ręką na Avery'ego i Wilkesa, którzy zarzucili Regulusowi na głowę czarny kaptur, zakrywający oczy i wykręcili mu ręce do tyłu, związując je. Podwinięto mu również lewy rękaw. Black nie drgnął nawet podczas tych przygotowań. Gdy poczuł, jak ktoś popycha go do przodu, ruszył, powoli stawiając kroki. Po wejściu do sali zorientował się, gdy usłyszał ciche szmery. Czyjaś ręką opadła na jego ramię i zatrzymała go w miejscu.

- Regulusie Arkturusie Blacku, czy kiedykolwiek wcześniej przynależałeś do jakiejś innej organizacji? - odezwał się chłodny głos, który, mimo zasłoniętych uszu, Regulus usłyszał. Pod kapturem było nieprzyjemnie, materiał drapał go w twarz i cuchnął zgnilizną i rozkładem, powodując u Blacka odruch wymiotny.

- Nie. - odparł szczerze.

- Jak zapewne wiesz, nasza społeczność jest niezwykle liczna. Nawet w najdalszych zakątkach świata mamy swoje oddziały wiernych braci i sióstr. Czy kiedykolwiek wcześniej spotkałeś się z kimś takim lub czy byłeś przez pewien czas w takim oddziale?

- Nie. - odpowiedział ponownie. Po sali poniósł się głuchy pomruk, który został natychmiast uciszony.

- Ale rozumiem, że znasz nasz sposób komunikacji?

- Ciemne noce są nieprzyjemne. - powiedział jakiś głos, inny.

- Tak, dla podróżujących. - odparł Regulus.

- Chmury są ciężkie.

- Tak, zbliża się burza.

- Czy bracia i siostry są usatysfakcjonowani? - spytał mistrz, a reszta potwierdziła pomrukiem akceptacji - Cóż, sama znajomość naszych zasad komunikacji nie wystarczy, żeby do nas dołączyć. Czy jesteś gotów stać się kimś zupełnie innym, kimś nowym, kimś lepszym?

- Tak, jestem.

- Czy zdajesz sobie sprawę, że nie będzie odwrotu?

- Tak, jestem tego świadom.

- Czy jesteś gotów z największą starannością i zaangażowaniem odprawiać nasze rytuały, wspierać członków naszej społeczności i zabijać wszystkich, którzy stoją na naszej drodze do sukcesu?

- Tak, jestem.

- Czy jesteś gotów poddać się próbie?

- Tak, jestem.

- Czy jesteś dzielny?

- Tak, jestem.

- W takim razie zrób krok do przodu, by to udowodnić.

Krok do przodu, niby nic trudnego. Ale ledwie Regulus usłyszał fe słowa, poczuł dwa ostre szpikulce przyciśnięte do jego oczu. Wydawało mu się, że każdy, nawet najmniejszy ruch do przodu pozbawi go wzroku, niemniej jednak odważnie postawił krok przed siebie. Zrobiwszy to, nacisk szpikulcy ustąpił.

- Jest odważny i dzielny. - powiedział czyjś głos z uznaniem - Ale czy potrafisz znieść ból?

- Równie dobrze jak każdy inny. - odparł Regulus, mile połechtany stwierdzeniem, iż jest odważny. Krzyk mało nie wyrwał się z jego piersi, gdy na lewym przedramieniu poczuł ból tak potworny, iż myślał, że zemdleje. Nie poddał się jednak, zagryzł mocno dolną wargę, wbijając w nią zęby i zacisnął pięści.

- To wszystko?! - krzyknął, starając się brzmieć jak najbardziej wyzywająco i spokojnie - Potrafię znieść więcej, dużo więcej!

Głośny aplauz poniósł się echem po całej sali. Członkowie zerwali się z miejsc i klaszcząc donośnie, podeszli do Blacka, zdejmując z niego kaptur. On patrzył, oszołomiony bólem, mrugając oczami. Co i rusz ktoś klepał go po plecach, a jego kuzynka, Bellatrix, poczochrała mu włosy, tym razem w tym geście okazując dumę, jaka teraz wypełniła jej dotychczas zlodowaciałe serce.

- I jeszcze jedno. - odezwał się mistrz, uciszając członków. Dopiero teraz Regulus mógł mu się przyjrzeć dokładniej. Mistrz był dość wysokim, przystojnym mężczyzną. Jego blada twarz była jak wyciosana z kamienia, jedynie kąciki ust uniosły się w lekkim uśmiechu, gdy napotkał oczy Regulusa, który wzdrygnął się pod przeszywającym spojrzeniem mistrza - Regulusie Arkturusie Blacku, złożyłeś przysięgę i jesteś gotów służyć w naszej społeczności. Ale czy wiesz, jakie konsekwencje niesie zdradzenie nas, wydanie na los władz oraz opuszczenie nas?

- Służba moja jest do końca moich dni, Panie. A wszystko, co posiadam, należy do ciebie jak i zgromadzonych tu braci i sióstr, tak samo będzie po mojej śmierci. - wyrecytował jednym tchem Black. Mistrz machnął ręką na znak zakończenia inicjacji i gestem zaprosił wszystkich zgromadzonych na toast za nowego członka sekty.

~~~

Taki wstęp, ogólnie opierałam się na Dolinie Strachu Arthura Conan Doyle'a.

Last Dance with Mary Jane | JEGULUSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz