Rozdział 4

150 19 1
                                    


Kolejna godzina, a ja dalej przesiaduję w archiwum. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio spałam. Piję kawę i tylko dzięki niej jeszcze widzę na oczy. W końcu jednak coś rzuca mi się w oczy. Sprawa sprzed ponad dwudziestu lat. Ofiary ginęły w niemal identyczny sposób. Zanim złapano sprawcę życie straciło pięć osób. Mordercą był niejaki Noah Anderson. Miał trzydzieści pięć lat, a pozbawił życia tyle osób. Miał całe życie przed sobą, a nie skorzystał z pełni z niego. Kiedy patrzę kto prowadził jego sprawę to zamieram. Daniel Roy. Mój ojciec prowadził tą sprawę i jawnie kłamał mi w oczy. Nie wierzę. Musimy to sobie wyjaśnić. Zabieram wszystkie dokumenty, które znalazłam i idę z nimi do gabinetu. Jeszcze muszę je dokładnie przejrzeć. Nie widać końca tej pracy. W gabinecie od razu widzę, jak Adam stara się nie zasnąć przy biurku. Rzucam teczkę na swoje biurko i przez ten huk od razu rozbudzam mojego partnera.

- Nie śpię! Hazel?

- To tylko ja. Napij się lepiej kawy, bo musisz się rozbudzić.

- Masz coś?

- Tak. Wyobraź sobie, że dwadzieścia lat temu była podobna sprawa i nie uwierzysz kto ją prowadził. Mój ojciec, ale nie ważne. Już sama z nim pogadam. Zabił pięć osób. Znajdź mi wszystko o Noah Andersonie.

- Mamy coś w końcu!

- Nie cieszmy się za wcześnie. Ty szukaj o nim wszystkiego i sprawdź jego rodzinę. Ja za to mam do pogadania z ojcem.

- Zła Hazel wkracza do akcji.

- I to jaka zła.

Mój ojciec nawet nie wie co go czeka. Złej jeszcze mnie nie widział.

***

Szybko docieram do domu rodzinnego i nawet nie pukam. Wiem, że tata na pewno jest w domu. Odkąd nie pracuję to większość czasu tutaj spędza. Na korytarzu spotykam mamę. Jest zdziwiona moim widokiem. Wcale jej się nie dziwię. Dopiero co byłam na rodzinnym spotkaniu, a każdy wie, że z uśmiechem na ustach tutaj nie przychodzę.

- Gdzie tata?

- Hazel? W gabinecie jest, ale co ty tutaj robisz?

- Muszę pilnie z nim porozmawiać, więc nie mam czasu.

- To leć, ale zostań później na kawę.

- Zobaczę.

Nie kawa mi teraz w głowię. Musze najpierw poznać prawdę. Tata jak zwykle siedzi w swoim gabinecie. Czasem nawet jestem ciekawa co on tutaj robi całe dnie, ale nigdy nie wnikam. Od razu podnosi na mnie wzrok, kiedy wchodzę. Jest zdziwiony i nie stara się tego ukryć. No to zaczynamy rozmowę.

- Hazel...

- Okłamałeś mnie. Znam prawdę.

- To nie tak. Może porozmawiamy?

- Skąd mam wiedzieć, kiedy mówisz prawdę, skoro okłamałeś mnie patrząc mi w oczy.

- Nie rozumiesz. Pewnie już szukałaś w archiwum. Nigdy nie wierzyłaś na słowo innym. Jeśli nie było dowodu nie było potwierdzenia słów. Wiedziałem, że zaczniesz szperać i szukać podobnej sprawy. Nie chciałem do tego wracać. Tak ja ją prowadziłem i znalazłem sprawcę, ale to była ciężka sprawa.

- Co się wydarzyło? Na razie wiem tylko ile osób zabił i kto.

- Nie możesz tego pamiętać, bo jeszcze wtedy nie było cię na świecie, a ja dopiero poznawałem twoją mamę. Nagle dostaję tak poważną sprawę i to w młodym wieku. To była moja szansa, ale sprawca wodził policję za nos. Dostawałem dziwne wiadomości. Nie o siebie się bałem, ale o mamę. Nawet jej groził. Mało brakowało, a teraz nie bylibyśmy szczęśliwi. Mama to bardzo przeżyła i nie chciała do tego wracać, więc nigdy o tym nie wspominamy. Proszę nie rozmawiaj z nią o tym. Nie wiem, jak może zareagować.

O Boże moja mama mogła teraz nie żyć przez jakiegoś psychopatę, a teraz ja badam podobną sprawę. Moje życie to jednak jeden wielki żart. Czemu akurat ja dostałam tą sprawę? To nie może być przypadek, a ja w to nie wierze. Przypadki nie istnieją.

- Tato... nie wiedziałam. Rozumiem, że to ciężki temat, ale moja sprawa jest niemal identyczna i są już dwie ofiary.

- Na pewno dasz radę kochanie. Kto jak nie ty?

Właśnie kto jak nie ja? Musze to rozwiązać.

***

I znowu przekraczam próg komisariatu. Więcej czasu to ja tutaj spędzam niż w swoim domu. Dobrze, że czasami moja sąsiadka dokarmia kota. Nie zawsze ja mogę. Od razu wpadam do biura i mam nadzieję, że już coś mamy. Adam siedzi przy komputerze i coś sprawdza.

- Masz coś?

- Jezu Hazel! Nie strasz mnie. Siadaj lepiej.

- O czyli masz jakieś informację. Gadaj.

- Noah Anderson był kiedyś zwykłym obywatelem. Nawet miał dobrą pracę. Był agentem nieruchomości. Taki niepozorny, ale jak się okazało mordował kobiety w ten sam sposób co nasz nieznajomy. Trochę zajęło jego schwytanie, ale się udało i to przypadkiem. Miał na oku kolejną ofiarę, ale twój ojciec wtedy go zaskoczył. Hazel tą ofiarą miała być twoja mama.

Mama ofiarą? O boże to, dlatego ojciec nie chciał o tym mówić. Tak mało brakowało. Aż musiałam usiąść. Teraz już wiem czemu Adam zasugerował mi żebym siedziała.

- Co się z nim stało?

- Miał siedzieć do końca życia za kratkami, ale w więzieniu zauważono jego dziwne zachowanie i skierowali go do lekarza. Ten potwierdził chorobę psychiczną. Aktualnie jest w szpitalu psychiatrycznym.

- To wariat?

- Można powiedzieć, że ma dwie osobowości i nie panuję nad nimi. W pracy był miłym agentem, a w wolnych chwilach mordował. Nie wyjdzie już stamtąd, więc to nie on jest tym kogo szukamy.

- A co z rodziną miał jakąś?

- Miał syna. Matka zmarła podczas porodu. Sam go wychowywał, ale jak go złapali to on trafił do domu dziecka. Wiemy na razie, że został adoptowany, ale po uzyskaniu pełnoletności zapadł się pod ziemię. Nawet rodzice adopcyjni zgłosili jego zaginięcie, ale nie znaleźli go.

- Jakim cudem dorosły człowiek znika, a nikt go nie znajduję? Przecież do cholery mógł coś po ojcu odziedziczyć.

- Hazel on zniknął dwanaście lat temu. Sprawa została umorzona. Nie uznali go za zmarłego, bo nie ma ciała, ale nikt nie wie co się z nim stało.

- A jakaś inna rodzina?

- Nie ma.

- Cholera! Muszę z jego ojcem pogadać. Może jest wariatem, ale coś się wyciągnie od niego. Odwiedza go ktoś w szpitalu?

- Nikt.

- Jakim cudem oni wszyscy nie mają rodziny, a nawet znikają bez śladu?! Co to za żart!

- Nic nie zrobimy.

- Idę do domu. Nie spałam od kilku dni. Jeszcze trochę, a naprawdę zasnę na stojąco. Widzimy się jutro i działamy dalej.

Musze w końcu zasnąć, a po tych rewelacjach już na pewno. Od razu kieruję się do swojego mieszkania. Liczę tylko na święty spokój. Jednak czy ja mogę go chociaż raz mieć? Przed drzwiami mojego mieszkania znajduję się czerwony bukiet róż. Dokładnie taki sam jaki niedawno pojawił się w moim biurze. Od razu go zgarniam, ale nie mam zamiaru nawet tego czytać. Tylko od razu wyrzucam go do kosza. Żartowniś się znalazł.

Fight with the murderer- ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz