Złość

256 40 1
                                    

Rudolf

Stałem nad sedesem ze spuszczonymi spodniami w dół wraz z bielizną, kurczowo trzymając się szafki z zlewem, która niedaleko stała. Chciałem w tym danym momencie być zupełnie samodzielny. Nie wyobrażałem sobie sytuacji, że Julia miałaby mi pomagać akurat w tej czynności. To byłoby już zbyt duża ujmą dla mnie. Jak dla prawdziwego mężczyznę, którym byłem. Starałem się jak najmniej obciążać ranna nogę, dzięki czemu w znacznym stopniu lżejszy odczuwałem jej ból. Jednak już z żebrami nie byłem wstanie nic zrobić. Na to mógł tylko pomoc mijający czas.

Przez moją głowę, która dręczyły co raz to nowsze myśli, przebiegła ta jak dotąd najważniejsza... "Nie spędzę TEGO dnia w miejscu, które zabrało mi bezpowrotnie Kalinę".

Zacisnąłem mocniej swoją dłoń na blacie szafki i spiąłem wszystkie mięśnie ciała. Ta myśl nie dała mi spokoju. Czułem narastającą we mnie złość i uczucie paniki. Zaczynało mi brakować powietrza. "Nie mogłem tu zostać! Nie mogłem zdradzić Kaliny na rzecz obcych mi ludzi!"... Powtarzałem nieustannie jak zacięta katarynka.

Przestałem zwracać uwagę na wszystko inne. Musiałem jak najszybciej dostać się w TO miejsce. Za wszelką cenę! Zrobiłem szybki obrót, nie zważając na mój stan zdrowia, co było ogromnym błędem. Runąłem momentalnie na zimna posadzkę, rozrzucając po drodze rzeczy stojące na blacie szafki.

- A by to chuj strzelił bombki! - wrzasnąłem czując ogromny, promieniujący ból chyba na każdym najmniejszym skrawku mojego ciała...

Nie wspominając już nawet tego w strategicznym miejscu dla faceta!

- Na litość Boską! - krzyknęła Julia, momentalnie wpadając do pomieszczenia gdzie leżałem długa z wypiętymi, tymi pośladkami na wierzchu. - Mówiłam, że Ci pomogę! - zrobiła się niemalże purpurowa na twarzy - Mało jesteś już poszkodowany?! - nie przerywała swojego jazgotu od którego moje ciśnienie już całkiem poszybowało do góry.

Jakby miała prawo mnie do cholery upominać!!! Byłem dorosłym i OBCYM dla Niej człowiekiem do cholery!

- Skończyłaś? - zapytałem wiedząc, że świece przed Jej oczami gołym tyłkiem - Pomożesz mi? Czy dalej zamierzać mi robić kazania jaki to jestem nieodpowiedzialny?

- Bo jesteś! - tupnęła noga - Jesteś gorszy niż mój syn! - zarzuciła mi, podchodząc do mnie szybko i bez delikatności zaciągając moja bieliznę na swoje miejsce.

Nie zauważyłem w Niej poprzedniego wstydu. W tym danym momencie zabijała mnie wzrokiem.

- Nie jesteśmy nawet znajomymi, byś musiała się o mnie tak martwić - nie byłem Jej dłużny

- To co? Miałam Cię zostawić w tym aucie?!

- Może tak byłoby lepiej, niż słuchać Twojego krzyku!

Spojrzała na mnie tymi swoimi srebrno błękitnymi oczami, pełnymi niedowierzania w moje słowa. Zrobiły się lekko zaszklone, przez co poczułem się znowu jak skończony idiota...

- Prze...

- Nic już lepiej nie mów - przerwała mi w pół słowa, pomagając wstać na nogi. - Przygotuje Ci jedna z wolnych sypialni na dole.

Skierowała się do wyjścia z łazienki i przystanęła na chwilę w miejscu.

- Jutro z samego rana pójdę sprawdzić co z wrakiem Twojego auta. Jeśli dalej stoi to przyniosę Twoje rzeczy. Może znajdę również gdzieś swój telefon, by zadzwonić po odpowiednią pomoc. Wtedy będziesz mógł wrócić do siebie - mówiąc to wszystko ani razu nie zetknęła w moją stronę co wywołało dziwne ukucie w mojej klatce piersiowej.

Przystanek Święta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz