Rozdział 13. Wera. Weapons

2.6K 154 285
                                    

Uśmiechałam się szeroko, słuchając, jak Ella z podekscytowaniem roztacza przed nami perspektywę niepowtarzalnych świąt. Świąt w jedynym rodzaju. Opowiadała, że jej Nana bardzo się przejęła faktem przygotowania przez Ellę i Jonasza wigilii dla najbliższych i postanowiła się zaangażować.

Ella otworzyła lodówkę, ukazując kilkadziesiąt pudełek, pudełeczek, szklanych i plastikowych słoików, po czym stwierdziła, że zaplanowała wspólne przygotowanie kolacji typowo po polsku, czyli jutro, 24 grudnia. Ostateczną instancją akceptującą nasze wszystkie kulinarne wybryki miał być Dominik, który z racji wykonywanego zawodu znał się na tej sztuce najlepiej.

Słuchałam Elli i z każdym jej słowem coraz dotkliwiej zdawałam sobie sprawę, że za rok o tej samej porze najprawdopodobniej będę spędzać święta sama.

Nawet jeśli nawiążę znajomości, a może nawet przyjaźnie, z całą pewnością nie znajdzie się nikt, komu wmuszę swoją obecność na święta. I jakoś nie zakładałam, że tegorocznym wyjazdem Ella i Jonasz rozpoczęli jakąś tradycję, która nakazuje im od dziś do końca życia fundować siostrom i osobom im towarzyszącym wypasione grudniowe wakacje w USA.

Zresztą, to tylko kilka dni, prawda? Wystarczy mi coś, co będzie przypominać świąteczną potrawę, Kevin sam w domu, może Grinch i doskonałe połączenie internetowe. Bo zamierzałam wisieć na telefonie ze wszystkimi członkami rodziny po kolei. Łącznie z Aleksem. Tak, nawet z Aleksem. Niezależnie od wszystkiego.

To znaczy, jeśli to będzie zależało ode mnie. Bo sądząc po chłodzie, jaki roztaczał w moim kierunku, śmiertelnie się na mnie obraził.

Naprawdę nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Serio oczekiwał przeprosin, że nagrodę otrzymałam tylko ja, a nie my razem? A nie on?

Dlaczego tak się dziwił? Ja na przykład zakładałam scenariusz, w którym nie my, a on sam otrzymuje to wyróżnienie i choć, przyznaję, bolało, to nie stawiałam mu z góry żadnych warunków. Nie mogłam mu stawiać żadnych warunków, prawda?

Marzeniom nie powinno się stawiać warunków, zwłaszcza tak wielkim.

No cóż, on najwyraźniej nie miał klauzuli sumienia.

***

Jonasz miał wielką ochotę na narty. Wczoraj i przedwczoraj objechaliśmy cały ośrodek. Na szczęście Ella poprosiła Dominika, żeby wynajął na lotnisku minimum siedmioosobowe auto, żebyśmy zawsze się zmieścili i mogli poruszać się po rozległym Sundance Mountain Resort jednym pojazdem.

Chevy suburban nadawał się do tego wprost genialnie.

Ośrodek był olbrzymi. Do kilku wypasionych domków takich jak nasz prowadziła droga w prawo kilka kilometrów od bramy wjazdowej. W lewo można było dojechać do wywalonego w kosmos ośrodka, w którym, jak szepnęła tajemniczo Ella, czekało nas kilka niespodzianek.

Jonasz i Joda, którzy od dzieciństwa uwielbiali jazdę na nartach, namawiali nas tak długo, że w końcu Dominik i Aleks dali się przekonać. A my z Erykiem poświęciliśmy się atrakcjom dla gości, o jakich dotąd mi się nie śniło.

Mieliśmy mnóstwo wolnego czasu do dyspozycji, ponieważ razem z wypożyczeniem sprzętu, dojazdem i powrotem, nasi bliscy przepadli na trzy godziny. Kiedy dosyć wybawiliśmy się z Erykiem przy artystycznym cięciu lodu (nie, nie wyszło nam to ani trochę artystycznie), rzucaniu toporkiem do celu w lodowe bloki (amerykańskie gry i zabawy powoli zaczynały mnie przerażać), i partyjce golfa na lodzie (miałam nadzieję, że z mojej kompromitującej przegranej nie zachowało się żadne nagranie), ostatecznie udaliśmy się na taras widokowy ośrodka, skąd można było dostrzec w oddali zbocze, do którego pasjonatów narciarstwa i snowboardu zawoziły autobusy liniowe.

Christmas Love Story | 16+ | ZOSTANIE WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz