narkomania
w cieniu stała
do mych drzwi głośno pukałażyła, nos, żyła, nos - co noc do ucha mi szeptała
otworzyłem, nic biedny nie wiedzącczując oddech słodki na swej skórze
aksamitne dłonie służeb
zapragnąłem oddać się owej wichurze
ukojeniu i wszelkiemu jak morfina spełnieniuwtem podłoga się zapadła
pogrzebiony żywcem w kartach
zakopany w brudzie cieni, zużytych strzykawkami i rozbitych filiżankach
zapragnąłem śmierci, która nigdy nie nadeszładaj mi jeszcze jedną noc!
był jedynie pusty bezsens
palący za sobą mosty
grzebiący emocje
palący ambicje
kojący stratyneutralizując bytu istnienie
zamknął moje oczy
zasłonił je kurtyną - jakby z żelaza zrobionąi pamiętam, że nie było już niczego