Rozdział 4

50 1 0
                                    

Był wczesny poranek, słońce powoli wznosiło się nad horyzontem. Hitler jednak nie spał już od dłuższego czasu. Kreślił on językiem swastyki na piasku i paznokciami na korach drzew. Nagle zauważył przechodzącą nieopodal wiewiórkę.
-Idealnie się składa! - Powiedział do siebie Hitler - Swastyka!
Rzucił się w kierunku wiewiórki, po czym zakreślił na niej Swastykę, po czym ta wybuchła w efektywnej eksplozji.
-Co jest kurwa?! - Krzyknął Borys, gwałtownie wybudzony - Znaleźli nas?!
-Spokojnie - Odparł opanowanie Hitler - Tylko trenowałem.
-Co niby? - Powiedział Borys i zaczął składać namiot.
-Jak to co? - Hitler zmarszczył brwi - Swastyka-Jutsu!
-Serio? Opanowałeś już Jutsu? - Borys był pod wrażeniem - To ile ty już nie śpisz?
-Będzie z 5 godzin... - Odparł Hitler zamyślony - Licząc godzinną drzemkę...
-Aha... To jak działa twoja technika? - Borys był zaciekawiony.
-A otóż w momencie, gdy skupie całą moją energie w moich palcach, jestem w stanie narysować Swastykę wiązką energii. - Tłumaczył - Następnie, gdy wyprowadzę silny cios, energia uwalnia się powodując obrażenia.
-Jak to jest skuteczne? - Zapytał Borys.
-Zależy od wielkości i mocy ofiary - odparł Hitler - Może: zmiażdżyć kości, spowodować krwawienie, lub nawet eksplozję!
-Zajebiście! Chociaż lepiej, abyś nie musiał jej za szybko użyć... - Zapadła chwila ciszy - Dobra musimy ruszać!
Ruszyli, więc w stronę Warszawy.

Warszawa

Gdy dotarli na miejsce, słonice dotykało już horyzontu. Warszawa wydawała się pusta. Na ulicach spacerowało zaledwie kilka osób ubranych w długie płaszcze. Hitler postanowił zagadać do jednego z nich.
-Dzień dobry. - Powiedział, a nieznajomy odwrócił się w jego stronę. - Czy mógłby nam pan pomóc?
-Psy czy Koty? - Powiedział bez emocji.
-Co kurwa? - Hitler był nielicho zdziwiony.
-Psy czy Koty?! - Powtórzył agresywnie mężczyzna.
-Eeeee... Psy! - Wyrzucił szybko pod wpływem stresu.
-A więc tak... - Odparł mężczyzna, sięgając ręką pod płaszcz.
Wyciągnął on spod płaszcza AK-47 i rozpoczął trwały ostrzał.
-Ja pierdole! - Hitler szybko pobiegł do Borysa.
Byli otoczeni. Wszyscy ludzie na ulicy także dobyli broni.
-Dlaczego pociągi się nie wyprzedzają? Bo jeżdżą po kolei! - Wykrzyczał Borys, czego skutkiem było zacięcie się broni napastników. - To da nam chwilę! Co robimy?|
Hitler rozglądał się dookoła, próbując coś wymyślić.
-Mam! - Wykrzyknął wreszcie - Jednak musimy się pośpieszyć!
-No dawaj! - Borys był zniecierpliwiony.
-Dobra więc słuchaj, musisz wysuszyć posadzkę. Ja w tym czasie narysuje swastykę. Dzięki powstałej zasłonie dymnej uda nam się uciec!
-Dobra! - Powiedział Borys, po czym wymierzył w posadzkę - Co robi skejter w toalecie? Szaleje na desce!
-Swastyka!
Hitler uderzył, z całych sił w posadzkę, powodując wybuch. Oboje szybko pobiegli przed siebie. Lecz gdy przechodzili obok starej kamienicy ktoś wciągnął ich do środka.
-Kim jesteś?! - Zapytał zestresowany
-Więc wolicie psy? - Rzekła kobieta ignorując pytanie i zapalając papierosa - Słuszna Idea, lecz nie do głoszenia na środku ul. Kotów.
-Słuchaj nie chcemy kłopotów. - Starał się wszystko wyjaśnić Hitler. - Szukamy tylko Włodzimierza Białego.
-To chyba nie macie wyobraźni, skoro go szukacie w środku stanu wojennego. - Powiedziała zaciągając się dymem.
-Stanu wojennego? - Hitler poczuł jakby zaczynał rozumieć - Masz namyśli wojnę między ZSRS I 3 Rzeszą?
-Ja pierdole amator... - Westchnęła ciężko, po czym ponownie się zaciągnęła. - Nie, chodzi o wojnę gangów.
-Jakich gangów do cholery? - Borys włączył się do rozmowy.
-Aktualnie Warszawa podzieliła się na dwa stronnictwa: Wielbicieli Kotów i Psów. - Tłumaczyła dopalając papierosa - Tym pierwszym dowodzi Kaczyński, za to drugim Tusk.
-Ja pierdole! - Borys złapał się za głowę - Już nawet w wojnie gangów rozchodzi się o politykę!
-W takim razie w jakim stronnictwie jest Włodek? - Dopytywał Hitler.
-Po niczyjej - Odparła rzucając niedopałka na betonową posadzkę. - Współpracuje z obydwiema sprzedając im broń biologiczną.
-Możesz nas do niego zaprowadzić? - Zapytał Hitler.
-Jasne! Chodzicie za mną! - Powiedziała po czym wstała energicznie przydeptując niedopałka. - A tak w ogóle jestem Weronika.
Weronika znikła za rogiem.
-Myślisz, że możemy jej ufać? - Zapytał niepewnie Borys.
-A mamy jakiś wybór? - skwitował Hitler.
Poszli za nią, mijając regały z zdjęciami szczeniaków. Dotarli, wreszcie do małego  pokoiku. Weronika odsunęła stolik znajdujący się w rogu, odsłaniając właz. Otworzyła go, odkrywając szyb w dół. Powoli zeszli w dół, aż ich oczom ukazało się podziemne miasto.
-Wow - powiedział z zachwytu Hitler rozglądając się wokoło. - Niesamowite! Sami to zbudowaliście?
-No co ty! - Powiedziała z rezygnacją Weronika - Gdy wybuchła wojna, nie było czasu na takie głupoty. Te podziemia  należały dawniej do mafii Pruszkowskiej.
Przeszli, więc korytarzem mijając imponujące budy i kojce dla ludzi, aż w końcu dotarli do sali konferencyjnej.
-Komendancie! - Zawołała Weronika - Przyprowadziłam nowych żołnierzy!
-Ja pierdole - Odezwał się mężczyzna w mundurze policyjnym - Szykujemy się do ostatecznej bitwy, a ty przyprowadzasz mi tu nowicjuszy?
-Myślałam, że przydadzą się każde ręce do walki. - Odparła spokojnie.
-Ech niech będzie - Powiedział wzdychając ciężko mężczyzna - Gustaw! Oprowadzi adeptów!
-Tak jest! - Odezwał się mężczyzna w stroju Dalmatyńczyka. -Chodzicie za mną!
Poszli więc z powrotem korytarzem.
-Tam po prawej są budy - Tłumaczył - A tutaj puszczamy filmy propagandowe.
-Ale przecież to 101 dalmatyńczyków - Borys ze zdziwienia zmarszczył brwi.
-Właśnie, najlepszą formą zagrzania do walki, jest pokazanie zwycięstw naszych bohaterów. - Oparł pełen dumy Gustaw - W asortymencie mamy między innymi: ,,101 dalmatyńczyków", ,,Zakochany kundel" , czy też ,,Wszystkie psy idą do nieba".
-Ej a co z tą bajką... -Hitler zastanowił się chwilę - Jak jej było... O! ,,Psi Patrol"!
Zabójczy wzrok wszystkich, został skierowany w jego kierunku.
-Nie mówimy o psim patrolu. - odparł śmiertelnie poważnie Gustaw.
-Dobrze... - Po plecach Hitlera przebiegły ciarki - Zmienimy lepiej temat. Co to za ostateczna bitwa o której mówił ten policjant?
-No tak wy nic nie wiecie. - Gustaw podrapał się po głowie - Jutro odbędzie się decydująca bitwa o pałac kultury. Tam rozstrzygnie się ta wojna.
-Czekaj, czekaj! Jutro? - Hitler poczuł niepokój.
-Tak dokładniej o godzinie 12.00
-Ale... mamy walczyć bez żadnego przeszkolenia?
-Spokojnie - Gustaw był wyluzowany - Zrobimy wam 3-etapowe szkolenie szybkie.
-Aha - Hitler się uspokoił.
Gustaw zaprowadził ich do średnich rozmiarów komory i zamknął za nimi drzwi.
-Dobra przygotujcie się do pierwszego testu - Odpowiedział - Będzie to test na wytrzymałość.
-Na czym on będzie polegać? - Zapytał zmartwiony Borys.
-To proste - Wyjaśnił Gustaw - Wygenerujemy w komorze próżnie.
-Co kurwa?! Jak niby ma... - Chciał zaprotestować Borys, lecz przerwało mu wyssanie tlenu.
Hitler zaczął się dusić. Ciśnienie nie robiło problemu. Podczas treningu do programu kosmicznego wytrzymywał większe ciśnienia, lecz tlen był sporą przeszkodą. Czuł jak jego płuca zaciskają się, powodując piekielny ból. Nagle doznał olśnienia. Resztkami sił narysował swastykę w powietrzu, lecz gdy miał zadać cios zasłabł. Na szczęście Borys zrozumiał intencje Hitlera. Przez bycie ratownikiem wykształcił umiejętność przetrzymywania ogromnych ilości tlenu. Wyrzucił z siebie resztę powietrza w celu zbliżenia się do znaku, po czym wyprowadził cios. W jednej chwili materia w środku komory wywróciła się na drugą stronę wytwarzając tlen.
-Udało się! - Uradował się Borys - Tylko co właściwie się wydarzyło?
-Nie mam pojęcia. - Przyznał Hitler- Miałem nadzieje na wysadzenie komory od środka, ale najwyraźniej moja technika przybiera dziwne właściwości w warunkach beztlenowych.
-Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem! Mało ochotników przechodzi przez etap 1! - Pogratulował Gustaw - Pora na moje ulubione: strzelnicowo!
-Niby jak mamy trenować skutecznie strzelnicowo na tak małej przestrzeni? - Zdziwił się Hitler.
-Spokojnie mamy sposoby - Odparł Gustaw, po czym nacisnął guzik. Na środek pomieszczenia został spuszczony pojemnik pełny owadów, a z ścian wysunęły się 2 karabiny maszynowe. - W pojemniku znajduje się 1000 samic komarów, każda jest nosicielką malarii. Za minutę wypuścimy je wszystkie, waszym zadaniem jest wystrzelać je wszystkie zanim was zabiją.
-Co kurwa? - Borys poczuł dreszcz - Jak niby mamy to zrobić?
-Powodzenia - rzucił Gustaw po czym pociągnął za dźwignie, a skrzynka zaczęła się otwierać.
Hitler i Borys popędzili do broni. Komary wyleciały z ogromną szybkością, a Hitler i Borys rozpoczęli ostrzał. Komary padały jeden za drugim, lecz wydawało się jakby wcale ich nie ubywało.
-Co jest kurwa?! - Hitler był już poddenerwowany - Strzelamy i strzelamy a ich nie ubywa! Zaraz skończy mi się amunicja!
-Trzeba do tego podejść rozważnie! - Powiedział Borys zastanawiając się co zrobić.
Analizował sytuację: Podłoga, coraz bardziej zapełniała się owadami, lecz wydawało się jakby insektów wręcz przybywało. Przyjrzał się uważnie owadom.
-Kurwa! - Zakrzyknął - Skurwiele chcą nas wyrolować!
-O czym ty pierdolisz?! - Hitler był już na skraju irytacji.
-To Bydgoskie komary!
-Co kurwa?!
-Prawie ich nie poznałem przez nasze położenie. - Wszystko dla Borysa zaczęło się układać - Ta odmiana charakteryzuje się tym, iż po śmierci z wnętrza takiegoż wychodzą 2 kolejne!
-To co mamy robić?! 
-Jest tylko jeden sposób, aby skurczybyki się uspokoiły! - Wyjaśnił Borys - Kastracja! Celuj w jądra!
Tak też zrobili. Wykastrowane komary padały martwe jeden po drugim, lecz tym razem już po chwili pomieszczenie było czyste (Nie licząc podłogi).
-Gratulację! - ogłosił Gustaw wchodząc do pokoju, trzymał ogromne nożyce - Pora na ostatni test: Wytrzymałość. Pora was wykastrować!
-O nie kurwa! Tego za wiele! - Zaprotestował Hitler po czym rzucił się na Gustawa. - Swastyka!
Z ust Gustawa trysnęła krew, a on sam wylądował pod ścianą.
-Gratulację... - Powiedział resztkami sił - Zdaliście ostatni test... Samo decyzyjność...
-Kurwa! - Hitler wybuchł wściekłością - Nienawidzę tego jebanego schematu!
-Spokojnie! - Starał się załagodzić sytuację mężczyzna, który właśnie wszedł do pokoju.-  Jest cisza nocna. Do kwater!
Kolejnych 2 mężczyzn weszło do pokoju. Podnieśli Gustawa i wynieśli go z pokoju. Hitler z Borysem,  ruszyli za nimi. Dotarli do obszernego pokoju, na ziemi leżały ciasno ściśnięte maty do spania. Hitler, oraz Borys zajęli dwie leprze z brzegu.
-Gasić światła! - Ogłosił jeden z policjantów.
W całym pomieszczeniu zapadł nieprzebyty mrok.
-Ej Hitler - Wyszeptał Borys - Gdy wszyscy zasną idziemy znaleźć Włodzimierza. Nie?
-Oczywiście! - Ogłosił Hitler, po czym zapadł w drzemkę z wycieczenia.

Najgorszy fanfikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz