Dziwnie tak stać przed drzwiami prowadzącymi do jadalni i pomimo zachwytu zamkiem, czuć się jak obcy, bez prawa wstępu.
Jedno z drewnianych skrzydeł stanęło otworem, ukazując salę pełną luster. Wyglądała inaczej niż to co przedstawiał opis. Przy pierwszym spotkaniu z tą sceną wyobrażałem sobie srebrną salę, pełną światła i wewnętrznego blasku, a przywitała mnie stęchlizna i duchota świec, które spowijały srebrną zastawę ciepłym, drgającym półcieniem. Nie było ani jednego okna, które mogłoby świadczyć, że słońce już zawitało na horyzoncie. Ponura atmosfera nie zachęcała do spędzania tam wolnego czasu, jednak przy olbrzymim stole siedział blady, wątły mężczyzna. Zamglonymi oczami wpatrywał się w jakiś nieokreślony punkt.
— To ty, Edwardzie?
— Tak panie, wprowadzić ich?
— Owszem, niech usiądą. Mam nadzieje, że dotrzymają mi towarzystwa przy śniadaniu.
Służący usnął się z przejścia, wskazując nam miejsca, które możemy zająć.
— Witam was drodzy panowie na mojej wyspie. Nazywam się Leonard Gabriel Sagara. Edward zapoznał mnie z waszą sprawą, ale znając jego osąd, chciałbym nabyć własny. Jednak na wstępie proszę was o miłe towarzystwo przy posiłku. Po tym przejdziemy do interesów.
Marynarze z niepokojem przystali na propozycję, mimo wszystko nie mogąc się oprzeć wizji ciepłego posiłku. Nawet jakby chcieli odmówić, to byłem tak głodny, że mnie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Na myśl o kaszance, mój żołądek robił fikołki że szczęścia.
W chwili, gdy mężczyźni zajęli wolne miejsca, drzwi jadalni stanęły otworem, a do pomieszczenia weszło trzech kelnerów, o których totalnie zapomniałem. Wyglądali nijako i choć próbowałem zapamiętać ich twarze, natychmiast myśl o nich umykała. Czyli tak to było. Jeśli, ktoś nie był opisany w książce, to nie dane będzie mi go poznać. Jest jedynie marionetką bez duszy, wyrazu i wolnej woli. Elementem tła, które ma dać iluzję żywej opowieści, a nie jedynie spektaklu. Dopiero, po udekorowaniu stołu niesionymi przez siebie potrawami, opuścili lustrzaną salę, a pan wyspy wyprostował się na krześle, zdradzając wreszcie jakiekolwiek oznaki życia. Podniósł swoją chorobliwie bladą dłoń, na co stojący za nim sługa posłusznie zrobił krok do przodu...
— Dziś kucharz przygotował czarną polewkę, wątróbkę w sosie śmietanowym oraz smażoną kaszankę.
— Doprawdy, cóż ten Zygmunt nie wymyśli, co było ostatnim razem? Móżdżek...
— Z jajecznicą — podpowiedział sługa, nakładając zupę do srebrnego talerza.
Dobrze, że tym razem zdecydował się na coś normalniejszego. Kaszanka była jak najbardziej spoko.
— Ach tak... móżdżek z jajecznicą i flaki... zaczyna mnie zadziwiać ta polska kuchnia Edwardzie. Toż to muszą być barbarzyńcy, skoro nie obrzydza ich fakt tworzenia takich przepisów, a wy moi mili goście, co o tym sądzicie?
Flaki w sumie też bym zjadł.
Marynarze wbili swoje zaskoczone spojrzenia w potrawy, a następnie w pana zamku. Kapitan przełknął ślinę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Od razu barbarzyńcy — wymamrotałem, przełykając najlepszą kaszankę w moim życiu. — Jesteśmy najzwyczajniej w świecie oszczędni. Po co wyrzucać, coś co można przerobić w smaczny posiłek.
Spojrzenie wszystkich padło na mnie, aż kęs utknął mi w gardle. No tak, tu miał popisać się elokwencją Wiktor. Zapadła pełna napięcia cisza. Chyba niechcący naruszyłem tok tej sceny.
CZYTASZ
Szepty Oceanu Przetrwanie | Isekai
Horror„Nie słuchaj, bo woda lubi pożerać słuchaczy jej szeptów" Arturowi przyszło przekonać się o tym na własnej skórze, gdy nieopatrznie zażyczył sobie trafić do czytanego przez siebie horroru o morskiej wyprawie, srebrnikach i metalowych wiedźmach. Horr...