II

590 24 3
                                    

Kiedy przekroczyłam próg mieszkania odrazu rzuciłam w kąt torbę pełną przepoconych ciuchów i powlokłam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, podczas którego przemyłam twarz wodą, bo byłam tak padnięta, że nie chciało mi się nawet zmyć makijażu. Po wyjściu z kabiny zarzuciłam na siebie za dużą bluzę i poczłapałam do sypialni, po czym, już z progu, rzuciłam się jak długa na łóżko. Ledwo zdążyłam szczelnie opatulić się kołdrą i zupełnie mnie odcięło.

***

Rano obudził mnie alarm, który codziennie, oprócz niedziel, miałam nastawiony na 7:15. Dojazd na halę Jastrzębia zajmował mi może 30 minut, więc teoretycznie miałam kupę czasu, żeby wyrobić się na 10:00. Tak jak wspomniałam, teoretycznie. Budzik oczywiście wyciszyłam i półprzytomna włączyłam ten na 9:00.

Godzinka wystarczy.

Moją najbardziej charakterystyczną cechą było spóźnialstwo. Choćbym nie wiem jak się starała to zawsze wszędzie docierałam po czasie. Za czasów szkolnych było to samo, nie było tygodnia, żebym choć raz nie weszła do sali po dzwonku.

Kiedy o 9:00 zadzwonił, konsekwentnie przeze mnie nastawiony, budzik odrazu go wyłączyłam. Otworzyłam wciąż jeszcze klejące się ze zmęczenia oczy i odrazu sięgnęłam po telefon. Przez kilka minut przeglądałam sociale, żeby się rozbudzić, a kiedy nadrobiłam już wszystkie nocne zaległości podniosłam się z łóżka. Podeszłam do szafy, zgarnęłam z niej pierwszy lepszy dres nike'a i wciągnęłam na siebie komplet. Miałam słabość do tych setów, były niesamowicie wygodnie i... stanowiły mniej więcej połowę mojej garderoby.

Ostatnio odzwyczaiłam się od jedzenia śniadań i, w ogóle, od spożywania czegokolwiek przed godziną 12:00, więc tak naprawdę trenowałam na czczo, co ze zdrowotnego punktu widzenia było idiotycznym zachowaniem. Gdyby nasz klubowy dietetyk się dowiedział zabił by mnie, dlatego, całe szczęście, tą tajemnice znała wyłącznie osoba, której ufam bezgranicznie- ja.

Zgarnęłam więc tylko z blatu bidon z wodą, której nie wypiłam wczoraj, torbę z ubraniami treningowymi, które, swoją drogą, przydałoby się już wyprać i klucze, których szukałam po domu dłuższą chwilę. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał 9:34.

Zajebiście, jestem w najmniejszym niedoczasie od dawna!- pochwaliłam się w myślach z zadowoleniem.

Zjechałam windą do garażu podziemnego, otworzyłam czarne Porsche Cayenne i wsiadając rzuciłam torbę na miejsce pasażera.

Samochód dostałam od rodziców na osiemnastkę. Przez pierwsze kilka miesięcy bałam się nim jeździć, mając świadomość jego ceny, ale przełamałam się, kiedy pierwszą, malutką ryskę zrobił w lakierze, o ironio, mój własny ojciec, który od dziecka uczył mnie większego szacunku do pojazdów niż do innych ludzi.

Zazwyczaj jeżdżąc na poranne treningi puszczam sobie muzykę na fulla, ale tym razem potrzebowałam chwili ciszy.

Zaparkowałam pod obiektem i tradycyjnie spojrzałam na zegarek.

9:58

Naprawdę biję rekordy.

Zgarnęłam rzeczy z siedzenia pasażera i pobiegłam na salę, po drodze przebierając się w szatni.

Przywitałam się z dziewczynami skinieniem głowy, na co większość odpowiedziała mi tym samym, po czym dołączyłam do rozgrzewki. Tego dnia drużyna męska miała trening przed nami, czego strasznie im współczułam, bo nie wyobrażam sobie wchodzenia na parkiet o 8:00 w moim wykonaniu. W związku z tym kilku siatkarzy siedziało na trybunach obserwując naszą grę.

always and forever || Tomasz FornalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz