Rozdział pierwszy

24 3 0
                                    

Nigdy nie lubiłam być w domu. W zasadzie nie czuję się w nim jakbym w nim była. Dom to nie tylko ściany, drzwi i okna. To rodzina. Mama, tata, rodzeństwo...

Mieszkam z mamą. Mój starszy brat – Chase, gdzieś ''zniknął". Tak twierdzi moja zaborcza mama. Lecz nie pomyślała, że może się z kimś kontaktować. Nawet przez listy.

Chase kontaktuje się ze mną. Przez listy. Wiem, że wydaje się to głupie i ''staroświeckie", ale nie mamy innego wyboru. Gdyby moja mama by się dowidziała, z mojego ''domu" zrobiłoby się jeszcze większe piekło niż jest. Tak jest bezpieczniej. Po za tym listonosz przynosi nam listy prosto do domu zamiast wkładać je do skrzynki.

Mój brat co dwa tygodnie o drugiej w nocy w piątki wkłada mi jeden list do skrzynki. Natomiast ja wyjmuję je po drugiej gdy ''wracam z imprezy". Nigdy nie byłam na imprezie. Dlaczego? Ponieważ wolę usiąść sobie w swoim zaciszu, z książką i kawą z mlekiem. Dlatego zazwyczaj co dwa tygodnie w piątki siedzę w bibliotece lub kawiarni, które są otwarte dwadzieścia cztery godziny na dobę.

***

Dziś są moje siedemnaste urodziny i piątek, czyli list od mojego brata. Tak szczerze? Nie spodziewam się od niego żadnych życzeń. Nigdy sobie ich nie mówiliśmy. Zazwyczaj w nasze urodziny chodziliśmy na wagary i spędzaliśmy je we dwójkę. To była nasza taka tradycja.

Tęsknię za nim. Bardzo. Mój starszy brat nie był tylko moim starszym rodzeństwem, a przyjacielem, któremu mogłam powiedzieć dosłownie wszystko. Mówiłam mu nawet o zwykłych błahostkach takich jak „Chase jakiś chłopak wyzwał mnie od głupich" i robiła się afera.

***

- Chase...

- Co tam? – zapytał z ciekawością.

- No bo... Nie to głupie. – Czułam się z tym głupio, że przyszłam z taką błahostką do niego.

- No powiedz. Wszystko co mi mówisz nie jest głupie – powiedział z powagą.

- No bo jakiś chłopak z ósmej klasy powiedział, że jestem głupia.

-Nie jesteś głupia to po pierwsze. A po drugie powiedz mi wszystko co o nim wiesz...

***

Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie. Miałam wtedy tylko trzynaście lat, a mój brat szesnaście. Chłopak, który mnie zwyzywał wrócił do szkoły dopiero po miesiącu. Bał się na mnie spojrzeć, a gdy byłam blisko spieprzał gdzie pieprz rośnie.

Nie mam za złe mojemu bratu i tacie, że mnie zostawili z mamą. Radzę sobie. Mimo, że nie widzieliśmy się od dwóch lat. Wiem, że któregoś dnia mnie stąd zabiorą. Muszą tylko ogarnąć dobre warunki dla mnie. Tylko tyle... Mogę jeszcze się wyprowadzić i żyć "na swoim".

- Mamo...

- Co? – powiedziała zirytowana.- Mów bo nie mam na ciebie czasu.

Jennifer Brown, czyli moja matka. Jest ode mnie wyższa o ponad głowę. Mimo swojego wzrostu nosi szpilki i obcasy, które mają po, nawet, dziesięć centymetrów. Jej blond włosy sięgały nieco do łopatek. Zazwyczaj nosiła idealnego koka. W jej niebieskich oczach można było dostrzec jedynie chłód, który, kiedyś sprawiał, że jej wzrok mnie przytłaczał.

Jest strasznie zaborcza. Na szczęście pozwala chodzić mi na ''imprezy". Mówi, czytuję „Możesz chodzić na te imprezy, ale jak wrócisz do domu chociaż z jednym promilem alkoholu to wiesz co cię będzie czekało". Pamiętam jak kiedyś poszłam tylko RAZ na pieprzoną imprezę. Mój chłopak i moja przyjaciółka mnie wtedy upili. Źle wspominam powrót z tej jakże udanej imprezy.

- Może... może wyjdziemy dziś gdzieś raz.. – nie zdążyłam dokończyć zdania, a już mi przerwała.

- Nie wyjdę z tobą nigdzie. Nie będę wychodzić z takim czymś jak ty. – Spuściłam wzrok. Często mnie tak poniżała. – Co ty sobie niby myślisz, co? Że będę wychodzić gdziekolwiek z tobą? – zrobiła zniesmaczoną minę. – Z puszczalską szmatą? – oczy zaszły mi łzami.

- Nie puszczam się. – Starałam się być twarda, lecz coś mi nie szło.

Zaśmiała się gorzko.

- Może się jeszcze porycz. – Zrobiła poważną minę. – Zejdź mi z oczu i się nie pokazuj lepiej jeżeli chcesz jeszcze stać po tej stronie świata.

Westchnęłam i szybkim krokiem poszłam do pokoju.

Puszczalska szmata.

Nie będę wychodzić z takim czymś jak ty.

Czasami się zastanawiam czy z bratem nie zostaliśmy podmienieni w szpitalu. Nasi rodzice mają jasne włosy, a my ciemne. Oni mają jasne oczy my mamy ciemne. Co jest nie tak?

No właśnie. Nie wiem.

Gdy weszłam do pokoju spojrzałam na duże lustro, które stało pomiędzy drzwiami do garderoby, a drzwiami do łazienki. Nie byłam zbytnio ładna. Nigdy tak nie uważałam. Po prostu nie byłam. Moje ciemno brązowe włosy sięgały mi do połowy pleców. Moje oczy, które jako jedyne mi się podobały, były wyjątkowe. Prawe oko było jasno zielone, można było powiedzieć, że nawet miętowe, zaś lewe było brązowe. Jestem szczupła ale trudno jest mi to zauważyć. Nie akceptuję swojego cała. Może przez mamę albo mojego byłego chłopaka? Nie wiem. Chciałabym się dowiedzieć.

Potrząsnęłam głową aby przestać o sobie myśleć.

Rozejrzałam się po moim pokoju. Jego ściany były w kolorach bieli. Na przeciwko drzwi wejściowych do niego są okna i balkon. Po mojej prawej jest czarne dwuosobowe łóżko, a obok niego stoją dwie czarne półki nocne ze złotymi elementami. Naprzeciwko niego po prawej stronie stoi czarny regał z książkami. Obok niego stoją czarne drzwi ze złotą klamką od garderoby.

Spojrzałam na godzinę w telefonie, który miałam w ręce. Była już dziewiętnasta, więc zaczęłam się szykować do pracy. Zazwyczaj nie pracuję w piątki lecz dziś był wyjątek.

***

Dziś był mały ruch. Była tylko piątka ludzi. W końcu to piątek. Większość studentów i nastolatków balowało. Jedni pracowali, a drudzy czytali.

- Deila, mogłabyś obsłużyć nowego klienta, proszę? – zapytała Harper.

Harper Taylor – moja koleżanka z pracy. Była niską szatynką z szarymi oczami. Jej figura była piękna. Każdy jej chyba zazdrościł tego wdzięku. Ja zaś zazdrościłam jej charakteru. Mogłam ją nawet nazwać przyjaciółką. Była bardzo cierpliwa. Potrafiła czekać. Potrafiła mnie wysłuchać. Potrafiła mnie słuchać nawet jak dławiłam się łzami przez książkę. Potrafiła mnie słuchać kiedy mówiłam jej o tym jak zerwałam z chłopakiem. Potrafiła mnie słuchać nawet jak wygadywałam głupoty. Z czasem zaczynałyśmy zachowywać się jak siostry "na odległość"...

- Jasne – uśmiechnęłam się

Zaczęłam zmierzać do mężczyzny. Wydawał mi się znajomy. Bardzo znajomy...

- Dobry wieczór, co podać? – uśmiechnęłam się uprzejmie.

- Dobry. To co zawsze – jego głos był mi bardzo znany.

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego znad notesu. Tylko jedna osoba tak mówiła gdy tu przychodziła. Zaczęłam go lustrować od dołu. Miał na sobie czarne eleganckie buty i spodnie do tego założoną miał w tym samym kolorze koszulę z podciągniętymi rękawami. Na jego ręce mogłam dostrzec tatuaż, który prowadził aż do szyi. Był to wąż. Była to też dzisiejsza data. Dwudziesty dziewiąty czerwca. Następnie spojrzałam na jego twarz. Był lekko uśmiechnięty. Jego oczy były jasno zielone tak jak jedno z moich oczu. Jego ciemno brązowe włosy były kręcone.

Obiecuję ci. Wrócę tu i cię stąd zabiorę. Kocham cię.

Otworzyłam szeroko oczy.

- Cześć, siostrzyczko – uśmiechną się szeroko. -Tęskniłaś?

- Chase...

haniaaa_autorka

Inferno all'inferno [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz