Rozdział Szesnasty

1.8K 153 12
                                    

Luke


Krzyki i nieznośne odgłosy dochodzące z dołu dobiegły do moich uszu, kiedy tylko ułożyłem się na plecach. Westchnąłem cicho, klnąc pod nosem i ponownie zastanawiając się dlaczego postanowiłem zamieszkać z tymi trzema nieobliczalnymi, nieznośnymi i jakże irytującymi kretynami. Cóż może dlatego, że tak naprawdę prawie w ogóle się nie różnimy? Tak, to chyba właściwa odpowiedź, jeśli miałbym być w 100% szczery, właśnie podobne cechy bym sobie przypisał. Niestety, ale taka jest prawda, jednak nie mam z tym większego problemu, jeśli ludzie nie mają zamiaru zachowywać się w stosunku do mojej osoby fair, dlaczego ja miałbym być taki dla nich? 

Westchnąłem i przetarłem twarz dłońmi, następnie powoli otworzyłem oczy, wlepiając wzrok w biały sufit. W głowie wciąż miałem wydarzenia z wczorajszego dnia, które nie dawały mi spokoju. Z resztą nie chodziło tu tylko o włamanie, ale również miałem na myśli wypadki, skradziony pendrive i powrót Kevin'a. Widząc to wszystko ktoś mógłby pomyśleć, że to przecież oczywiste, że za tym wszystkim może stać Kevin, lecz znam tego kretyna nie od dziś, dlatego jestem pewny, że to byłoby to zdecydowanie za proste. Racs uwielbia bawić się swoją ofiarą, nie zna również umiaru, jest w stanie poświęcić wszystko jeśli tylko jest pewny swojego zwycięstwa. Niestety, ale to zawsze on wygrywa, pomimo tego jaką cenę płaci. Jest zaślepiony samym sobą, nigdy nie myśli o nikim innym jak tylko o własnym dobru. Kolejne cechy, które według wielu osób nas łączą, szkoda tylko, że ci ludzie nie mają pojęcia jak w wielkim są błędzie. 

Ręką sięgnąłem pod poduszkę, poszukując swojego telefonu. Kiedy moja dłoń napotkała przedmiot, przyciągnąłem go do siebie, odblokowując wyświetlacz. Spojrzałem na ekran, chcąc dowiedzieć się która jest godzina. Zauważając, że jest dziesiąta rano, przewróciłem się na bok i zamknąłem oczy, nie mając zamiaru wstawać. Po chwili jednak drzwi do mojego pokoju otworzyły się przez co do pomieszczenia wpadło światło. Jęknąłem cicho po czym poduszką przysłoniłem sobie twarz, mając nadzieję, że Michael okaże trochę serca i pozwoli mi na dalsze kontynuowanie mojego wypoczynku.

- Wstawaj królewno - Powiedział, wesołym głosem, następnie zabrał mi poduszkę i odrzucił ją gdzieś w kąt.

- Daj mi spokój - Jęknąłem, wzdychając ciężko, niezadowolony z jego poczynań.

Michael podszedł do okna po czym odsłonił rolety, a promienie słońca przedostały się do pokoju, co przyznam, ani trochę nie poprawiło mi humoru, wręcz przeciwnie.

- Wstawaj, mamy dzisiaj dużo do zrobienia - Powiedział, a jego ton głosu ani trochę się nie zmienił, wciąż miał w sobie tyle szczęścia.

Szczerze podziwiam tego człowieka za to jak potrafi cieszyć się ze wszystkiego. Nie ukrywam jego optymizm często jest naprawdę męczący, jednak on daje mu ogromną siłę do robienia tego do czego życie go zmusza. Pomimo tego jak może to brzmieć,  radość w nim nie sprawia, że przez to jest miękki czy słaby. Kiedy trzeba Mike potrafi pokazać swoją ostrą stronę, oraz porządnie i po swojemu coś załatwić. Jednak szybko się opanowuje, co jest kolejnym plusem. Poza tym, ktoś musi być tym, który jako jedyny niczego nie spieprzy. Niestety padło na biednego Mike'a

- Czy mogę choć przez jeden dzień porządnie się wyspać? - Mruknąłem zirytowany i podniosłem się do pozycji siedzącej, ponownie przecierając twarz dłońmi.

- Czy możesz chociaż raz podnieść swój leniwy tyłek i zrobić to co musisz zrobić? - Spytał, patrząc na mnie wyczekująco i krzyżując ręce.

- Wolę nie - Powiedziałem, mrużąc oczy, które jeszcze nie przyzwyczaiły się do tak jasnego światła, po czym ponownie opadłem bezwładnie na łóżko.

Zemsta - Luke Hemmings || CompletedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz