Dni dłużyły się horrendalnie. Zlewały się. Ciągły w ten sam bardzo oporny sposób jak robiły to co roku o zimowej porze. Były dżdżyste lub śnieżne. Poprawiały nastroje albo wręcz je niszczyły.
Długi płomień białej świecy nagle oświetlił stolik nocny Regulusa Blacka. On sam usiadł na niewygodnym materacu. Z malutkiego stoliczka sięgnął po swoją różdżkę. Wyciągnął lewą rękę.
- Accio notes- powiedział cicho, a na jego dłoni w mgnieniu oka pojawił się gruby zeszycik z brązową okładką.
Pogładził kciukiem delikatnie grzbiet notesu. Dobrze znał te powierzchnię. Jeszcze raz uniósł swą różdżkę. Powiedział coś pod nosem i machnął nią. Z pozornie niezapisanych, czystych kartek wyłoniły się proste, ołówkowe litery. Regulus przerzucił kilka kartek wstecz.
" Na prawdę nie wiem co mam zrobić.
dwudziesty pierwszy listopada, rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty pierwszy"
Czytał lekko rozmazany napis. Przełknął cicho ślinę. Pamiętał ten dzień bardzo literalnie.
Tego dnia pierwszy raz zwątpił. Jego myśli były rozłączone na milion kawałków. Lekko rozkojarzone i sprzeczne. Duże krople listopadowego deszczu padały na malutkie okrągłe okno w pokoju wspólnym domu Salazara Slytherinu. On siedział plecami oparty o ciepłe cegły kominka, będąc ukryty jeszcze za wysokim, zielonym fotelem. Na swoich przyciągniętych kolanach, ku klatce, piersiowej trzymał notes. W głowię Regulusa przebywało zbyt wiele przemyśleń. Kołatały się, stykając się ze sobą. Nie były pragmatyczne. Irracjonalność, aż od nich biła. Ciemne tęczówki chłopaka wpatrywały się w puste kartki notesu. Nie miał pojęcia co chciałby w nim zapisać. Ambiwalencja ogarnęła jego myśli. Dwa elementy przeciwstawne. Było tego zbyt wiele.
Regulus przerzucił kilka kartek do tyłu.
„ Wszystko w tym jest do siebie sprzeczne. I to mnie denerwuje. Dlaczego nic nie może być jasne i pewne? Kierujemy się tylko do niewiadomych, o których nie mamy pojęcia. To jest naszą zgubną zagadką, na jaką odpowiedź możemy znaleźć tylko kiedy się do niej będziemy zbliżać. A co jeśli chcę znać ją teraz, bez żadnego przybliżania się? Co jeśli tak na prawdę może ją znam, ale nie chcę przyjąć jej do wiadomości?
czternaty marca, rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty drugi"
Czternasty z dni marca był tym najupalniejszym. Roślinność na Błoni zaczęła kwitnąć. Malutkie kępki trawy rozpoczęły proces rośnięcia, a korony drzew w Zakazanym Lesie nabierały coraz to dorodniejszych kolorów. Słońce okrywało całość swoimi ciepłymi promieniami. Tego dnia Regulus siedział na wielkim głazie tuż przy szkarłatnym jeziorze u podnóża Hogwartu. Pamiętał dokładnie świeży zapach wody i kwiecistej łąki. Mimo tak wielu dobrych rzeczy, chłopak nadal nie mógł ożywić w sobie tej pozytywnej strony. Powinien właśnie rozmawiać z Daniellem McCorey o nowym składzie irlandzkiej drużyny quidditcha lub przynajmniej pomarudzić o nadchodzącym sprawdzianie z zajęć transmutacji u pani Minewry McGonagall. Nie pamiętał dokładnie tego co chciał tymi kilkoma zdaniami wyrazić. Niemoc? Bezwład? Jakąś w swego rodzaju rezygnacje? Nic nie mógł sobie przypomnieć. Nie pamiętał już uczuć jakie go wtedy kierowały. W tym był problem. Budował swój wewnętrzny mur, który był zbyt silny. Gdy nadchodził czas, kilka cegiełek opadło. Zlatywały zbyt mocno i gwałtownie. Wtedy też zbyt szybko zastępował je delikatniejszymi, ale te zagłębiały szczelinę szczelniej. Pod wpływem chwili pisał za bardzo ogólnikowo i filozoficznie. Tylko to pomagało w zapomnieniu wygórowanych uczuć.
Regulus potrząsnął głową na te kilka wspomnień. Nie były radosne, ale wręcz przepełnione brakiem bierności i strasznym marazmem.
CZYTASZ
wrong direction ~𝕽𝖊𝖌𝖚𝖑𝖚𝖘 𝕭𝖑𝖆𝖈𝖐
Fanfictionw ponury i chłodny dzień jego zwątpienie nabierało coraz mocniejszej siły, posyłając jego myśli do najokrutniejszych kierunków. gdzie pozostałości niewiary się podnosiły, a jego rozum mówił jedynie "nie pozwól się znów obdarzyć koszem tych fałszywy...