Dwa dni później. Godziny poranne.
Szare, małe okno zasypane zostało śnieżnobiałymi kryształkami. Był to mroźny poranek i nie bardzo przyjemny. Wiatr zawiewał swoim chłodnym suknem przedzierając się do środka przez najdrobniejsze szczelinki.
— Zejdź z niego, szczurze!
Piskliwy wrzask rozbrzmiał tuż koło ucha Regulusa. Później poczuł malutkie stopki stąpające po jego ciele. Drobne łapki zwierzęcia naciskały brązową narzutę, którą był przykryty. Młody Black uchylił powiekę lewego oka, wtedy szczur szybko wtulił się w jego szyję i ciemne loki.
— Ty zdrajco! To ja daje ci jeść!— krzyknął oskarżającym tonem Caelius Willingdon, marszcząc brwi. Pulchny, jasnowłosy chłopak zarzucił ręce na klatkę piersiową, krzyżując je. - A mama mówiła, żeby wziąć śnieżną sowę!
Szczur dalej siedział w zagłębieniu szyi Regulusa. Tulił się w jego ciepły kark, nie mając zamiaru wyłazić. Zwierze pomrukiwało cicho, a Caelius coraz bardziej miał tego dość.
Black jedynie ziewnął i podrapał się lewą ręką po skroni.
— Musisz częściej spędzać z nim czas— powiedział zaspany Regulus, otwierając troszeczkę szerzej oczy i łapiąc w dłoń szczura, przy czym budząc biedaka. Chłopak podniósł się na prawym łokciu i podał zwierzątko koledze.— Gwizdek czuje się niedoceniony.
Caelius potrząsnął tylko twierdząco głową, zabierając swojego podopiecznego. Po kilku sekundach nie było nigdzie widać jego złotych kosmyków. Tymczasem ciemnowłosy chłopak wyciągnął swoją rękę w kierunku starej lampy i pociągnął lniany sznureczek. Światło z pod beżowego abażuru rozjaśnił stolik nocny oraz okolice łóżka. Było jeszcze bardzo ciemno. Z obliczeń wschód słońca miał być dopiero za trzynaście minut i dwadzieścia sześć sekund.
Nagły ból rozszedł się po głowie Regulusa. Nieprzespana noc dawała o sobie poznać. Miewał już gorsze koszmary, ale poprzedniego zmroku było to nasilone.
— Widziałeś może mój czarny krawat?— zapytał Nicander Rayleigh z charakterystycznym dla niego irlandzkim akcentem, grzebiąc rękoma w mahoniowej skrzyni. Regulus obrócił swoją sylwetkę w kierunku szatyna.
Chłopak bacznie przyglądał się zmęczonej twarzyczce kolegi.
— Attius narobił ostatnio bałaganu, zapytaj jego— odparł ciemnowłosy, przecierając zaczerwienione oczy dłońmi.
Nicander westchnął cicho na tę odpowiedź i zamknął głośno klapę skrzyni. Później lekkim chodem wyszedł z pomieszczenia. Młody Black jedynie przewrócił oczyma, wstając niechętnie ze swojego łoża.
•
Przez ogromny Pokój Wspólny Slytherinu rozprzestrzenił się słodki zapach wypieków. Tuż przy rozżarzonym kominku stał mały, okrągły stół, a na nim metalowe pudełko. W środku leżały maślane ciasteczka. Ciepło, które dawało od siebie palenisko sprawiło, że cukier posypany na ich wierzchu mimowolnie się rozpuścił. W prawdzie to właśnie ich aromatyczny zapach dał radę ściągnąć zaspanego Regulusa na dół. Jego brzuch domagał się słodkości tuż przed porą śniadaniową.
Chłopak cichymi krokami stąpał po kamiennych schodach, poprawiając kołnierzyk białej koszuli. Kątem oka spojrzał na półokrągłe okno, które ukazywało ciemnozielone korony drzew iglastych, jednolicie pobryzgane białym puchem. Lubił zimę. Była adekwatna do niego. Chłodna, mroźna i dominująca. Rzadko pozwalała, by przedzierało się przez jej bialutkie chmury promienne słońce. Taki właśnie też był Regulus. Trzymał się mocno siebie, akceptując swoje śnieżyce i zamiecie, ale też starał się, by choć troszeczkę wkradły się gdzieś pomiędzy wiązki jasnego światła. Schodząc z ostatniego stopnia, wszedł stopami na szmaragdowy dywan, rozścielony po całym pokoju wspólnym. Regulus podszedł powoli do stolika. Jego ciemne oczy zwróciły się do czubków czarnych butów i natrafiły na malutką, otwieraną karteczkę. Leżała tam bezwładnie, jakby zgubiona. Postanowił podnieść ją. Palcami szybko obrócił w odpowiednią stronę i otworzył. Przed przeczytaniem treści, spojrzał na ciastka. Ujął jedno z nich w dłoń, a później wziął małego gryza.
CZYTASZ
wrong direction ~𝕽𝖊𝖌𝖚𝖑𝖚𝖘 𝕭𝖑𝖆𝖈𝖐
Fanfictionw ponury i chłodny dzień jego zwątpienie nabierało coraz mocniejszej siły, posyłając jego myśli do najokrutniejszych kierunków. gdzie pozostałości niewiary się podnosiły, a jego rozum mówił jedynie "nie pozwól się znów obdarzyć koszem tych fałszywy...