gofry

14.8K 363 123
                                    

- Wyglądasz naprawdę dobrze. - podsumowała Hazel.

Od dwóch godzin nieustannie, z dziewczynami próbujemy wymyślić co mam ubrać na mecz. To za poważne, to za luźne, a to to w ogóle nie pasuje. Aż w końcu zdecydowałam się na zwykle dresy i szarą obcisła koszulkę. W żadnym wypadku nie zamierzałam się dziś stroić, dlatego postawiłam na klasykę. Do tego tylko dodałam moje ukochane czarne trampki Dior, i złoty łańcuszek który został mi po mamie.

Mamy w zasadzie nigdy nie poznałam, zmarła przy porodzie. Z opowieści taty mogłam wywnioskować że była to cudowna kobieta, która zawsze o nas dbała. Kochała mojego tatę. Gdy byłam mała często mi jej brakowało, na przykład gdy inne koleżanki na dzień matki przychodziły właśnie z nią, ja przychodziłam z tatą. Nie to że się nie cieszyłam, ponieważ tak nie było, od zawsze byłam wdzięczna mojemu tacie za to co dla mnie robił i ile dla mnie poświęcił. Nie zmienia to jednak faktu ze jej przy mnie nie było.

- Możemy jechać? - spytała Alice zabierając ze sobą swoją czarną małą torebkę, powoli opuszczając pokój.

Dziewczyny postawiły na bardzo podobny ubiór do mojego. Mom jeans z wysokim stanem, a do tego zwykle białe koszulki. W tym zawsze wyglada się dobrze, bez wyjątku.

- Tak, zbierajmy się już.- odrzekłam i ruszyłyśmy w kierunku wyjścia.

Szybkim krokiem zeszłyśmy na dół poszłyśmy do samochodu. Do meczu zostało jakieś piętnaście minut, a z doświadczenia wiem, że na takie posiedzenie potrafi przyjść ogromna ilość ludzi. Niezależnie nawet, czy gra ktoś ważny.

- Myślicie że damy radę dziś wygrać? Nie oszukujmy się, to dosyć mało prawdopodobne. - stwierdziła Hazel i zapakowała się do auta.

- To prawda, ale musimy wierzyć że im się uda. Wiesz przecież jak cholernie im zależy na tym stypendium w Nowym Jorku. - dodała Alice gdy ruszaliśmy z mojego podjazdu.

- Szczerze, totalnie nie rozumiem dlaczego Saint chce się o nie starać. Miles miał racje, musi być jakiś dobry powód. - dodała Hazel, gdy zatrzymałyśmy się pod okoliczną kawiarnią. Zawsze kupowałyśmy tu kawę mrożoną z polewą karmelową i bitą śmietaną. Taka mała tradycja.

- Może ma jakieś problemy z kasą? W końcu po to ludzie się o nie starają. Jest dosyć drogie.- dodała do dialogu Alice, poprawiając w międzyczasie pomadką swoje usta.

- Nie sądzę, firma jego rodziców cztery miesiące temu otrzymała nagrodę, za najlepiej prosperującą firmę w San Diego.- odpowiedziała Hazel i zaparkowała samochód na już mocno zatłoczonym parkingu przed szkołą.

- Musi mieć jakiś inny powód.- zmieniłam temat i ruszyłyśmy w stronę budynku.

Nie uszedł naszej uwadze stojący już na parkingu, autobus przeciwnej drużyny. Na boku miał duży napis Northwest, a nad nim była pełna nazwa szkoły. Oznaczało to, że są już na miejscu. Byłam pewna że się spóźniłyśmy. Na zewnątrz nie było nikogo, jak to zazwyczaj bywa. W naszej szkole, na hali, jest bardzo ciepło, więc wchodzi się tam tylko na mecz.

Przed wejściem do budynku, dało się zauważyć tylko trzech siedzących na schodach mężczyzn. Nie mam chyba wady wzroku, ale byli ubrani na czarno. Co równało się temu, że byli mało widoczni. Choć może to przez to że nie nosze okularów, a nie przez czarne ubrania. Pomijając ten fakt, wiem tylko że ojciec mnie zabije.

- Dziewczyny, czy my się czasem kurwa nie spóźniłyśmy?- zapytałam nerwowo, słysząc głośny hałas dobiegający ze szkolnej hali.- spytałam i ruszyłam pośpiesznym krokiem w jej stronę.

- Niemożliwe, jeszcze dziesięć minut. - odpowiedziała Alice patrząc na tarcze swojego zegarka.

- Zapytam tych gości co tam palą, może będą się orientować. - dodałam i ruszyłyśmy w ich kierunku.

Belong To MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz