1. Wstęp

15 1 0
                                    

      Nastał kolejny dzień. Kolejny dzień w świecie Eden. Tak pięknym, tak doskonałym. Gdzie nigdy nie było wojen i wszelkiego cierpienia.

     Dziś w Północnym Plemieniu nadchodziło nieubłagalnie wielkie święto.
Miał się narodzić potomek wielkiego wodza - Eosa - owy władca był mądry i sprawiedliwy. Władał tak, jak jego ojciec i ojca ojciec nauczali. Był jedynym z plemienia, który utrzymywał bezpośredni kontakt z Bogiem. Władał tak, jak On mu mówił.

   Miał żonę, Aidę, która uzupełniała go swoją pięknością i dobrocią.
Właśnie zmierzała do swojego namiotu, by położyć się na posłaniu.
Czuła, że to już niedługo. Niemowlę niecierpliwie wierciło się w łonie i od czasu do czasu kopało. Przekroczywszy wejście namiotu zauważyła, że przy posłaniu czeka na nią mąż, Eos. Zaskoczona spojrzała na niego, ciągle lekko głaszcząc swój dziewięcio - miesięczny brzuch:

    - Co tu robisz? Myślałam, że dziś będziesz pomagać przy przygotowaniach do Święta Księżyca, Pana by to ucieszyło. - Eos bez słowa wstał i podszedł do niej. Zatrzymał się przed nią o milimetr. Aida w coraz większym zdziwieniu przyglądała mu się. Nagle wódz uklęknął przed nią i z wielką czułością pocałował brzuch swojej kochanej żony:

   - Nie myśl, że cię dziś opuszczę. Jesteś moją miłością, a to dziecko... - położył delikatnie dłoń na brzuchu Aidy -... to będzie nasz największy skarb. Nic się nie stanie, jak przy obecnej pełni nie będę nadzorować przygotowań do święta. Pamiętasz, co ci powiedziałem gdy zostałaś moją żoną? Że jestem cały twój, na zawsze. - zbliżył swoją twarz do jej twarzy i spojrzał na nią. Jego przenikliwy wzrok, który każdego mógł prześwietlić na wylot zatrzymał się na jej oczach. Podniósł dłoń i powoli skierował ją w stronę ust kobiety. Przejechał po nich swoim szorstkim kciukiem. Jego oczy dokładnie przestudiowały twarz swojej żony po czym spuścił wzrok na jej usta. Kobieta wciąż stała w bezruchu, dokładnie obserwowała poczynania męża.

   Nagle, w ułamku sekundy wpił się ustami w wargi Aidy. Połączył ich długi, namiętny pocałunek, a świat zatrzymał się w miejscu. Wszystkie znane ludziom zmysły skupiły się na tymże pocałunku. Słodkim jak miód i niesamowicie uzależniającym. Serca obojga biły, jak oszalałe, a oddech przyspieszał stając się bardziej nieregularnym.

  - Dziękuję ci, mężu. Kocham cię. - wyszeptała mu do ucha. On pocałował ją jeszcze raz, tylko tym razem krótko i ostrożnie.
- Moja piękna, też cię kocham i nie ma siły, która by to zmieniła. - przyłożył swoje czoło do czoła Aidy.

***

    Dzień mijał i niebo stawało się coraz ciemniejsze. Na horyzoncie pojawiły się pierwsze gwiazdki. Migały radośnie do całego Edenu i ich mieszkańców. W trawie słychać było symfonie złożoną z świerszczy i żab.
Za górami leniwie chowało się słońce, które przyjęło barwę krwistej czerwieni. Za niedługo miał się pojawić gość honorowy dzisiejszej nocy - wielki, srebrny oraz lśniący księżyc w pełni.

   Wódz Eos nie opuszczał na krok swojej ukochanej. Przybyły do ich namiotu dwie służki, które co chwilę zajmowały się Aidą i miały odebrać poród.
  
   W pewnej chwili Aida gwałtownie drgnęła. Zrozumiała, że to już czas. Wody płodowe odeszły. Spojrzała z przestrachem na męża, a na jej czole ukazały się pierwsze kropelki potu.
- Zaczęło się - szepnęła Aida. Jednak na tyle głośno, że Eos bez problemu ją usłyszał.

  W namiocie zapanował chaos. Służące biegały dookoła Aidy. Wymieniały się przy porodzie. Wódz plemienia, ani na chwilę nie spuszczał wzroku z żony. Trzymał mocno przez cały czas jej rękę.
Cały namiot przesiąkł bólem i krzykami przyszłej młodej matki.

***

     Po kilku niezwykle ciężkich godzinach na świat przyszła dziewczynka. Bardzo maleńka i krucha. Spokojnie leżała w ramionach matki. Ta ze łzami w oczach spojrzała na Eosa:
- Mężu, jak ją nazwiemy? - wódz spojrzał czule to na żonę to na niemowlę.
- Luna.
- Luna? Odmienne imię. - zdziwiła się Aida.
- Luna myślę, że to odpowiednie imię. Urodziła się w dla nas najważniejsze święto. Samo jej imię dla niej będzie błogosławieństwem i opieką Stwórcy. - wziął od niej dziecko i przyjrzał się jej dokładnie po czym czule pocałował w maleńkie czółko. Powoli odłożył Lunę do łóżeczka nie odrywając od niej wzroku.

    - Jest piękna. - powiedział po chwili.- A teraz kochana, odpoczywaj. Wiem, że chciałabyś być na święcie ale wiele sił straciłaś. Odpoczywaj. Ja już będę musiał iść, zobaczyć, czy wszystko jest gotowe... - oznajmił smutno.

    Aida bez namysłu przytaknęła głową i ze zmęczeniem uśmiechnęła się do Eosa.
- Idź, ludzie cię potrzebują. Teraz poradzę sobie sama. - przymknęła oczy opadając bez siły na poduszkę.

***

     Święto Księżyca trwało w najlepsze, lecz Aida nie zwracała na to uwagi. Leżała w swym namiocie i napawała się odpoczynkiem, którego tak bardzo potrzebowała. Luna okazała się bardzo spokojnym dzieciątkiem. Ani razu nie płakała, spała wraz z matką i tylko, co jakiś czas pojękiwała dając znać, że wszystko z nią w porządku.

    W pewnej chwili cały namiot zadrżał i wpuścił jasną poświatę do środka. Aida usłyszała powolne kroki, zrozumiała, że ktoś zbliża się do jej namiotu. Ostrożnie usiadła na swym posłaniu przygotowując się na nieoczekiwane spotkanie tajemniczego gościa.

    Gdy postać przestąpiła próg namiotu, Aida nie mogła uwierzyć własnym oczom, kogo ujrzała. Był to wybraniec Pana z poprzedniej pełni. Miał na imię Setos, jak pamięć nie myliła kobiety. Po otrzymaniu zaszczytu każdemu z wybranych wyrastały wielkie, silne skrzydła. Tak i było u Setosa. Jego wielkie, lśniące oraz bardzo wytrzymałe skrzydła praktycznie zahaczały o górę namiotu. Był odziany w białą tunikę, tak jedwabistą i cienką jakby była zrobiona z czystej mgły bądź dopiero, co utkanych pajęczyn pokrytych rosą.

   Podszedł blisko do Aidy i przykucnął przy jej posłaniu:
- Witaj Aido, żono Eosa, wodza Północego Plemienia.
- Witaj... Co cię tu sprowadza? - zmieszała się Aida.
- Urodziłaś córkę. - nie dodając nic innego wstał i przeszedł do łóżeczka dziewczynki. Stanął centralnie nad nią i przyjrzał jej się z jawnym zaciekawieniem, jakby badając całkowicie obcy obiekt.
- Tak, Setosie.
- Jak wiesz... Nie przysłano mnie tu na darmo. - odwrócił się przodem do niej. Jego twarz miała kamienny wyraz.- Pan kazał przekazać, że to dziecko w przyszłości będzie naszym kluczem istnienia.
- Kluczem? - Aida zmarszczyła brwii. - Co to oznacza?
- To wie tylko Stwórca. Tylko tyle miałem Ci przekazać. Opiekuj się nią, bo z czasem siły dobra jak i zła zainteresują się nią.
- Mówisz, że będzie w niebezpieczeństwie? - zadrżał głos Aidzie.
- Bez wątpienia. - z tymi słowami wyszedł z namiotu po czym rozpostarła się jasna poświata sygnalizująca o jego odejściu.

   Kobieta ze strachem w oczach podeszła szybko do niemowlęcia i wzięła je na ręce, przytuliła Lunę mocno do piersi. Dziewczynka tylko cichutko jęknęła, wiercąc się w objęciach matki.
- Nie bój się moja kochana. Będziemy cię bronić z ojcem choćby sam Szatan chciał cię zabrać.

ŚWIT MROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz