XI

696 37 2
                                    

Obudził się gwałtownie siedząc na posadzce lochu w Malfoy Manor. Nie rozumiał jak to się działo, ale każdy jego ruch był z góry zaplanowany, nie mógł kontrolować tego co zamierza zrobić. Potter po chwili stracił zapał do odzyskania kontroli nad tym co się dzieje. Jeśli jest w swoich wspomnieniach musi się dowiedzieć co naprawdę się stało, a w takim razie wręcz nie może próbować przejąć kontroli. Postanowił po prostu słuchać się swojej głowy zamiast toczyć wewnętrzną walkę która tylko by mu przeszkadzała.

Czarnowłosy usiadł na posadzce patrząc w kraty za którymi widać było coraz bardziej zbliżający się płomyk światła. Nagle wejście się otworzyło a on mógł wyraźnie dostrzec bladą twarz Snape'a 

- Ty! - krzykną Potter wbrew własnej woli - wiedziałem. 

- Idziemy Potter - powiedział głosem który nie znosił sprzeciwu i przepuścił ucznia przodem, aby mieć na niego oko.

Nie ma nic do stracenia, przecież przyszedł tu żeby to w końcu skończyć, bo nie jest w stanie  zrobić tego sam. Mimo to irytowała go myśl że akurat on musi go odprowadzać na miejsce w którym w końcu skończy się jego cierpienie. Jak na ironie, bo w końcu to nietoperz był częściowo winny wszystkiemu co się wydarzyło.

Chwila. To tylko wizja, to wszystko już się wydarzyło więc nie może tu umrzeć. Minęło dopiero parę minut, a on już zdążył zapomnieć w końcu to wszystko wydawało się tak rzeczywiste.

Wszedł po schodach które prowadziły do dużej sali w której o dziwo nikogo nie było. Próbował coś powiedzieć zapytać o co tu chodzi, ale został szybko uciszony gestem i skierowany do kolejnych schodów. Profesor nie zachowywał się tak jak Potter się tego spodziewał, nie patrzył na niego z wyższością, a w jego oczach nie było tego błysku satysfakcji który zawsze się w nich pojawiał kiedy udało mu się ośmieszyć zielonookiego. Dało mu to do myślenia, oczywisty pionek w tej grze okazywał się czymś więcej?

Weszli na pierwsze piętro i zaczęli iść ciągnącym się w nieskończoność korytarzem. Skręcili parę razy w różne przejścia. Czarnowłosy starał się zapamiętać drogę, ale przez jej skomplikowanie mu się to nie udało. Nagle skręcili w stronę jakiś drzwi, Snape pchną je i przeszedł przez nie jako pierwszy. Po wzięciu paru głębokich oddechów gryfon zdobył się na krok w przód aby również wejść do pomieszczenia. Wiedział że ten krok był być może najważniejszym w jego życiu, bo to po nim miał się w końcu dowiedzieć tego czego chciał od tak wielu tygodni.

Kiedy w końcu wszedł i zamkną za sobą drzwi w jego stronę zwróciło się paręnaście par oczy które obserwowały go z zaciekawieniem. Wszyscy siedzieli przy kuchennym stole co kojarzyło się chłopakowi z zebraniami zakonu feniksa, tylko że w tym spotkaniu było coś innego.

Każdy miał tam czarną maskę, ale nie byli to śmierciożecy choć upodabniało to ich właśnie do nich. Atmosfera była widocznie napięta, chociaż Harry tego nie rozumiał, być może wręcz nie posiadał wystarczającej wiedzy by w ogóle móc próbować to zrozumieć.

- Witaj po trzeciej stronie - powiedział ktoś wstając najwidoczniej aby się z nim przywitać.

Trzecia strona? To nie było logiczne, nie nie miało żadnego sensu. Nie mógł go znaleźć nawet jeśli jakiś mógł istnieć.

- Przepraszam, chyba nie rozumiem - powiedział próbując zachować pewny ton głosu. 

- Jasne że nie - prychną ktoś wstając i rzucając Potterowi spojrzenie pełne nienawiści, ale i zmartwienia.

Był pewny że zna tę osobę, choć nie miał pojęcia z kim była i nie był bliski domyślenia się.

- Uspokój się - odpowiedział ten sam mężczyzna który odezwał się jako pierwszy - usiądź Potter wszystko ci wyjaśnimy - wskazał na jedno wolne miejsce, a w jego oczach pojawił się błysk świadczący o tym że się do niego uśmiechną.

- Nazywamy się trzecią stroną, bo tworzymy stowarzyszenie które nie podlega ani Dumbeldor'owi ani Voldemort'owi żadne z nas nie godzi się na okrutne rządy jednego ani drugiego. Czarny Pan znęca się nad swoimi sprzymierzeńcami jest debilem który nie potrafi docenić przeciwnika i żaden z nas nie chce jego terroru. Stary drops wcale nie jest lepszy z swoimi pokrętnymi manipulacjami i traktowaniem wszystkich jak głupie pionki w swojej głupiej grze, nie czuje się źle poświęcając kogokolwiek dla dobra sprawy. My jesteśmy trzecią stroną konfliktu, a zależy nam tylko na tym by w końcu panował pokój jesteśmy zmęczeni walkom dwóch terrorystów którzy działają na swoje własne sposoby, jesteśmy zmęczeni niepotrzebną krzywdą i śmiercią nie winnych. Mamy dość pomiatania nami jak niepotrzebnymi nikomu szmatami i zamierzmy sprzeciwić się temu szaleństwu. Nie mamy tych samych poglądów czy teorii, ale łączy nas jeden cel który kazał się nam zjednoczyć. Chęć pokoju, bo nie wierzymy że pod żądamy jednego czy drugiego moglibyśmy go całkowicie zaznać - w końcu zamilkł na chwilę by usiąść powrotem na swoim miejscu i spojrzeć w zielone oczy szesnastolatka badając jego reakcje na własne słowa - Możesz stać się ważnym sprzymierzeńcem na drodze do naszego celu. Dołączysz do nas Harry Potterze?

W oczach wysokiego mężczyzny o podobnym do chłopaka kolorze oczu tylko dużo ciemniejszym w których czaiła się determinacja której nie można by było pomylić z niczym innym. Gdyby powiedział że jego przemowa nie zrobiła na nim żadnego wrażenia okrutnie by skłamał. Wiedział że tym razem decyzja jest oczywista i nawet się nie zdziwił kiedy z jego ust wypłynęły słowa.

- Tak, też mam dość gadziej mordy oraz przeklętego starego dropsa chcę to zatrzymać - na jego twarz wypłyną lekki uśmiech.

Prawdziwy uśmiech, który zagościł na jego twarzy pierwszy raz od dobrych paru miesięcy. 

- Cieszę się - powiedział ten sam człowiek który jak się Potter domyślił musiał być przewódcą trzeciej strony - Jako że oficjalnie przyjąłeś moje zaproszenie możemy zdjąć w końcu maski.

Wszyscy zaczęli powoli ściągać zakrycie twarzy. Mężczyzna z którym cały czas rozmawiał wyglądał na trzydzieści parę lat i miał lekko przydługie czarne włosy. Z niewiadomych przyczyn jego wygląd skojarzył mu się z Syriuszem. Po jego jednej stronie siedziała Black co okropnie zaskoczyło zielonookiego. Kolejną wskazówką prowadzącą go do oczywistych wniosków było użycie sformułowania "czarny pan" przez mężczyznę. "Umarł jako bohater" tak powiedziała Emily o swoim ojcu, a co jeśli wcale nie umarł. 

Regulus Black spojrzał na mężczyznę tarmoszącego włosy swojej córce. "Myślisz że to tak świetnie być wybrańcem?! Oddał bym wszystko za normalne życie z kochającymi rodzicami i normalną szkołą gdzie nie muszę na każdym kroku obawiać się śmierci moich najbliższych" powiedział to brunetce w pociągu, a to dokładnie pasowało do idei którą właśnie mu przedstawiono. To wszystko było tak cholernie oczywiste.

Niedaleko jego miejsca siedział ten chłopak który odezwał się do niego zaraz po bracie Syriusza. Nie wierzył własnym oczom kiedy szarooka postać okazała się być tym przeklętym blondynem. Draco Malfoy w własnej osobie siedzący sobie jakby nigdy nic i rozmawiający z Pansy Parkinson jedną z jego bliższych przyjaciół. Mimo że akurat tego mógł spodziewać ilość kolejnych informacji zaczeła go przytłaczać to wszystko okazało się zbyt skomplikowane. 


________________________________________________________________________

Miłego wieczoru

Mam to 11 rozdział i 1110 słów.

Dziękuję wszystkim którzy dotrwali aż do tego momentu w czytaniu.

Harry Potter nie tak idealnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz