7.

1K 50 28
                                    

Pov. Gavi

Co tu się właśnie stało? Całowałem się ze swoim przyjacielem, o mało się nie pieprzyliśmy i w dodatku uciekł. Nie powinno się to zdarzyć. Czy powinienem jechać do niego? Chyba nie.

Usiadłem na kanapie i włączyłem jakiś mecz. Nie mogąc się skupić, co chwilę spoglądałem na telefon. Nie, ja muszę do niego jechać. Ubrałem się, wziąłem klucze i telefon, a następnie wyszedłem.

Wsiadłem do samochodu i pojechałem w stronę domu Pedri'ego. Dojechałem po paru minutach. W całym domu jest ciemno. Dziwne.

Wysiadłem i ruszyłem do drzwi. Nacisnąłem na klamkę. Zamknięte. Może spodziewał, że przyjadę i zamknął specjalnie przede mną drzwi. Tylko, że on raczej wie, że mam klucze od jego domu. Otworzyłem je i wszedłem. Zapaliłem światło i nie ściągając butów wszedłem dalej.

- Pedri! - krzyknąłem, spodziewając się, że mój przyjaciel się odezwie, jednak to nie nastało. Udałem się do góry, do sypialni. Może śpi. Uchyliłem drzwi, spoglądając lekko. Nikogo do cholery nie ma. Zapaliłem światło, by się jeszcze upewnić. Nie ma go.

- Pedri! Nie rób sobie ze mnie żartów do cholery jasnej - uniosłem się. Jak widać sam do siebie. Wyciągnąłem telefon i wybrałem odpowiedni numer. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty sygnał. Nie odebrał. Znowu zadzwoniłem i tak parę razy. W międzyczasie powyłączałem wszystkie światła, które zapaliłem i zamknąłem dom na klucz. Japierdole.

Znowuż znalazłem się w aucie, bez przerwy dzwoniąc pod ten sam numer. Poddałem się. Zadzwoniłem do Messi'ego. On nie daleko mieszka.

- Co tam młody - odezwał się przyjaciel.

- Jest może u ciebie Pedri? - zapytałem odrazu, bez jakiegokolwiek przywitania. Nie ma czasu na to.

- Nie. Co prawdaż dzwoniłem do niego, a on nie odebrał. Myślałem, że jest zajęty. Nie możesz go znaleźć?

- Niestety nie. Jestem w swoim samochodzie, przed jego domem, ale nikogo w nim nie ma.

- Kiedy się z nim ostatnio widziałeś?

- Niedawno, trochę wyszła taka jedna sytuacja, po której poprostu wyszedł z mojego mieszkania.

- Kurwa. Nie wiem gdzie mógł jechać.

- Dobra, dzięki Leo. Dziękuje, że w ogóle odebrałeś.

- Spoko Gavi, gdybyś cokolwiek wiedział dzwoń odrazu.

- Okej, papa

- Pa, młody - tak zakończyła się nasza rozmowa, z której oczywiście się nic nie dowiedziałem. Zajebiście. Przedzwoniłem do Torresa, Fati'ego, Lewandowskiego, Neymara, Ronaldo, Szczęsnego i do różnych innych osób. Jednak nakierował mnie Ney. Mógłbyć w jakimś klubie. Pojechałem więc do najbliższego, a zarazem naszego ulubionego klubu. Jest samochód Pedro. Zatrzymałem się na światłach. Na pasach stał nasz książę. Najebany książę. Wszedł na nie, idąc chwiejnym krokiem. O mój boże. Dla drugiej strony jest zielone. Szybko wysiadłem z auta, jednak to wszystko stało się za szybko. Pedri'ego potrącił samochód.

Podbiegłem tak szybko jak nigdy. Pochyliłem się nad nim, sprawdzając czy oddycha. Jego oddech jest bardzo płytki. Cały się trzęsę, a moje ręce odmawiają posłuszeństwa. Wziąłem do góry lekko jego włosy, tak lekko, bojąc się, że od tego zrobię mu coś jeszcze. Na szczęście ktoś zadzwonił po karetkę.

- Gavi. - usłyszałem głos mojego przyjaciela.

- Nie mów nic. Poprostu nie trać przytomności.

- Trudno mi złapać oddech - wydusił, a ja zacząłem jeszcze bardziej panikować. Nie jestem odpowiednią osobą do takich zdarzeń.

- Karetka zaraz będzie. - powiedziałem, a on znowu zamykał oczy. - Pedri proszę cię.

Na szczęście za karetką długo nie trzeba było czekać. Wzięli Pedri'ego w międzyczasie mówiąc im co się wydarzyło. Nie mogąc z nimi jechać, wsiadłem w swoje auto i ruszyłem za nimi.

Przez korki zajechałem trochę później niż oni. W szpitalu zapytałem się gdzie jest Pedri, recepcjonistka odpowiedziała, że jest na bloku operacyjnym. Wyglądając jak idiota, cały we krwi usiadłem na jednym z krzeseł.

Jeszcze oszołomiony po tym co się stało, zadzwoniłem do Leo. Opowiedziałem mu o całej sytuacji, a ten powiedział, że postara się być jak najszybciej może w szpitalu, ponieważ jest właśnie w drodze po Ney'a. Dobrze, że jest ktoś taki jak Messi.

Po paru minutach czekania wyszedł lekarz.

- Co z nim? - zapytałem, odrazu wstając.

- A kim Pan dla pacjenta jest?

- Bratem - skłamałem. Tak to by mi nie powiedział co jest z nim.

- Dobrze wiem, że nie jesteście rodzeństwem. - to są właśnie minusy sławy. - Ale powiem Ci. Pedro ma złamaną rękę. Na szczęście z nogami nic się nie stało. Jednak musiał dostać w głowę. Na szczęście nie doznał wstrząsu mózgu ani niczego podobnego, co mogłoby zagrażać w życiu. Niestety przez to, że kierowca wjechał wprost na klatkę piersiową pacjenta ma złamane żebro. Narazie jest w śpiączce. Prawdopodobnie jutro go już wybudzimy.

- Mogę wejść do niego? Proszę. Na chwilkę.

- No dobrze, ale na nie więcej niż 5 minut.

- Jasne. - powiedziałem odrazu. Weszliśmy do sali, w której leży Pedri.  Moj przyjaciel ma pełno ran i skaleczeń. Usiadłem na krześle obok łóżka i szafki nocnej. - Doktorze

- Hm?

- Nie dostał żadnego zakażenia tych ran? - spytałem dla zaspokojenia własnych myśli, które do teraz nie mogą się ułożyć.

- Na szczęście nie. Jeszcze tego by brakowało. - odpowiedział, zamykając za sobą drzwi, a ja odetchnąłem z ulgą. Spojrzałem na Pedri'ego. Na jego czerwone usta i zamknięte powieki.

- Oh Pedro. - zacząłem. - Ile ja bym dał, żebyśmy teraz pogadali. Co prawdaż nie mamy łatwego tematu do omówienia, ale my ze wszystkim se damy radę co nie? Musisz mi wyjaśnić parę rzeczy. Zmieniając temat zaraz tu będzie Messi i Ney. Nie sądziłem, że Leo jest takim super człowiekiem. Ty zapewne tak. Zawsze tobie się dziwiłem, że tak go pochwalasz. Boże gadam do siebie jak debil. I tak tego nie słyszysz. W sensie czytałem gdzieś, że niby osoby w śpiączce słyszą co do nich mówimy, jednak nie sądzę aby to była prawda.
- Ty nie wiesz jak cholernie się martwiłem o ciebie. Przedzwoniłem chyba większość naszych przyjaciół. Zadzwoniłem nawet do mojej i twojej mamy.

- Przepraszam, ale musisz niestety już wyjść. - powiedział lekarz, a ja spojrzałem na niego zawiedziony. Westchnąłem, pocałowałem Pedri'ego w czoło i szepnąłem. - Postaram się przyjść jeszcze dzisiaj.

Gdy wyszedłem z sali, zauważyłem Neymara i Leo koło recepcjonistki.

- Ney, Messi! - krzyknąłem, a oni się na mnie spojrzeli. Ruszyli w moja stronę, jak tylko mnie zauważyli.

- Boże. Jak ty wyglądasz - zdziwił się Neymar, na co ja pokazałem mu środkowy palec. Jestem zmęczony, głodny oraz brudny. Mam dość już dzisiejszego dnia.

- Co z Pedrim? - spytał, a ja zdecydowałem, żebyśmy usiedli, a następnie im wszystko opowiem. Po tym uzgodniliśmy, że ja i Ney pojedziemy na trochę do mojego domu, a Leo będzie w szpitalu czekał na nowe informacje lub cokolwiek innego.

Więc pożegnaliśmy się z Messim i ruszyliśmy w stronę mojego domu.

- Co ty w ogóle robisz tu? - zapytałem, a on się spojrzał na mnie jak na debila. - W sensie u nas w mieście.

- Aaa no przyjechałem do Leo. Myślałem, że to będzie odprężający wyjazd. Jednak taka informacja odrazu po wyjeździe. Dramat.

- Niestety. Sam bym wolał, żeby do tego nie doszło, wiesz o tym dobrze. - odparłem, a on tylko powiedział ciche ,,Wiem".

U mnie w domu Neymar zaproponował, że zrobi jakąś kolację. Zgodziłem się więc ja poszedłem się ogarnąć. Umyłem się i zmieniłem ubrania. Zszedłem na dół, Ney jeszcze nie zrobił kolacji, więc usiadłem na kanapie, gdzie zasnąłem.

Pov. Neymar

Usłyszałem jak zaczął mi dzwonić telefon. To Leo.

- Wybudzili go.

Strong - Gavi x PedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz