2.

236 15 20
                                    

Do Diluca
~~~~~~~
Jeśli to czytasz, to pewnie skończyłeś już swoją zmianę i zorientowałeś się, że coś jest nie tak. To nie tak, że nie wiedziałem, że mnie nienawidzisz. Po prostu starałem się to ignorować, bo jesteś moim bratem. Przynajmniej tak myślałem. Przepraszam, że wszedłem z butami w twoje życie i tak je utrudniam. Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Nigdy nie chciałem Ci sprawić problemów. Jestem naprawdę wdzięczny za te wszystkie lata. Nie mógłbym wyobrazić sobie lepszego brata niż ty. Nawet jeśli mnie nienawidzisz. Od teraz usunę się. Nie musisz sobie zajmować mną głowy. Będziesz miał upragniony spokój. Jeszcze raz przepraszam za te wszystkie lata, przez które musiałeś mnie znosić. Kocham cię, bracie. Jeszcze raz przepraszam za wszystko.

Kaeya

~~~~~~~

Drżącymi rękami odłożyłem list na stół. Nie. To się nie wydarzyło, prawda? Jest w swoim pokoju i po prostu poszedł spać. Tak? Napewno tak.

Pobiegłem na piętro i z hukiem otworzyłem drzwi do jego sypialni. Była pusta. Szafki były otwarte, brakowało pierdół na szafkach, ubrań, książek. Brakowało wszystkiego. Brakowało Kaey'i.

- Diluc? - Całkowicie zapomniałem, że połączenie z Jean ciągle trwa, - Co się tam dzieje? Wszystko dobrze?

- Kaeya... Nie ma go.. - Zacząłem mówić drżącym głosem starając się zachować spokój, - Uciekł, Jean. Nie wiem gdzie i czy nie chce sobie czegoś zrobić. Zostawił list.

Przeczytałem go dziewczynie ledwo utrzymując świadomość. Nie tak miało być. Zdecydowanie tak nie miało być.

- ... - Milczenie w słuchawce było jeszcze bardziej stresujące, - Diluc, wiesz gdzie mógłby pójść? Cokolwiek? Jakieś miejsce gdzie mógłby się zatrzymać? Nie wiemy czy uciekł czy chce sobie coś zrobić! Kurwa, ubieraj się i idź go szukać, ja podzwonię po ludziach. Dam znać jak czegoś się dowiem. To nie czas na siedzenie na dupie i dramatyzowanie! Musimy go znaleźć!

Wypuściłem powietrze i wziąłem trzy głębokie oddechy. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Ubrałem bluzę i wybiegłem z domu. Zacząłem wertować w głowie wszystkie miejsca do których mógłby pójść. Telefon w ręce zaczął mi wibrować. Odebrałem połączenie nie patrząc na to, kto dzwonił.

- Diluc? - W słuchawce usłyszałem głos Ventiego. - O co chodzi z Kaeyą? Jean do mnie przed chwilą dzwoniła. Co to ma znaczyć, że uciekł?!

- Venti. Nie mam teraz czasu ci tego tłumaczyć. Widziałeś go?

- Nie, siedzę w barze niedaleko twojego domu. Zaraz podzwonię po znajomych. Może ktoś go widział. Przejdę się jeszcze po barach w których przesiadywałem z Kaeyą. Musimy go znaleźć!

Rozłączyłem się i wybrałem numer do Kaey'i. Nie podobał mi się brak sygnału. Musiał wyłączyć telefon. Cholera, cholera, cholera, cholera. Sprawdziłem chyba wszystkie miejsca, gdzie mógłby być. W żadnym go nie znalazłem. Była jeszcze jedna osoba, u której mógłby się zatrzymać. Ale nie miałem do niej numeru. Wybrałem więc numer do przewodniczącej. Akurat ona powinna go mieć.

- Diluc? Znalazłeś go?

- A brzmię jakbym go znalazł? - Odpowiedziałem nerwowo. Może i moja relacja z Kaeyą nie była najlepsza ale i tak nie chciałbym by coś mu się stało. - Masz numer do Rosarii? Może ona coś wie.

(Nie)WinnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz