3.

220 14 43
                                    

~~~~~~~

Wybiegłem z pokoju jak poparzony. Wypadłem na korytarz i zacząłem się rozglądać. Ciężko ocenić w którą stronę poszedł. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Jean.

- Jean? - Mówiłem szybko i nieskładnie. Zacząłem biec jednym z korytarzy. - Kaeya prawdopodobnie jest w szkole, wydaje mi się, że go widziałem. Zbierz ludzi i rozejrzyjcie się. Aktualnie biegnę w stronę sali od biologii. Rozejrzyj się, proszę. 

- Zrozumiałam. Biegnę go szukać. Zgarnę po drodze kilka osób i napiszę na forum by uczniowie się rozglądali.

- Dzięki.

Ściskając telefon dobiegłem do końca korytarza. Rozejrzałem się w obie strony starając się dostrzec Kaeye w tłumie uczniów. Co prawda nie udało mi się go odnaleźć wzrokiem ale zobaczyłem kogoś innego.

- Venti! - Krzyknąłem do nastolatka stojącego w grupce uczniów i śmiejącego się. Słysząc swoje imię od razu się odwrócił w moją stronę. - Kaeya jest w szkole. Pomożesz szukać?

Widziałem jak wyraz twarzy chłopaka się zmienił. Kiwnął głową i pobiegł w głąb korytarza. Pobiegłem więc w drugą stronę mając nadzieję, że uda nam się znaleźć chłopaka.

~~~~~~~

 Perspektywa Kaey'i:

Biegłem przez szkolne korytarze starając wtopić się w tłum. Nie mogłem pozwolić, by Diluc albo Jean mnie znaleźli. Byłem pewien, że Diluc będzie chciał mnie zabić. Że jest tak zły, że tym razem nawet nie będę musiał uciekać z domu. On sam mnie z niego wyrzuci. Założyłem kaptur bo moje włosy były dosyć charakterystyczne. Biegłem obijając się o uczniów i mijając drzwi sal lekcyjnych. Właśnie mijałem drzwi do sali geograficznej gdy otworzyły się i poczułem, że ktoś ciągnie mnie do środka. Przewróciłem się i upadłem na podłogę. Spojrzałem na osobę stojącą nade mną.

- Nie uciekaj. Co się stało?

- Ty..

~~~~~~~

Dzwonek obwieszczający początek następnej lekcji dał o sobie znać. Po Kaey'i nie było ani śladu. Nie miałem już pojęcia co robić. Czułem jak siły mnie opuszczają. Naprawdę. Może i nasza relacja nie była najlepsza, ale w tym momencie chciałem tylko, by wrócił do domu. By usłyszeć to jego "Diluuuuc...". Zawsze tak zaczynał rozmowę kiedy czegoś potrzebował. 

Oparłem się o ścianę i zjechałem na podłogę. Siedziałem tak przez chwilę wpatrując się w drzwi pustej sali geograficznej przede mną. Profesor Beidou miała na razie wolne i lekcje zostały odwołane. Siedziałem i wpatrywałem się w klasę. Nie miałem już pomysłów. Nagle usłyszałem hałas. W zasadzie dwa na raz. Z dwóch różnych stron. Jeden dochodził z łazienki za rogiem, drugi z teoretycznie pustej sali geograficznej. Korytarze były już raczej puste. Podniosłem się i poszedłem w stronę łazienek. W sali Pani Beidou mapy wiszące na ścianach były tak zniszczone, że nie raz same spadały ze ścian. 

Poszedłem sprawdzić co stało się w łazienkach. Jednak nic spektakularnego. Dwójka obściskujących się uczniów przewróciła szczotkę którą zostawił woźny. Zmieniłem więc kierunek na salę geograficzną. Gdy miałem naciskać klamkę do drzwi zobaczyłem za nimi cień. Otworzyłem je gwałtownie, a widok, który zobaczyłem był co najmniej szokujący. Zobaczyłem dwie osoby. Jedną z nich był mój niski przyjaciel - Venti. Drugiej nie byłem w stanie zidentyfikować gdyż stała tyłem do mnie. Mogłem powiedzieć jedynie, że to facet. Miał na sobie czarny dres i kaptur na głowie. W pierwszej chwili pewnie pomyślałbym, że to Kaeya. Ale nie w momencie gdy chłopak w kapturze całował się z Ventim. A bardziej to Venti całował go. I to całkiem głęboko. Przyjaciel od razu mnie spostrzegł i dał wzrokiem dosadnie znać, że mam dać im prywatności po czym jeszcze bardziej pogłębił pocałunek. Momentalnie wyszedłem z klasy i zatrzasnąłem drzwi. Nie. Nie chciałem tego widzieć. Zdecydowanie nie chciałem tego widzieć. Za drzwiami usłyszałem ponowny huk. Jakby przewrócona ławka albo przynajmniej przesunięta. Na drugi koniec klasy. Ale tym razem jednak odpuściłem sobie sprawdzanie.

Zacząłem iść korytarzem gdy usłyszałem za sobą Jean wołającą moje imię i kolejny hałas z klasy. Gdy zobaczyłem, że zatrzymała się przy sali od geografii szybko ją zatrzymałem.

- Zostaw. Venti się tam zabawia. Potem go za to zjebiesz. Na razie chyba ani ty, ani ja nie chcemy wiedzieć ani widzieć co tam się dzieje. 

Popatrzyła na mnie lekko w szoku ale puściła klamkę. Wyrównała ze mną krok i przez dłuższą chwilę trwała martwa cisza.

- Nie znaleźliśmy go. Jesteś pewien, że go widziałeś? - Byłem pewny, co widziałem. Widziałem te włosy wystarczająco długo. Nie było mowy, bym po tylu latach ich nie rozpoznał. Ale zapadł się pod ziemię. Jasna cholera, ktoś przecież powinien go zobaczyć! - Okej, okej, twoje spojrzenie mówi wystarczająco. Co nie zmienia faktu, że go nie ma. A Venti nieźle zarobi za obściskiwanie się z kimś w klasie. Ja wiedziałam, że ma nie równo pod tym swoim farbowanym łbem, ale nie aż tak! 

Delikatnie się uśmiechnąłem i zwolniłem. Nie miałem już siły po tej nocy. Nie marzyło mi się wracać na lekcje a do domu też pójść nie mogłem. Spojrzałem zrezygnowany na przewodniczącą. 

- Widzę przecież, że nie chcesz wracać na lekcje. - Westchnęła, - Chodźmy do pokoju samorządu. Potem nam załatwię usprawiedliwienie na te godziny. Położysz się na kanapie i chwilę prześpisz. Ja w tym czasie przepatrzę podania od uczniów.

Niechętnie, ale zgodziłem się na tą propozycje. Byłem zbyt zmęczony i zestresowany by się kłócić. Weszliśmy do pokoju i od razu położyłem się na kanapie. Usłyszałem jak Jean odsuwa krzesło i siada przy biurku. Nie wiedziałem ile czasu minęło. Gdy prawie zasnąłem poczułem coś na sobie. Ktoś chyba nakrył mnie kocem. I o dziwo poczułem dotyk na swoich włosach. Jednak byłem zbyt zmęczony by się nad tym zastanawiać albo chociażby zobaczyć kto to był. Usłyszałem dźwięk zamykających się drzwi. Po tym wszystko ogarnęła ciemność. Wydawało mi się jednak, że w tej ciemności widzę małe płatki śniegu.

~~~~~~~

Obudziła mnie książka spadająca mi na twarz. Nie powiem, że to była najprzyjemniejsza pobudka jakiej doświadczyłem. Leniwie otworzyłem oczy i zdjąłem z twarzy podręcznik do biologii.

- Spałeś prawie trzy godziny. - Oświadczyła Jean po czym wyciągnęła rękę po swój podręcznik, którym we mnie rzuciła. Oddałem jej go i przetarłem zmęczoną twarz. Nie czułem tych trzech godzin. - I skąd tyś wytrzasnął ten koc. Nie przypominam sobie, żebyśmy tu jakiś mieli. 

- Koc? - Spojrzałem na kanapę. Faktycznie leżał na niej błękitny koc. - Myślałem, że to ty mnie nakryłaś. 

- Ja? No co ty. Nawet nie wiedziałam, że mamy coś takiego.

Ten koc wydawał mi się dziwnie znajomy. Zupełnie tak, jakbym już gdzieś go widział...

~~~~~~~

(Nie)WinnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz