Rozdział II

106 11 0
                                    

Nathaniel wciągnął powietrze, tak jakby nigdy niechciał pozbyć się, tego specyficznego zapachu. Potem kolejny raz. I kolejny.

Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek spotkał kobietę, która mu się postawiła.

Ten fakt w tamtym momencie wydawał mu się nieco podniecający.

- Melanie. - Zaśmiał się szeptem - Melanie Laurel. - Odchylił głowę w dół.

Nagle w gabinecie rozległ się odgłos cichego pukania w drzwi

- Wejść. - Mruknął

Do Pomieszczenia wkroczyła przeciętnego wzrostu czarnowlosa.

- Dzień dobry ,panie Franless. - Posłała mu sprośne spojrzenie - Chcę przypomnieć panu, o dzisiejszym spotkaniu. Odbędzie się dokładnie za piętnaście minut.

- Pamiętam o tym.

- Nie mamy humoru? - Zagaiła

- Nie,Violett,nie mamy. - Sarknął

- Nie potrzebuje pan osoby towarzyszącej na spotkaniu? Zwykle chodził pan z astystentką, a słyszałam że rozmowa o pracę się nie powiodła. - Wyszczerzyła sztucznie białe zęby

- Myślę, że poradzę sobie bez pani towarzystwa. - Odparł beznamiętnie

- Ale... - Spojrzała na niego z pod wachlarza długich, doczepionych rzęs

- Nie.

Szatynka opuściła kąciki ust, widocznie nie usatysfakcjonowana. Zanim wyszła,rzuciła tylko krótkie "Dobrze"

Nathaniel westchnął cicho, patrząc na krople deszczu spływające po przeszklonej ścianie. Wciąż nie mógł pozbyć się z głowy, ciemnowłosej kobiety, która dziś, postanowiła rzucić mu swego rodzaju wyzwanie. Które zamierzał wygrać. Gra dopiero się rozpoczęła, wygrać może tylko jedno z nich.

***

- Pańska oferta, nie jest dla mnie korzysta. - Nathaniel wyprostował się butelkowo zielonym zamszowym fotelu

- Panie Franless. - mężczyzna uśmiechnął się krzywo - Na tym polega ryzyko, pan przekaże siedemdziesiąt procent kosztów, a kiedy nasza współpraca zaowocuje weźmie pan siedemdziesiąt pięć procent zysku.

- Nie mamy pewności,że kampania się powiedzie. - Skwitował

- Na tym polega ryzyko. - Zachęcił go

- W mojej firmie,nie ma miejsce na ryzyko,Harper. - oświadczył Nathaniel - Nasza rozmowa dobiega końca. - Spojrzał na zegarek, który nosił na nadgarstku.

- Chyba nie uda mi się ciebie przekonać. - Spuścił zrezygnowany ramiona

Wzruszył ramionami - Następnym razem przyjdź do mnie z lepszą ofertą.

***

- Jak ci idą poszukiwania
asystentki? - Prychnął Damon

- Źle. - Burknał opierając głowę o skórzaną, czarną kanapę

- Trzeba było uważać z Zoey. - Papierosowy dym wyleciał z ust jego przyjaciela - Kurwa, kto pieprzy się z własną asystentką

Lustrzane odbicie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz