7. Współczucie

194 15 7
                                    

Arek nie może uwierzyć, że właśnie wtula się w znajomą kurtkę mężczyzny. Wydaje mu się, że to duch, zjawa lub, że zwariował. Ale to on - ten sam Robert, którego zostawił jakiś czas temu z nadzieją. Chęć ucieczki odpływała tak szybko jak się pojawiła, gdy czuł ciepło drugiego człowieka przy swojej klatce piersiowej i wdychał zapach tytoniu, który dawno przesiąkł ubranie Mrozowskiego.

— Gdzie byłeś przez ten cały czas? — Pyta kiedy uścisk słabnie.

— Trafiłem do tego samego szpitala co Tadek, ale przyjąłem nazwisko Maćka. Wówczas nastąpiło zamieszanie i potem nikt nie pytał o moje dokumenty wierząc na słowo, że jest moim krewnym. Przeleżałem dwa tygodnie na przeciwbólowych i antybiotykach a dziś mnie wypuścili. — Odsuwa się szybko nie wiedząc co zrobić z rękoma.

— A Maciek mówił, że wyjechałeś, ale ja wiedziałem, po prostu wierzyłem, że to nie prawda. Byłem przekonany, że cię tu znajdę bo nie mogłeś wyjechać bez słowa. Ty byś tak nie zrobił. — Robert odzywa się łagodnie zawieszając wzrok na wciąż zaszklonych oczach drugiego.

— Jasne że nie, nie mógłbym uciec. Wtedy byś mnie nie znalazł a matka dostałaby zawału — Uśmiecha się przecierając oczy po raz ostatni. — Jakim cudem mnie znalazłeś?

— Dziś wyjątkowo kierowałem się przeczuciem, ale głównie to szukałem po szpitalach. Bez problemu udostępniali wszystkie informacje wiec to nie było trudne w przeciwieństwie do kłamania w oczy ojca. — Cofa się do barierki skierowany twarzą do Krajewskiego. Każde kolejne słowo brzmi coraz poważniej. — Wiedz, że nie jesteś bezpieczny póki go nie przekonam, że mam dziewczynę. On nie jest głupi Arek i tylko idiota by go zlekceważył. Na szczęście w porę zorientowałem się, że znowu mnie śledzi i teraz zachowuje jeszcze większe środki bezpieczeństwa.

Krajewski podchodzi do Mrozowskiego i podaje papierosa od razu zapalając. Atmosfera powoli łagodnieje, gdy w ciszy wypuszczają dym z ust, aby wybuchnąć śmiechem.

— Czego się śmiejesz? — Student pyta pierwszy wciąż chichocząc.

— Nie wierze, że głupie przeczucie mnie tu zaprowadziło po tylu tygodniach. Masz pojęcia jak mi ulżyło, gdy zobaczyłem, że żyjesz i nie wyjechałeś.

— Wybacz za Maćka. - Krajewski wypala nagle a ton głosu staje się chłodny. Zaciąga się po raz ostatni a niedopałek ląduje w wodzie. — On próbuje mnie chronić po tym wszystkim co się wydarzyło. Mówiłem mu, że nie ruszę się stąd póki się z tobą nie zobaczę, ale nie słuchał. Wciąż nalega żebym uciekał i prawie dałem się przekonać.

Robert momentalnie posmutniał. Chciał wszystko wytłumaczyć, przeprosić, ale nie wiedział jak. Co on mu powie? Tak tylko zepsuje tą radosną chwile.

— Dobra nie smutkuj, opowiadaj co jeszcze się działo. — Uderza go delikatnie łokciem wytrącając z zamyślenia.

— Głównie to unikałem ojca. Nie mówił mi tego w twarz, ale sądzi, że wszedłem z nieciekawe towarzystwo, z resztą jak wszyscy. Moja była narzeczona twier-

— Chwila? Ty miałeś narzeczoną? — Przerywa mu zaskoczony.

Momentalnie zalała go lawina emocji, dłonie zaczynają się pocić, lecz Robert kontynuuje:

— Tak, rzuciła mnie tego samej nocy, gdy...

— Ty... zdradzałeś ją — Wyszeptuje drżącym głosem.

Zawładnęło nim współczucie, też kiedyś przechodził przez to cierpienie. Nikt, ale to nikt nie zasługuje na zdradę. Bycie okłamywanym i odkrycie prawdy, że ukochaną osobą, której tak bardzo ufałeś cię zdradza to ogromne i bolesne rozczarowanie. Biedna dziewczyna.. przecież byli zaręczeni, z nadzieją, że staną na ślubnym kobiercu przysięgając sobie wierność! I gdzie ta wierność?

~ 𝐍𝐈𝐄 𝐂𝐇𝐂𝐄 𝐁𝐄𝐙 𝐂𝐈𝐄𝐁𝐈𝐄 ~ Operacja Hiacynt - KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz