la solitude ne laisse personne

116 10 7
                                    


Nagle opustoszałe ulice, spokój, który miał trwać wiecznie, który trwałby nawet do końca świata.

Wypełniająca powietrze duchota, zimne piekło na ziemi, odbierające powietrze z płuc ludzi. Pusty wzrok, otwartych oczu, skierowany w niebo pozbawione gwiazd, opuszczone również przez księżyc; pomimo że każde z nich na dawno już poprzysięgło pozostać tam na wieki. Noc niespełniania obietnic, łamania wszelkich przyrzeczeń i wartości podstawowych, niepodważalnych, noc bezczeszczenia założeń Platona, idee tej nocy miały zostać martwe, byty fizyczne natomiast; cieszyły się swoją niezmiennością i nieprzemijalnością. Dobro nie stało teraz na szczycie hierarchii idei zmysłowych, zajęło je piękno, które miało znajdować się nawet w prawdzie; dlatego sztuka wszelaka miała być idealna, boleśnie piękna.

Krajobraz tej nocy był wyjątkowo niecodzienny, a leżący, w eleganckim odzieniu mężczyzna, był jego punktem kulminacyjnym, tajemniczym, niewytłumaczalnym, stanowiącym pewną zagadkę podobną do tych z opowieści kryminalnych; jednak pozostać zauważonym miał jedynie dla osób, którym było to przeznaczone, na tyle spostrzegawczych i dociekliwych, nieobojętnych na cierpienie innych. Ranpo miał być jedną z tych wyróżnionych osób; która nie wchodziła w definicję ogólnych pojęć idei, które teraz jednak miały być bytami fizycznymi; do których ten już się zaliczał.

Inspiracja wyjść mogła od wielu osób, niezliczonej ilości autorów, czy momentów z obojętnego innym, życia codziennego; a jednak wyszła od Allana, który teraz znajdował się w niewiadomym dla nikogo, nawet niego samego, położeniu.

Strach, który zajął całą świadomość nie pozostawiając miejsca na inne odczucia, czy ciepło, to niedające się pominąć przerażenie kryjące się w dużej ilości łez smutku; samotność jaka miała go czekać, która przeznaczona była do towarzyszenia przy śmierci; ostatniej kochance życia.

Ciepłe objęcie, świadczące o porzuceniu przez samotność; wykluczając ją, uspokajając oddalony myślami umysł cierpiącego. Sen.
Jedyne logiczne wyjaśnienie dziwnych, ekscentrycznych, niedających się wyjaśnić inaczej, omamów.

Wzajemny podziw nad swoimi pracami, spełnienie wywoływane szczęściem drugiego, spokój i stabilność; wszystko brutalnie uwięzione w jednej definicji, której nikt nie chciał wymawiać na głos, dla oceny przez świat, którą każdy wolał zachować dla siebie w obawie przed jej odebraniem.

Godzina widm północnej wybiła w świadomości, brak szczęścia miał być dowodem najwyższej świadomości, pozostałej leżącemu, pozbawionemu, w głębi duszy zbawionemu; czy przez życie czy przez śmierć, pragnąć już jedynie poczuć niejednolicie znaczącego szczęścia. Duch jego bezwładnie tkwił tam rozpięty, wpatrzony w toń zatoki mętną; bezsłowny, martwy, bólem zdjęty.
Definicja dla niego ograniczając się do zaledwie dwóch głuchych dla świata słów; oraz tego co ze sobą, nieoderwanie, niosły.

W definicji szczęścia znajdowały się pojęcia dla innych jednoznaczne z osiągnięciem najwyżej cenionych społecznie dóbr i przymiotów, trwałego zadowolenia z życia, chęć jego bezinteresownego kontynuowania, połączonego z dziwną pogodą ducha i niezmiennym optymizmem; poznawczej oceny własnego życia jako udanego, wartościowego i sensownego, czy pomyślnego bilansu wszystkich doświadczeń życiowych. Całe te zdania i długie określenia wyrazowe zmienić można było w jedno nazwisko, wypełniające mu cały wszechświat, zastępujące nawet brakujące gwiazdy na niebie; nadające jemu życiu i pracy sens, znaczenie.

dōmo arigatō gozaimasu

Nie był samotny, nie był porzucony; miał przy sobie kogoś będącego w stanie naprawić wszelkie niedoskonałości świata, które przy nim nie odważyły się istnieć.


// znowu zapożyczyłam kilka wersów od Allana (niepodkreślone i z kursywą; z "Kruka"), wybaczcie ale podobają mi się jego wiersze pomimo że tłumaczenie brzmi inaczej z różnymi tłumaczami

samotność nie przemija [ranpoe] la solitude ne š'en va pasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz