X. Lecz widać można żyć bez powietrza

83 10 10
                                    

Tysiące obrazów, przesuwających się przed moimi oczami jak nieprawidłowo podkładane klatki filmu, owładnęły całą moją świadomością – a wraz z nimi pojawiły się także uczucia, których prawdziwości tym razem nie byłam już w stanie kwestionować.

W ciągu zaledwie kilku chwil przypomniałam sobie absolutnie wszystko. Wypadek z elektryczną deską, swoje podróże po Koszmarach, ucieczkę przed Królem Snów, prawdę o moim ojcu, pałacową bibliotekę, rozmowy z Lucienne, wizyty Matthew, gęstą bryłę lawy otaczającą moją mamę w szpitalnym łóżku, staż w wydawnictwie, odbijającą się w wielkim witrażu twarz Pożądania, chaos, który wywołałam za sprawą mocy Nieskończonych. Przypomniałam sobie, kim jestem, dlaczego Morfeusz odtrącił mnie kiedyś, owładnięty goryczą po poznaniu mojego pochodzenia, przypomniałam sobie swój ból po jego utracie i radość, jaką przyniosło mi nasze ponowne spotkanie.

Przypomniał mi się wybór, którego dokonałam, i każdą związaną z nim chwilę w Śnieniu – nasze pocałunki, nasze spacery, nasze złączone dłonie i nasze ciała spoczywające obok siebie po chwilach spędzonych w najdoskonalszej możliwej bliskości. Przypomniał mi się smak jego ust – smak, który dotychczas istniał jedynie w mojej wyobraźni, który bezskutecznie starałam się pochwycić z odmętów świadomości, aby dokładnie opisać go w historii, która okazała się być moją własną.

Przypomniał mi się także Los i przepowiednia, jaką przyniósł do mnie może wczoraj, a może tysiąc lat temu – przepowiednia dotycząca naszej śmierci w wojnie, do której mieliśmy nieopatrznie doprowadzić. Wspomnienia moich słów, kiedy mówiłam, że Morfeusz nie zrezygnuje ze mnie, tak jak ja nigdy nie zrezygnuję z niego, stały się nagle tak samo realne, jak wspomnienia śmierci mamy, przeprowadzki do Kalifornii i poznania Michaela – i mimo że wszystko to działo się w dwóch zupełnie różnych od siebie życiach, budziło we mnie dokładnie te same, intensywne, w pełni prawdziwe i niemożliwe do wyparcia emocje.

Naprawdę byłam tu już wcześniej. Naprawdę poznałam Morfeusza, naprawdę przeżyłam wraz z nim niewyobrażalne zdarzenia, usiłując powstrzymać moją moc i senną chorobę, i naprawdę zdecydowałam się pozostać w Śnieniu, tak jak Layla Clark zdecydowała się w mojej wyobraźni pozostać ze swoim Królem Snów.

A przy tym naprawdę pożegnałam kilka lat temu moją mamę po krótkiej, ale ciężkiej chorobie. Naprawdę towarzyszyłam jej kolejnym, coraz częstszym z biegiem czasu wizytom w szpitalu, paraliżująco bezradna wobec jej ogromnego cierpienia. Naprawdę pokochałam Michaela, jak żadnego innego człowieka do tej pory, naprawdę oddawaliśmy się sobie nawzajem setki razy w każdym zakamarku naszego mieszkania, naprawdę pozostawiłam swoje stare życie za sobą, przeprowadzając się do Kalifornii i pozwalając wspomnieniom umierać powoli – podczas gdy ja dzień za dniem tworzyłam nowe, mające wreszcie pomóc mi znaleźć moje miejsce na ziemi.

Ciało i dusza. Sen i jawa. Kawałki układanki, pozornie niepasujące do siebie, nagle stworzyły obraz całości, obraz pełni mnie i wszystkiego, co właśnie tej nocy w końcu sprowadziło mnie tutaj, do Zielonego Zakątka, do Królestwa Śnienia.

Kiedy w końcu otworzyłam oczy, by natychmiast spotkać wpatrzone we mnie oczy Morfeusza, całe to nagłe zrozumienie obudziło we mnie falę gwałtownych uczuć, których nie byłam w stanie od siebie odróżnić. O tym, że moje wargi wciąż były rozchylone, zaalarmowała mnie drapiąca suchość w ustach i lekkie drżenie brody, wywołane chyba napięciem wszystkich mięśni mojej twarzy. Usilnie próbowałam odnaleźć sens w natłoku emocji, jednak każda z nich dominowała w mojej głowie na swój własny sposób, nie pozwalając zdecydować, w jaki sposób to, czego właśnie się dowiedziałam, wpłynęło na to, co czułam, ze zdumieniem wreszcie widząc Króla Snów takim, jakim był, zanim rozpoczęło się moje drugie życie.

Zamek z piasku | SandmanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz