Rozdział 9

172 16 16
                                    

-Oddzwania! - piszczy Louis, wskazując telefon wysoko nad sobą, tam, gdzie kończy się dłoń Harry'ego. Nie sięga mimo wyciągniętych rąk w górę i stawania na palcach, brunet ma dziwne przeczucie, że Tomlinson jest bliski wskoczenia na łóżko tylko po to, aby odebrać urządzenie. -Podaj mi ten pieprzony telefon i daj mi z nią porozmawiać.

Harry wciska czerwona słuchawkę, a dym niemal wylatuje z uszu i nosa Louisa.

-Nie powiesz jej co się stało, nie teraz - zagroził nie chcąc, aby Maddie wiedziała co zdarzyło się w nocy. Nie czuje potrzeby mówienia jej z dwóch powodów: boi się, że dziewczyna oleje to i nie przejmie się stanem ojca, jakby naprawdę był dla niej kimś obcym, bądź odwrotnie, okaże mu litość tylko dlatego, że o mało nie skończył na wózku. Może też zwyczajnie przesadza.

Louis skacze, aby odzyskać telefon, ale pcha tym Harry'ego niebezpiecznie w tył, a ponieważ nie ma czego się złapać aby utrzymać równowagę, omal nie wywróciłby się na swój tyłek, gdyby nie ściana za nim.

-Usiądź do cholery, chwiejesz się jeszcze - upomina w końcu zdenerwowany Louis, jednak to tylko zwykły przejaw troski, dlatego Harry posłusznie idzie w stronę łóżka, chowając w kieszeń spodni telefon szatyna. Ten obserwuje to z przymrużonymi oczami. -Ty cholerna gnido.

Do pomieszczenia wchodzi pielęgniarka, która przynosi nową kroplówkę do starszego mężczyzny obok. Przez całą noc, którą Harry tu spędził facet jedynie mruga na niego swoimi pomarszczonymi dookoła oczami, ale nie odezwał się nawet słowem. Jest w stanie podejrzewać i snuć wnioski, że może jest głuchy, a może zwyczajnie ma w dupie to, co dzieje się obok. To trochę dziwne. Gdyby Harry był na jego miejscu i do sali wszedłby Louis, nie powstrzymałby się przed złośliwym komentarzem i upomnieniem o spokój.

Telefon znowu dzwoni, a pośladek mu wibruje.

-Pomogłem ci się ubrać, a ty tak mi się odwdzięczasz? - drąży Louis, niezadowolony ze swojej przegranej. W ciągu godziny przetrawił już chyba wszystkie możliwe emocje.

-Założyłeś mi jedynie koszulkę.

-To wciąż dużo! Nie pomógłbym ci ze spodniami, to byłoby niezręczne. Już wystarczająco źle mi z faktem, że masz całkiem niezłą klatę jak na trzydziestodziewięciolatka. A teraz proszę, oddaj telefon.

-Nie - nagle dzwonek cichnie, tak samo jak wibracje. Harry wzdycha z ulgą. -Idź zapytaj, czy mój wypis jest już gotowy.

-Chcę mój telefon, kiedy wrócę - żąda, ale opuszcza salę.

Przyjechał niespełna godzinę temu, ale już narobił niezłego hałasu. Harry'ego boli głowa, ale stara się docenić martwiącego Louisa, chociaż mógłby podarować sobie tę złość i agresję, którą on usprawiedliwia troską.

Spogląda na starszego Pana na łóżku obok. Gdyby nie to, że mruga, Harry już dawno wzywałby pielęgniarki w obawie, że facet zmarł, dosłownie leżąc niecałe dwa metry od niego. To byłoby traumatyczne przeżycie.

Całkiem jak to, które miało miejsce w nocy. Cholera, Harry dziękuje komukolwiek za drugą szansę, bo ma zbyt wiele nieskończonych rozdziałów do zamknięcia, aby umrzeć w pieprzonym obcym mieście na ulicy. I na oczach Louisa. Tak, szatyn dobitnie zaznaczył, że to byłoby dla niego za dużo.

Ale to nie tak, że to planował, prawda? Nie chciał, właśnie spędził naprawdę dobry wieczór z Tomlinsonem i polubił tego faceta trochę zbyt bardzo, ale jego charakter był tak dobry, że Harry nie mógł go o nic winić. A potem tak po prostu Louis stwierdził, że odprowadzi go pod hotel, więc koło północy wyszli z jego domu razem z Boo na smyczy, aby rozprostować nogi, mimo, że szatyn mówił o tym jak bardzo jest zmęczony po zabawie z dziećmi siostry. Szli i prowadzili rozmowę, a kiedy byli blisko hotelu wystarczyło się rozdzielić. Więc Harry jak normalny człowiek i zdecydowanie zgodnie z prawem wszedł na pasy, a następnie leżał na ziemi potrącony przez samochód, bo kobieta za kierownicą nie zauważyła go zbyt wcześnie i nie zdążyła zahamować.

Powerlessness | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz