Rozdział 8

1.2K 83 15
                                    

Tydzień po ich kłótni, czy też innymi słowy pseudorozstaniu w Trzech Miotłach, Draco zdał sobie sprawę z pewnej rzeczy. Granger miała dar – a tym darem było unikanie.

W ciągu ostatniego tygodnia nie udało mu się złapać jej choćby na minutę, mimo że większość swojego czasu poświęcał na jej wypatrywanie.

Po zajęciach szybko ulatniała się z klasy, jeszcze zanim zdążył spakować swoje rzeczy. W Wielkiej Sali zawsze udawało jej się wymknąć, podczas gdy on rozmawiał z Blaise'em lub Teo.

Kilka razy widział ją w Pokoju Wspólnym, gdy zbierali się na zajęcia, nie mając czasu na rozmowę. I przez cały czas otaczała się przyjaciółmi, jakby miało go to odstraszyć.

To był jej pomysł, żeby cała szkoła zaczęła myśleć, że ​​się spotykają, a teraz sam miał w głębokim poważaniu fakt, że tak właśnie wszyscy myśleli. Jeśli już, to ten fakt powinien ułatwiać mu wejście z nią w rozmowę.

Tylko raz zebrał się na odwagę, by zapukać do jej drzwi, nie wiedząc nawet, czy rzeczywiście była w środku, czy też wymknęła się i ukrywała w innej części zamku.

To ona powiedziała, że ​​od tego momentu będą rozważać różne sprawy i o nich dyskutować. Ale teraz Draco coraz bardziej irytował się tym, że nieustannie go unikała. Była cholerną Gryfonką, na litość Merlina. Jednak z pewnością nie zachowywała się, jak na Gryfonkę przystało.

W piątek krążył przed klasą Zaklęć, wiedząc, że tego dnia właśnie tam miała swoje ostatnie zajęcia. Niestety jakimś sposobem musiał przeoczyć ją w tłumie. Udał się więc do Pokoju Wspólnego, gdzie napełnił sobie szklankę porcją Ognistej Whisky, podczas gdy Granger siedziała z szóstką przyjaciół na drugim końcu pomieszczenia.

Wyglądałby jak dupek, gdyby im przerwał – ale obecnie nie był nawet pewien, czy go to jeszcze jakkolwiek obchodziło.

A co gorsza Teo i Perks przymilali się do siebie po jego prawej stronie, szepcząc sobie nawzajem do uszu coś, co musiało brzmieć jak rzygi jednorożca hasającego po brokatowej tęczy.

To tym bardziej nie poprawiało mu humoru.

I – ze wszystkich ludzi – Granger musiała rozmawiać akurat z Longbottomem. Siedziała obok niego, ocierając się o jego ramię, gdy odgarniała włosy ze swojej twarzy, a jej oczy były ciepłe i roześmiane.

Jakby Longbottom mógł być jakąkolwiek konkurencją dla Dracona. Blondyn nie wiedział nawet, jak znalazł się w takiej sytuacji, tęskniąc za kimś, kto jeszcze kilka miesięcy temu nawet nie przyszedłby mu do głowy. Ale teraz nie mógł przestać o niej myśleć. Nie tylko o sposobie, w jaki go całowała i dotykała, ale także o tym, jak to było trzymać ją w swoich ramionach. O tym, że przy nim nie bała się być sobą i nie starała się niczego udawać. O sposobie, w jaki cała jej twarz rozjaśniała się przy każdym uśmiechu, kiedy na niego spoglądała.

Nikt nigdy wcześniej tak na niego nie patrzył – i Draco nigdy nie sądził, że kiedykolwiek spojrzy.

Powiedziała, że ​​interesuje ją coś innego niż seks. Więc dlaczego chichotała u boku Longbottoma jak jakaś lafirynda?

Musiał rzucać naprawdę wściekłe spojrzenia w jej kierunku, ponieważ poderwała nagle wzrok, by napotkać jego własny, a w jej oczach czaił się jakiś dziwny niepokój. Uśmiech zniknął z jej twarzy. Draco poluzował uścisk na szklance, próbując przybrać kamienny wyraz twarzy.

Odwróciła wzrok z nerwowym chichotem na coś, co powiedział ktoś z jej przyjaciół, ale Draco nie odrywał od niej wzroku, popijając długi łyk whisky.

[T] Operacja: Pomóżmy Draco ZaliczyćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz