Rozdział I Tomiła

1K 132 226
                                    

Niebo rozdarł głośny grzmot pioruna, a za chwilę blask pioruna oświetlił gęsty las i jasne światło wdarło się w korony powykręcanych brzóz. Wiatr, zanurzając się w listowiu, łapczywie chwytał za konary i szarpał nimi raz na prawo, raz na lewo, jakby chciał wyrwać drzewa z korzeniami. Jasność spływała w dół, wnikała w szorstką korę i drążyła głębokie tunele, aby zajrzeć w długie korytarze korników. Silny podmuch potrząsał zaciekle gałęziami, zrywał pojedyncze liście i podrywał je w powietrze, a następnie zabierał w daleką drogę i gnał wzdłuż wzburzonej rzeki. Ciężkie, ołowiane chmury leniwie sunęły i mrucząc głośno, ocierały się o siebie, przez co wprawiały ziemię w drżenie. Natomiast strugi deszczu spływały i tworzyły głębokie kałuże, wypełnione lepkim błotem.

Połyskliwe smugi pioruna rozszarpywały czerń nocy i malowały tajemniczą mapę, na której tle majaczyło domostwo. Liczne krople wdzierały się do środka starej chatki przez podgniłą strzechę, a krzyk nasycony wilgocią oraz bólem przenikał na zewnątrz, aby pognać samotnie w mrok. Błądząc po omacku, wił się między wystającymi korzeniami, głaskał nasączony wodą mech i owijał się wokół smukłych topoli. Rozochocony zabawą muskał szarą korę i trącał wysokie źdźbła trawy, które wprawione w ruch drżały. W końcu dotarł do dwóch sylwetek, które majaczyły w strugach deszczu. Otulone powłóczystymi płaszczami, wysunęły się z głębi lasu i skulone brodziły w kałużach, aby przemknąć przez nieosłonięte podwórze. Powstrzymywane silnymi podmuchami, walczyły o każdy kolejny krok, zmuszone do wyrywania stóp z błotnistej mazi. Wreszcie dotarły pod dach i z ulgą strącili wodę z ubrań.

Drzwi rozwarły się raptownie z głośnym skrzypnięciem i silny powiew wiatru wdarł się do środka. Na obficie zmoczonym progu rozlały się duże kałuże wody i spłynęły po sosnowych deskach podłogi. Na widok przybyłych ludzi zza pieca buchającego ciepłem od płonącego drewna, wychyliły się nieśmiało przelęknione dwie dziewczynki. Otarły zapłakane twarzyczki i wtuliły się w przemoczone ubranie wysokiego młodzieńca.

Bolemir pochylił się nad nimi, a zimne krople spłynęły z jasnych włosów wprost na główki sióstr. Następnie popłynęły po szczupłych policzkach i zmieszały się ze słonymi łzami. Młodzieniec, czule głaszcząc, szeptał zapewnienia, że wraz z końcem burzy o świcie wzejdzie słońce i osuszy mokrą ziemię. Dziewczynki uspokojone jego opanowanym głosem, dojrzały z tyłu pogarbioną kobiecinę, która zdjęła przemoczoną pelerynę i ukazała twarz, wcześniej skrytą w cieniu kaptura. Zimny dreszcz przeszedł po plecach dziewczynek na widok pomarszczonego i suchego oblicza okolonego długimi pasmami siwych włosów.

Starucha, wsparta na sękowatym kosturze, w dłoni ściskała mały tobołek, wypełniony ziołami i różnymi specyfikami. Bacznym spojrzeniem omiotła kuchnię i z niezadowoleniem pokręciła nosem, gdy spostrzegła, że szafki są pozamykane. Tyle razy powtarzała, że ten ważny rytuał otwierał granicę między tym, co ludzkie a magiczne i pomagał bezpiecznie przyjść dziecku na świat, a rodzącej przynosi ulgę, zapewnia łatwy poród.

– Na co jeszcze czekacie?! – zawołała gniewnie i zaczęła wydawać polecenia Bolemirowi: – Otwórz kufry, uchyl drzwi szafy oraz wystaw szuflady. Prędko! A dziewczynkom nie zapomnij rozpleść warkoczy!

Chłopak skrzywił się i syknął ze złości na samego siebie. Jak mógł zapomnieć o tak ważnych czynnościach? Przecież był na tyle duży, iż pamiętał przygotowywania do narodzin młodszego rodzeństwa. Wiedział, że liczyło się rozwiązywanie wszystkich supłów, aby pomóc przyjść na świat dziecku. Słyszał, że rodząca lub dziewczęta w domu powinny mieć rozpuszczone włosy, aby noworodek nie urodził się z pępowiną okręconą wokół szyi. Bez słowa zabrał się za wykonywanie poleceń kobiety, gdyż czasu było coraz mniej. Kiedy otwierał skrzypiące drzwiczki szafki, krzyk rodzącej obiegł izbę, a siostry schowały się w kąt.

Córki Bogini Mokosz - WYDANE = Milczące DziewiceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz