I.1 Tomiła

604 95 173
                                    

Gdy zajechali pod chatę, ojciec zeskoczył z kozła i przekrzykując głośne grzmoty, wyrwał syna z natłoku myśli.

– Odprowadź konia do stajni i wytrzyj go do sucha, żeby nie zachorował. Nie zapomnij nałożyć derki – wydał polecenia i wszedł do chaty.

Dziwna cisza uderzyła go od progu. Rozejrzał się i usłyszał ciche kwilenie. W kilku krokach doszedł do wnęki, lecz na chwilę zawahał się, nim rozchylił zasłonkę.

– Wyszomir? – rozbrzmiał cichy głos żony i oczy zaiskrzyły się na widok męża.

Wsparta na poduszce leżała i delikatnie głaskała malutkie zawiniątko u boku. Mężczyzna skupił wzrok na bladej twarzy żony, która błyszczała w nikłym świetle ogarka. Dopiero teraz dojrzał, że lata ciężkiej pracy oraz liczne porody, odbiły się cieniem na jej młodości, a miała zaledwie trzydzieści cztery wiosny. Odgonił myśli, gdy dostrzegł na posłaniu córki, które spokojnie spały w nogach matki i miarowo oddychały. Kobieta z trudem wyciągnęła drżącą z wysiłku dłoń do męża i domagała się, aby podszedł bliżej.

Niepewnie zrobił krok do przodu i spojrzał spod przemoczonej grzywki.

– Pokaż dziecko. – Kanciaste słowa wypłynęły przez suche gardło mężczyzny.

Żona zerknęła z powątpiewaniem, ale ponaglające spojrzenie męża sprawiło, że posłusznie rozchyliła zawiniątko. Blade światło padło na okrągłą buzię z zaróżowionymi policzkami i ciche westchnięcie wypłynęło z uchylonych ust. Małe rączki zwinięte w piąstki i ułożone kurczowo pod brodą, podpierały główkę, pokrytą czarnymi włoskami długimi na trzy palce.

Wyszomir nachylił się, aby przyjrzeć się dziewczynce. Dziecko wyczuło nieprzyjemny zapach oparów alkoholu i krzywiąc się, lekko zmarszczyło nosek. W tej samej chwili fałdy delikatnych powiek uniosły się w górę i ujrzał bielmo, które przysłaniało oczy. Odskoczył w tył niczym rażony piorunem. Dwie długie zmarszczki przecięły czoło skryte pod jasnym kosmykiem mokrych włosów. Twarz pobladła i wytrzeszczył oczy.

– Na bogów! – Ochrypły krzyk Wyszomira wydarł się z gardła, przemknął przez izdebkę i zbudził wszystkich domowników pogrążonych w spokojnym śnie.

Przerażona córeczka poczerwieniała na buzi i zaniosła się spazmatycznym płaczem, który wydzierał się z płuc. Krzyk przedostawał się do uszu i drażnił je dotkliwie. Mężczyzna zmusił naprężone struny krtani i wydobył głos podobny do niezrozumiałego bełkotu:

– Coś... coś urodziła? To... zjawa nieczysta!

– Wystraszyłeś dziecko! Uspokój się! – upomniała ostro Starucha.

– Urodziła odmieńca! – Ledwie stał na nogach, kiwając się na boki. Słyszał, jak krew napływa do twarzy i szumi w uszach, a zesztywniałe palce, które zacisnął z całej siły, wbijały się w skórę. Naprężone mięśnie ramion i karku uwypukliły się pod cienką koszulą uszytą z jasnego lnu.

– Urodziła dziecko, które ty spłodziłeś! Mówiłam, że koniec tych porodów, ale ty nie potrafisz się powstrzymać! Takim jak ty powinno się obcinać przyrodzenie! – Starucha ugryzła się w język, lecz było już za późno, jak zwykle zbyt wiele powiedziała. Słowa popłynęły niczym wartki potok i z siłą wlały się do uszu Wyszomira. Widząc jego narastającą wściekłość, cofnęła się wsparta o kostur.

– Jak śmiesz mnie pouczać?! – Uniósł dłoń w górę, lecz powstrzymała go ręka syna, ułożona na ramieniu. Strącił ją natychmiast, ale nie oderwał wzroku z zielarki. – Nie twoja sprawa, co robię z żoną w łóżku! Zajmij się swoimi sprawami, kobieto! – krzyczał pełen gniewu na całe gardło i pluł śliną dookoła, a podbródek trząsł się ze złości.

Córki Bogini Mokosz - WYDANE = Milczące DziewiceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz