3 grudnia 2005

342 9 0
                                    

Rochelle

Carlisle się mnie nie spodziewał, albo przynajmniej udawał że tak nie jest.
Zastałam go pod koniec jego nocnej zmiany w gabinecie lekarskim.
Gdy tylko mnie zobaczył rzucił mi się w ramiona i przytulił mocno.
- Wróciłaś córeczko. - odsunął się dopiero po długiej chwili.
Przyjrzał mi się dokładnie i spojrzał głęboko w oczy.
Wiedziałam o co chodzi.
Obawiał się że zaczęłam pić ludzką krew.
Ja jednak miałam dużo na głowie i nawet jakbym chciała, to nie miałam kiedy spróbować innego trybu życia.
- Cieszę się że wrociłaś... Bo wróciłaś?
- Tak. - uśmiechnęłam się lekko. - Coś długo nie mogłam bez was wytrzymać.
- A co z Jasperem? - pyta zatroskany. - Coś o nim wiesz?
- A Alice... - nie dane było mi dokończyć.
- Chodzi własnymi ścieżkami. - powiedział tak jakoś smutno.
- To przeze mnie. - usiadłam na obrotowym krześle i zaczęłam swój monolog. - Zanim odeszłam pocałowałam go, chciałam się w pewien sposób zemścić na Edwardzie, ale wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? Spodobało mi się. To mnie utwierdziło tylko w tym, że muszę na jakiś czas odejść. Próbowałam nawet wrócić do dawnego życia.
Schowałam twarz w dłoniach.
- Ale wiem, że nie da się żyć połowicznie, dlatego między innymi wróciłam. Chcę żyć w 100%.
Wstaję i podchodzę patrząc ojcu prosto w oczy.
- Jas poszedł do Esme, jest tutaj, ale nie będę go wyręczać, dlatego zapytam w swoim imieniu... Wybaczysz mi i przyjmiesz z powrotem?
- Zawsze.

Dzień zapowiadał się nieciekawie.
Burza z piorunami.
Nic specjalnego dla stanu Waszyngton.
Dla zwykłych mieszkańców Forks jest to kolejny powód do narzekania, jednak nie dla naszej rodziny.
Im większa nawałnica, tym lepsza zabawa.
Zabawa?
Jeszcze jaka!
Uwielbiam nasze rodzinne mecze baseball'u.
Tylko miał być jeden minus.
Bella.
Niby powinnam zaakceptować nową rzeczywistość, ale fakt że Edward ciągnął ją ostatnio wszędzie był dość irytujący.
Właśnie wyjmowałam sprzęt z szafy, kiedy do pokoju wszedł mój były.
- Mogę? - zamknął za sobą drzwi.
- Mogłeś zapytać stojąc za drzwiami. - burknęłam.
Popatrzył na mnie lekko zmieszany i wziął ode mnie torbę z kijami.
- Chcę Ci przypomnieć, że nie jestem już człowiekiem. Poradzę sobie. Czego chcesz?
- Zapytać jak się z tym wszystkim czujesz...
Bez uprzedzenia rzuciłam się na niego z pięściami.
Spodziewałam się tego?
Nie...
- Serio pytasz mnie o takie coś? Teraz? Nie uważasz, że na to o wiele za późno?
Waliłam na oślep.
Na początku nie próbował mnie powstrzymać, ale po dłuższej chwili zdjął mnie z siebie.
W tym samym momencie drzwi się otworzyły i do pokoju wparował Emmett.
- Co ty jej znowu powiedziałeś?
- Ciebie też miło widzieć. Widzę że jeszcze chowasz do mnie urazę. Rozumiem.
Em bez słowa podał mi ramię i ruszyliśmy w kierunku garażu.
- Chciał ode mnie pożyczyć Jeepa, ale mu go nie dam. Nie po tym co Ci zrobił.
Westchnęłam ciężko.
- Pożycz mu go.
Przystanął i spojrzał zdziwiony na mnie.
- Że jak?
Wzruszyłam ramionami.
- Normalnie. Mam już dość tej całej krucjaty przeciwko niemu. Doceniam, że mnie chcecie wspierać, oraz że sama nie wykazałam się pokojowym nastawieniem przed chwilą. Jesteśmy rodziną i powinniśmy sobie wybaczać. Nie mam wpływu na to, że wybrał Bellę, muszę się z tym pogodzić.
To powiedziawszy otworzyłam szare Volvo i usiadłam za kierownicę.
Ciężarowiec zajął miejsce pasażera, a po chwili na tylnym siedzeniu zjawili się rodzice i Rose.
- Jestem z ciebie dumny. - odezwał się Carlisle.
- Słyszałeś? - spytałam wyjeżdżając z garażu.
- Wszyscy słyszeliśmy. - odparła Rose.

- Przyprowadziliście przekąskę

Reakcja Edwarda...

Ucieczka z boiska...

A wszystko po to by chronić jednego człowieka.....

Co jeśli...? | Zmierzch/Twilight FF ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz