49. Bezpieczna opcja

37 5 16
                                    

Poranek 17 kwietnia, obecnie

Szeryf Anthony Wright odłożył słuchawkę telefonu, przetarł twarz i spojrzał na Sofię, która stała obok z kubkiem kawy w dłoni.

— Dzieciak Nolana nie wrócił — oznajmił. Sofia postawiła kubek na jego biurku. — Trzeba zorganizować poszukiwania. Ja zadzwonię do szeryfa z Addy, a ty skontaktuj się z posterunkiem w Coldwater. — Sięgnął po kubek.

— Przygotuję też plakaty. W lesie każda pomoc się przyda — stwierdziła kobieta.

— Nolan uruchomił chłopaków ze straży obywatelskiej. — Anthony zapatrzył się w niewielki wir wciąż obracający się w naczyniu. — Nie powinienem pić tyle kawy. Stres i tak podnosi mi ciśnienie. Czy Benjamin już przyszedł?

— Nie. Zawsze przychodzi piętnaście minut przed czasem, a dzisiaj się spóźnia. Co robimy ze zbirami, którzy pobili Ala?

— A co możemy? Al nie chce wnosić skargi, boi się.

— To wkurzające, gdy ludzie myślą, że nic nie możemy zrobić.

— Al jest stary, ale nie głupi. Poza tym przyznał się, że ich sprowokował.

— Nawet jeśli chudy staruszek cię obraża, to nie znaczy, że masz go od razu bić. Szeryfie, oni powinni za to odpowiedzieć.

— Zamkniemy ich, to wyjdą za kaucją. Też chciałbym dać im nauczkę.

— Komu dać nauczkę? — zapytał Benjamin, który właśnie pojawił się w biurze szeryfa.

Sofia odwróciła się.
— Tym drabom, którzy pobili starego Ala — wyjaśniła.

— A tym. Pinki mówi, że już dostali po mordach. Ira ich ponoć obił, a poprawił im ten cały Nilsen — wyjaśnił Benjamin.

Anthony napił się kawy.
— Chcesz powiedzieć, że tajemniczy pracownik norweskiego rządu obija pyski amerykańskich obywateli na terenie USA?

— Chcę powiedzieć, że sprawiedliwości stała się zadość.

— A właśnie, rozumiem, że przed pracą skoczyłeś do Leona. Rozmawiałeś z dryblasem?

— Znaczy z Bjørnssonem? Nie. Nie było go. Pinki powiedziała, że odkąd pojawiła się narzeczona Iry, on miota się jak dziki zwierz w klatce, a ona znowu musi robić za dwoje.

— Co jeszcze mówiła?

Benjamin przystawił sobie krzesło, usiadł, pochylił się. To wróżyło kolejną spiskową teorię, którą z pewnością zamierzał zaraz wygłosić.

— Ktoś jeszcze szuka Bjørnssona — powiedział przyciszonym głosem, jakby to była tajemnica.

— Kto? — zapytał Anthony tym samym konspiracyjnym tonem.

— Jakiś typ spod ciemnej gwiazdy.

Anthony pokiwał głową z aprobatą.
— Z ciemniejszej niż ta, z której pochodzą ludzie Blacksmitha?

Benjamin się wyprostował.
— Szeryf sobie jaja robi, a ja poważnie mówię. — Wyciągnął telefon. — Mam zdjęcie od pani Simpson. Lustrzankę sobie taką kupiła, żeby ptaki fotografować. Jakość pierwsza klasa. Ostrość taka, że pory na skórze gościa liczyć można.

— Odbiegasz od tematu.

— Racja. Pani Simpson powiedziała, że gość czekał na Bjørnssona za pubem, przy jego motocyklu. Ira ponoć znał gościa. Nazwał go Jazonem i powiedział, że ma się nie wtrącać i że gówno go obchodzi, ile i za co zapłacił mu jego ojciec. On do domu nie wraca. Na co facet odparł, że daje mu dwa dni na załatwienie spraw. Rozumie szeryf coś z tego?

Kiedy usta twoje: ZdradzonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz