Rozdział 6

1K 77 116
                                    

Mijał trzeci dzień, od kiedy JK spędził popołudnie z Tae-hyungiem w mieszkaniu babci, oglądając dramę, jedząc sernik z galaretką i truskawkami i równiutko przez całe te trzy dni nie umiał przestać o nim myśleć.

— To niedorzeczne — mruczał sam do siebie, idąc przez Plac de l'Odeon późnym, upalnym popołudniem. — Co niby ten facet ma takiego w sobie, żebym tak zgłupiał na jego punkcie? — wytykał sam sobie, ale nic nie mógł na to poradzić, że sięgnął po telefon do kieszeni i wyszukał jego numer. Musiał to ukrócić, nie mówiąc o tym, że fakt, iż się nie odzywał przez całe te trzy dni, był trochę niepokojący.

— Halo? — odezwał się Tae-hyung po drugim sygnale.

Jego głos przypominał kosiarkę, gdy... się psuje.

— No cześć — przywitał się z nim milutko JK.

Nagle jego myśli spotulniały i uśmiechnął się, jakby Tae-hyung stał tuż przed nim.

— Cześć — odpowiedział Tae-hyung, a jego głos nie zmienił barwy.

— Nie odzywasz się, więc pomyślałem...

— Przepraszam, jestem chory, przeziębiłem się. Klimatyzacja w pracy dała mi popalić — wytłumaczył.

Istotnie tak było. Mila ciężko zaczęła znosić upały, a za nic w świecie nie dawała się wciąż namówić na to, żeby już nie pracować.

— Jesteś przeziębiony? — zmartwił się JK. — Czegoś ci trzeba?

— Nie, dzięki, jakoś sobie radzę — wychrypiał Tae-hyung. — Wziąłem kilka dni wolnego. Muszę wydobrzeć przed wyjazdem.

— Masz leki? Może trzeba pójść na zakupy? — dopytywał z troską JK. — Podaj adres, przyjdę cię odwiedzić.

W słuchawce zapadła cisza. Tae-hyung rozejrzał się szybko po mieszkaniu.

— Nie lustruj bałaganu, tylko podaj adres Tae-hyung — zażartował JK, domyślając się, dlaczego zamilkł i demaskując jego zachowanie.

— Zarazisz się ode mnie — zaoponował Tae-hyung.

JK się zaśmiał.

— Cóż za szlachetna wymówka — zakpił. — Masz dziurawe spodnie od piżamy?

Tae-hyung szybko obejrzał się z góry na dół, a w słuchawce usłyszał gromki śmiech.

— Tae, ja też mam dziurawe gacie do spania.

— Rue Regnard 4 — bąknął Tae-hyung. — Ostatnie piętro, drzwi na wprost schodów.

— Cudownie, będę za pięć minut, jestem dosłownie pod twoim budynkiem. Czy to przeznaczenie? — zakpił. — Albo wiesz co? Daję ci piętnaście, na przebranie gaci, a ja lecę do spożywczego. Czego ci trzeba?

— Niczego, naprawdę, dzięki — zaprzeczał Tae-hyung.

— Do zobaczenia za chwilę kochanie — pożegnał się żartobliwym tonem JK.

Wskoczył szybko do najbliższego spożywczego, kupił kilka rzeczy i z punktualnością co do pół sekundy, równiutko piętnaście minut później zapukał do drzwi na wprost schodów na ostatnim piętrze kamienicy przy Rue Regnard 4.

Taae-hyung nie miał siły niczego ogarniać. Czuł się fatalnie. Drapało go w gardle i chyba miał gorączkę, ale otworzył drzwi w lekkiej panice. W progu stał JK z szerokim uśmiechem. Miał na sobie jasną, luźną koszulę, z którą kontrastowały ciemne jeansy ze ściągaczami u dołu nogawek i sportowe buty. Mina mu zrzedła, gdy zobaczył Tae-hyunga z potarganymi włosami i opuchniętą bladą jak ściana, twarzą. W piżamie w paski wyglądał jak dziecko.

Rentboy || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz