Mijał trzeci dzień, od kiedy JK spędził popołudnie z Tae-hyungiem w mieszkaniu babci, oglądając dramę, jedząc sernik z galaretką i truskawkami i równiutko przez całe te trzy dni nie umiał przestać o nim myśleć.
— To niedorzeczne — mruczał sam do siebie, idąc przez Plac de l'Odeon późnym, upalnym popołudniem. — Co niby ten facet ma takiego w sobie, żebym tak zgłupiał na jego punkcie? — wytykał sam sobie, ale nic nie mógł na to poradzić, że sięgnął po telefon do kieszeni i wyszukał jego numer. Musiał to ukrócić, nie mówiąc o tym, że fakt, iż się nie odzywał przez całe te trzy dni, był trochę niepokojący.
— Halo? — odezwał się Tae-hyung po drugim sygnale.
Jego głos przypominał kosiarkę, gdy... się psuje.
— No cześć — przywitał się z nim milutko JK.
Nagle jego myśli spotulniały i uśmiechnął się, jakby Tae-hyung stał tuż przed nim.
— Cześć — odpowiedział Tae-hyung, a jego głos nie zmienił barwy.
— Nie odzywasz się, więc pomyślałem...
— Przepraszam, jestem chory, przeziębiłem się. Klimatyzacja w pracy dała mi popalić — wytłumaczył.
Istotnie tak było. Mila ciężko zaczęła znosić upały, a za nic w świecie nie dawała się wciąż namówić na to, żeby już nie pracować.
— Jesteś przeziębiony? — zmartwił się JK. — Czegoś ci trzeba?
— Nie, dzięki, jakoś sobie radzę — wychrypiał Tae-hyung. — Wziąłem kilka dni wolnego. Muszę wydobrzeć przed wyjazdem.
— Masz leki? Może trzeba pójść na zakupy? — dopytywał z troską JK. — Podaj adres, przyjdę cię odwiedzić.
W słuchawce zapadła cisza. Tae-hyung rozejrzał się szybko po mieszkaniu.
— Nie lustruj bałaganu, tylko podaj adres Tae-hyung — zażartował JK, domyślając się, dlaczego zamilkł i demaskując jego zachowanie.
— Zarazisz się ode mnie — zaoponował Tae-hyung.
JK się zaśmiał.
— Cóż za szlachetna wymówka — zakpił. — Masz dziurawe spodnie od piżamy?
Tae-hyung szybko obejrzał się z góry na dół, a w słuchawce usłyszał gromki śmiech.
— Tae, ja też mam dziurawe gacie do spania.
— Rue Regnard 4 — bąknął Tae-hyung. — Ostatnie piętro, drzwi na wprost schodów.
— Cudownie, będę za pięć minut, jestem dosłownie pod twoim budynkiem. Czy to przeznaczenie? — zakpił. — Albo wiesz co? Daję ci piętnaście, na przebranie gaci, a ja lecę do spożywczego. Czego ci trzeba?
— Niczego, naprawdę, dzięki — zaprzeczał Tae-hyung.
— Do zobaczenia za chwilę kochanie — pożegnał się żartobliwym tonem JK.
Wskoczył szybko do najbliższego spożywczego, kupił kilka rzeczy i z punktualnością co do pół sekundy, równiutko piętnaście minut później zapukał do drzwi na wprost schodów na ostatnim piętrze kamienicy przy Rue Regnard 4.
Taae-hyung nie miał siły niczego ogarniać. Czuł się fatalnie. Drapało go w gardle i chyba miał gorączkę, ale otworzył drzwi w lekkiej panice. W progu stał JK z szerokim uśmiechem. Miał na sobie jasną, luźną koszulę, z którą kontrastowały ciemne jeansy ze ściągaczami u dołu nogawek i sportowe buty. Mina mu zrzedła, gdy zobaczył Tae-hyunga z potarganymi włosami i opuchniętą bladą jak ściana, twarzą. W piżamie w paski wyglądał jak dziecko.
CZYTASZ
Rentboy || Taekook
FanficTae-hyung to młody, zapracowany facet, żyjący samotnie, z dala od imprez, alkoholu i szerokiego grona przyjaciół, ale też domu rodzinnego. Wiedzie mu się jeśli chodzi o karierę, ale w jego żcyiu osobistym od dawna panuje susza. Wszystko się kompliku...