JK miał wrażenie, że stracił czucie w kończynach. Widok wiadomości od Basila na wyświetlaczu telefonu po prostu zwalił go z nóg. Uczucie wstydu i skrępowania, jaki poczuł oraz zawodu, jaki sprawił Tae-hyungowi, dosłownie dusił go jak pętla zaciśnięta na szyi wisielca. Ze złości rzucił telefonem o podłogę, a ten rozbił się w drobny mak.
Usiadł na łóżku i złapał się za głowę.
— Kurwa, kurwa, kurwa — klął pod nosem. — Wszystko się spierdoliło.
Spojrzał na kopertę wypełnioną pieniędzmi, leżącą obok niego w pościeli.
— Kurwa — jęknął, zawiedziony sam sobą raz jeszcze i zakrył twarz dłońmi.
Chwilę mu zajęło zebranie się do kupy, a kiedy już odnalazł w sobie wszystkie pokłady odwagi, spakował walizkę, ubrał się, a kopertę z pieniędzmi schował do tylnej kieszeni spodni i zszedł na dół do restauracji.
— Tae — stęknął do niego, gdy znalazł go jedzącego śniadanie przy jednym ze stolików.
Tae-hyung nawet na niego nie spojrzał i nie przerwał posiłku. Prawdą jednak było, że nie czuł smaku jedzenia, a czynność wykonywał mechanicznie. Jak robot.
JK przestąpił nerwowo z nogi na nogę.
— Tae, to nie tak... — spróbował raz jeszcze, choć w sumie to sam nie wiedział, co chce powiedzieć.
Jeszcze chwilę temu ułożył w głowie wszystkie słowa, jakimi chciał się przed nim wytłumaczyć, a teraz czuł, jakby zamiast języka miał kołek.
— Nie tłumacz. Jesteśmy dorośli — ukrócił rzeczowo jego mękę Tae-hyung. — Zapłaciłem ci za to, żebyś ze mną przyjechał i tyle. Kropka. Nie było mowy o zakochiwaniu się...
— Zakochiwaniu? — zapytał zaskoczony Jeong-guk.
Tae-hyung zastygł w bezruchu, gapiąc się w swój talerz. Westchnął po chwili bezsilnie.
— No tak, przecież to ja jestem ten zdesperowany, zapomniałem — powiedział kpiąco sam do siebie, a potem odłożył sztućce, oparł plecy o oparcie krzesła i spojrzał na niego w górę odważnie. — Tak JK. Tak jak ty powtarzasz mi od kilku tygodni, że jesteś człowiekiem, tak ja też mogę ci powiedzieć to samo. Jestem tylko człowiekiem. Zauroczyłem się, nie wstydzę się i na pewno się nie boję do tego przyznać i powiedzieć głośno. Spodobałeś mi się, jak jeszcze nikt nigdy. Ten twój uśmiech, sposób bycia, wysportowane ciało — wyliczał coraz bardziej nerwowo. — Tak JK, spodobałeś mi się, jak tylko wszedłeś do restauracji na rogu. Dosłownie czułem, jak świerzbią mnie palce, żeby cię złapać za tyłek — wyrzucał z siebie słowa jak pociski. Już nie zważał na ich znaczenie i to jak brzmią i jak go definiują. Rozgoryczenie wzięło nad nim górę. — Nieco później urzekła mnie twoja opiekuńczość i ta pieprzona ludzkość, gdy zachorowałem, a ty zadzwoniłeś po lekarza i kupowałeś mi przez tydzień truskawki. O mały włos nie pocałowałem cię w przebieralni, gdy objąłeś mnie i przyciągnąłeś do siebie. Nie wierzę, że tego nie dostrzegłeś, a gdy tu przylecieliśmy, zadbałeś o mnie, gdy walczyłem z demonami. Nie wiem, może to znowu tylko moja naiwność i samotność, D E S P E R A C J A, ale... nawet jeśli to ona, to nie jestem niedorozwinięty emocjonalnie JK, żeby nie umieć powiedzieć tego głośno i jednocześnie wiedzieć, że nie jestem niczemu winien, tylko zwyczajnie popełniłem błąd. Ulokowałem swoje emocje i uczucia nie tam, gdzie trzeba. Za dużo sobie obiecałem. Łudziłem się, nadinterpretowałem. Nazwij to, jak chcesz. Możesz uważać za śmieszne. Wszystko mi jedno, ale czy normalny człowiek, ludzki, taki wiesz z uczuciami, nie dałby się na to nabrać? — zapytał z pretensją. — Długie lata pracowałem nad sobą, jak z resztą sam zobaczyłeś tutaj, z jakiego bagna się wydostałem i dziś dzięki temu umiem stanąć z tym twarzą w twarz, czego zdecydowanie nie można powiedzieć o tobie. Rozmawialiśmy o tym. Powiedziałem ci, że chciałbym się zakochać, wziąć ślub, mieć dziecko, sądziłem, że mogę ci zaufać, ale się P O M Y L I Ł E M. Pozwoliłem ci to wykorzystać. Kropka.
CZYTASZ
Rentboy || Taekook
FanfictionTae-hyung to młody, zapracowany facet, żyjący samotnie, z dala od imprez, alkoholu i szerokiego grona przyjaciół, ale też domu rodzinnego. Wiedzie mu się jeśli chodzi o karierę, ale w jego żcyiu osobistym od dawna panuje susza. Wszystko się kompliku...