ROZDZIAŁ 1

27 3 2
                                    

SZARLOTKA

- Poproszę latte i do tego spory kawałek szarlotki. Zapłacę ekstra, jeśli da mi go Pani od serca – nie miał to być żaden tani tekst na podryw. Po prostu tak zajebiście kochałem szarlotki, że chciałem zjeść wielki kawałek, a nie te małe fragmenty ciasta serwowane w kawiarniach. Moje słowa ewidentnie onieśmieliły obsługującą mnie kelnerkę, bo na jej policzkach pojawił się widoczny rumieniec.

To przykre. Wyglądało to tak jakby w życiu od nikogo nic podobnego nie usłyszałam jakby nikt nie okazał się normalnej, ludzkiej życzliwości, a obrzydliwi faceci po czterdziestce, którzy zmagają się z kryzysem wieku średniego i obleśnymi tekstami rzucanymi do młodych kelnerek takich jak ona starają się zaspokajać swoje chore żądze.

- Niestety, ale dziś nie mamy szarlotki. Mogę Panu zaproponować inne ciasto, wszystkie dostępne są wystawione w gablotce przy ladzie – mówiąc to wyciągnęła rękę, a ja posłusznie podążyłem za nią wzrokiem. Nie będę ukrywać, że jestem rozczarowany tym faktem, ale w końcu chodziło o jedno głupie ciasto. Chociaż zdarzało mi się być porywczym nie będę robił awantur w obcym mieście, tym bardziej osobie, która jest Bogu ducha winna.

- Dobrze, zatem postaram się wybrać coś innego. Na razie proszę przygotować kawę, a jak już zdecyduję się, na któreś z ciast to zamówię je u Pani przy ladzie – posłałem jej mocno pokrzepiający uśmiech na znak, że wszystko jest okej, a ja nie jestem jednym z tych klientów, którzy zgłaszają skargi o najmniejsze bzdury. Odpowiedziała mi tym samym, a w jej oczach zobaczyłem cień ulgi. Dokładnie widziałem jak bardzo zestresowała się tą sytuacją, chociaż była ona zupełnie prozaiczna, długopis w jej dłoni omal nie upadł na ziemię, kiedy z nerwów zaczęła trząść jej się ręka.

Odłożyłem menu na stoliku przed sobą i podszedłem do gabloty z wypiekami. Muszę przyznać, że wyglądały bardzo zachęcająco. Wszystkie były pięknie przyozdobione, a na sam ich widok ciekła ślinka jednak ja jestem tradycjonalistą i rzadko kiedy zmieniałem swoje stare nawyki. Jednym z nich był właśnie mój stały zestaw, który brałem za każdym razem, gdy decydowałem się na kawę na mieście. Czyli wspomniana już wcześniej latte i szarlotka. Cały czas bacznie przyglądałem się każdemu ciastu, które w sposób godny mogłoby mi pomóc zastąpić moją jabłkową królową. Potrzebowałem cukru. Myślałem o czymś słodkim od samego rana więc nie było opcji, że wyjdę stąd zamawiając jedynie kawę. W końcu mój wzrok padł na ostatni z deserów znajdujących się w gablocie. Ciasto oreo. Biała masa przeplatana z pokruszonymi ciasteczkami skupiła moją uwagę na dłużej niż 3 sekundy więc uznałem to za znak, aby wybrać dokładnie to ciasto. Podszedłem do lady i nic nie mówiąc czekałem aż młoda kelnerka skończy przygotowywać kawę. Mógłbym tym nawet starać się o tytuł klienta roku. Nie nachalny ani nie niecierpliwy. Cechy idealne. W końcu młoda dziewczyna zauważyła moją obecność i podeszła przyjąć ode mnie zamówienie.

- I jak? Zdecydował się Pan, na któryś z naszych wypieków? Osobiście mogę polecić bezę pavlova, może nie smakuje identycznie jak szarlotka, ale jest równie pyszna i także przygotowana z miłością do pieczenia – uniosłem kącik ust. Nie umknęło mojej uwadze, że podchwyciła mój wcześniejszy tekst.

- To może przy następnej wizycie tutaj wybiorę właśnie ją. No chyba, że akurat będzie mój deserowy ulubieniec. Dzisiaj jednak zdecyduję się na kawałek oreo.

- Oczywiście. Kawa jest już gotowa więc za chwilę podam pańskie zamówienie do stolika. Chce Pan zapłacić teraz czy zrobić to przed wyjściem?

- Teraz. Ile wyszło łącznie za całość?

- Dziesięć euro. Już daję paragon i za chwilę przyniosę deser. – Jej palce energicznie stukały w klawiaturę kasy. Zupełnie nie zauważyła, że położyłem na ladzie banknot o nominale pięćdziesięciu euro. Obróciłem się i powolnym, swobodnym krokiem udałem się na zajmowane przeze mnie wcześniej krzesło, zanim dziewczyna zdążyła zaprotestować.

SantosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz