SZCZĘŚCIE
Nad aktami zwęszonymi z domu Salvatore'a spędziłem kilka godzin próbując odnaleźć tam coś co dałoby mi jakąkolwiek wskazówkę. Jednak to wszystko i tak poszło na marne. Byłem zbyt pochłonięty swoimi myślami, aby rzeczywiście skupić się na analizie dokumentów, które mogłyby mi dostarczyć informacji o miejscu, w którym znajduje się Monica. O ile jeszcze żyje. Nie miałem nawet procenta pewności czy Henric nie blefował, a jego zachowanie nie okaże się kolejną z gierek. Miałem wielką nadzieję, że robił to wszystko, bo moja siostra naprawdę żyje. Nie mogłem poradzić sobie z ogromnym poczuciem winy, że każdy z moich przyjaciół naraża życie po to, abym odnalazł siostrę. Po tych wszystkich latach... Najgorzej było w stosunku do Gil i Angeliny, bo to one ryzykowały najwięcej. Były w samym środku paszczy lwy. Siedziały z Salvatorem i jego ludźmi niemal każdego dnia, a ja nie mogłem nic zrobić.
Odsunąłem krzesło stojące obok i ruszyłem przed siebie w stronę zakończenia drewnianego pomostu. Stare belki drewna głośno skrzypiały pod ciężarem mojego ciała. Zatrzymałem się kilka centymetrów od krawędzi i objąłem swoim czarnym spojrzeniem jezioro rozciągające się przede mną. Jego powierzchnia była taka spokojna, niczym niezmącona. Las, który otaczał wodę z każdej strony dodawał temu uroku, a słońce, które dopiero wschodziło nieśmiało wysuwało swoje żółte promienie zza leśnego pagórka. Ten widok koił nieco moje stargane nerwy. W ostatnim czasie tyle się działo, że moja psychika była stale poddawana próbom. Do tej pory nie miałem okazji odreagować tych wszystkich emocji, które się we mnie nagromadziły, a teraz miałem co do tego idealne okoliczności. Zacisnąłem dłonie w pięści i wydałem z siebie przeraźliwy, głośny, gardłowy krzyk. Od czasu telefonu tego psychola, który otrzymałem jeszcze w Oresso nie miałem chwili spokoju. W mojej głowie cały czas pojawiały się chore myśli i wizje o Monice, o moich przyjaciołach i o Gil... Poprzedniego wieczoru, kiedy zobaczyłem ją w towarzystwie tego zdolnego do wszystkiego idioty, aż się we mnie zagotowało. Rozstaliśmy się już dawno temu, ale nie było nawet jednej chwili, w której bym tego nie żałował. Ale wiedziałem, że tak będzie lepiej. Przynajmniej dla niej. Od kiedy Monica zaginęła zrujnowałem się psychicznie, a na jej poszukiwania poświęcałem tyle czasu, że zaniedbywałem Giulię. Widziałem, że bardzo cierpiała, a jest tak cudowną osobą, że nie zasługuje na to, aby znosić tyle bólu. Dlatego podjąłem wtedy taką decyzję. A ona ją zrozumiała. Nawet po rozstaniu nie przestaliśmy być dla siebie ważni, a nasza relacja ułożyła się tak, że mogliśmy dalej spędzać ze sobą czas. Było to dla mnie cholernie ważne, aby mieć ją ciągle przy sobie.
Odwróciłem się z powrotem w stronę domku i powolnym krokiem ruszyłem w stronę schodów prowadzących wprost na taras. Planowałem w końcu wziąć prysznic, bo cały ten czas miałem na sobie bordowy garnitur, który założyłem na bal. Zaraz po tym jak znaleźliśmy akta, opuściliśmy imprezę, a ja wymeldowałem się z hotelu i razem z resztą ekipy pojechałem do domku wynajętego przez Francesco. Każdy zrobił podobnie. Jedynie Angelina i Giulia nie zostawiły swoich wynajętych apartamentów, aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń, ale one również pojechały z nami wykorzystując fakt, że Salvatore po każdej imprezie przez parę dni jest niedostępny i musi dojść do siebie. Domek oddalony był o prawie 200km od Kłajpedy, a my skorzystaliśmy z okazji, że wszyscy ludzie Henrica byli na tyle pijani, że byli całkowicie niezdolni do śledzenia nas i kontrolowania tego, gdzie pojechaliśmy.
- Myślałeś, że ty jako jedyny nie możesz spać? – do moich uszu dobiegł głos Giulii. Zauważyłem, że siedziała przy stole, przy którym jeszcze chwilę wcześniej sam zajmowałem miejsce. Szybko przeanalizowałem ją wzrokiem. Nawet w niechlujnie związanym koku i dresach wyglądała jak milion dolarów. Nic nie mogło odebrać jej tego uroku.
- Kiedy wracaliśmy usnęłaś w aucie jako pierwsza więc muszę przyznać, że akurat Ciebie się tu nie spodziewałem – w mojej głowie zabrzmiało to trochę mniej chamsko, ale nie kłamałem. Zazwyczaj to właśnie Gil śpi najdłużej z nas wszystkich, a biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze w trasie spała jak zabita byłem święcie przekonany, że leży w jednym z łóżek na piętrze.
- Widzę, że opryskliwość się Ciebie trzyma. Co się stało, że tak krzyczałeś nad tym jeziorem? Zaatakował Cię jakiś dziki łabędź? – odbiła piłeczkę Gil. Przez ostatnie trzy lata ilość przeprowadzanych między nami rozmów drastycznie się zmniejszyła, a jak już do nich dochodziło to wyglądały one mniej więcej w ten sposób.
- Tak jakby. O ile to co się dzieje teraz w moim życiu można nazwać dzikim łabędziem – zrobiłem kilka kroków w stronę stołu i zająłem miejsce naprzeciwko dziewczyny. Siedziałem na tyle blisko, że znowu mogłem poczuć zapach jej cytrusowych perfum.
- Nie da się ukryć, że to mocno powalona akcja. Ale...hej, gościu znajdziemy w końcu Monicę – wypowiadając te słowa dziewczyna delikatnie uścisnęła moją dłoń, która bezwładnie leżała na stoliku. Spojrzałem w tamtą stronę i...zamarłem. Gil pod naporem mojego wzroku ani na sekundę nie cofnęła swojej ręki. Wręcz przeciwnie, ścisnęła ją jeszcze mocniej. A ja? Zupełnie nie wiedziałem, jak mam na to zareagować. Od naszego zerwania minęły trzy lata, a ja chociaż tego nie okazywałem miałem ogromną ochotę, aby znowu dotknąć jej dłoń i ją przytulić do siebie tak blisko jak wtedy, kiedy byliśmy razem.
W mojej głowie toczyła się istna bitwa. W ostatnim czasie dotyczyła ona w większości całego syfu, w którym siedzieliśmy po uszy, ale w tamtym momencie moje myśli skupiły się zupełnie na czymś innym. Skupiły się na niej. Przez te wszystkie lata zachowywałem się wobec niej jak dupek, a ona i tak zabiłaby każdego kto tylko próbowałby zrobić mi krzywdę. Nie zasługuję na nią. Zupełnie na nią nie zasługuje. Kiedy czułem dotyk jej ciepłej dłoni byłem gotowy wręcz błagać ją o wybaczenie. Jednak nie jestem zbyt wylewny i to właśnie tu pojawiał się problem.
- Nigdy nie powinienem był Was tak narażać. To moja gra. Moja i mojej popieprzonej rodziny, a wy nie powinniście mieć z tym nic wspólnego. Zwłaszcza ty. Jesteś z nim sam na sam, bez żadnej ochrony. Bóg wie co on z Tobą robi – przed oczami znowu pojawił mi się obraz Giulii i Salvatore stojących razem na balkonie w trakcie balu. Na ten widok złość wypełniła całe moje ciało i zaczęła niebezpiecznie pulsować w moich żyłach. Miałem ochotę coś rozwalić. Zupełnie zapomniałem o trzymającej mnie za ręce kobiecie. Gwałtownie wstałem i energicznym, ciężkim ruchem przewróciłem drewniane krzesło stojące po mojej prawej. W momencie rozleciało się na kawałki. Przymknąłem na chwilę powieki, żeby się uspokoić. Nie cierpiałem tego, że tak łatwo wybuchałem, ale jeszcze bardziej nienawidziłem Salvatore'a, że miał nade mną taką władzę. Usłyszałem dźwięk odsuwanego krzesła i wiedziałem, że Gil właśnie szła w moją stronę. Po kilku sekundach poczułem ciepło jej ciała, które przyjemnie otulało moje plecy. Objęła mnie w pasie ramionami i delikatnie położyła swoją głowę na moim ramieniu. Była dla mnie jak lekarstwo. Tak bardzo nie chciałem psuć tej chwili. Pragnąłem tylko tego, aby trwać z nią w tej pozycji jak najdłużej i czerpać garściami to szczęście, które w sobie czułem w tamtej chwili.
- Gil. – mówiąc to odwróciłem się twarzą w jej stronę. Kobieta cofnęła swój uścisk i niepewnym wzrokiem patrzyła się wprost w moje oczy. – Jeszcze nigdy nie miałem okazji przeprosić Cię za to jak wobec Ciebie postąpiłem. Zachowałem się jak skończony kretyn, zresztą robiłem to przez ostatnie trzy lata, a ty mimo tego nadal tu jesteś. I właśnie dlatego nie mogę sobie wybaczyć, że tyle dla mnie robisz. Cholernie szczerze przepraszam Cię za to co Ci zrobiłem.
Nie wiedziałem jakiej reakcji mam się spodziewać. Giulia była impulsywna i doskonale o tym wiedziałem, ale jeszcze nigdy nie zachowała się tak wobec mnie. Te kilka sekund w oczekiwaniu na jej odpowiedź dłużyły mi się w nieskończoność. Liczyłem na to, że przyjmie moje przeprosiny i uda nam się naprawić naszą relację do tego stopnia, że będziemy mogli normalnie rozmawiać bez ciągłego dogryzania sobie nawzajem. I choć miałem w głowie chyba każdy możliwy scenariusz jak potoczy się ta rozmowa to nie ująłem akurat tego, który rzeczywiście się wydarzył.
- Nie mam do Ciebie żalu. Chcę, żebyś był w końcu szczęśliwy, chociaż wiem, że uważasz, że na to nie zasługujesz.
- A co, jeżeli nie mogę być szczęśliwy? – zapytałem stojącą przede mną brunetkę.
- To, że jeszcze nie znaleźliśmy Monici nie oznacza, że nigdy nie będziesz szczęśliwy – odbiła piłeczkę Gil.
- Nie mówię teraz o tym. Co, jeżeli nie mogę być szczęśliwy, bo jednocześnie będę niszczył kobietę, która jest moją definicją szczęścia?
- Co, jeżeli ta kobieta chce być niszczona?
CZYTASZ
Santos
AcciónTrzy sekundy. Dokładnie tyle czasu zajęło mi podjęcie decyzji o pociągnięciu za spust. Mój wzrok i wyraz twarzy nie zdradzały żadnych emocji. Gdy usłyszałem głuche uderzenie ciężkiego przedmiotu o brukowaną kostkę - odszedłem. Robota wykonana. Teraz...