Rozdział 2

119 17 0
                                    

- Niestety my już się znamy - mówi brunetka z poirytowaniem.

- Luke, możemy na stronę? - pyta podejrzliwie Calum.

Gdy kiwam twierdząco głową, obejmuje mnie ramieniem za karkiem i odciąga kilka metrów od dziewczyny.

- Słuchaj - zaczyna. - Możesz mi powiedzieć skąd do cholery się znacie?

- Dzisiaj ją poznałem jak szła ze swoją siostrą. Miłe dziewczyny. - widzę jak traci dobry humor, więc dodaję. - Hej! Przecież nie zamierzam Ci jej odbijać. Idź i się nią ciesz.

- Zawsze jest tak, że gdy Tobie podoba się jakaś dziewczyna to stawiasz na swoim. - zaczyna ostro. - Wiesz o tym. A mi na Lily cholernie zależy. - przystawia wskazujący palec na moją klatkę piersiową. - Więc nie schrzań mi tego. - grozi.

- Może i masz rację z tym stawianiem na swoim. Ale do jasnej cholery nie zabrałbym najlepszemu kumplowi dziewczyny! Pomyśl kurwa. Nie sądziłem, że masz o mnie aż tak zjebane zdanie. - odwracam jego atak na mnie w przeciwną stronę.

- Jak się dowiem, że ją tknąłeś... - wbija we mnie wściekły wzrok. Widzę jak szalenie walczy, żeby nie powiedzieć mi czegoś, czego może później żałować. - Po prostu sobie odpuść.

Odwraca się na piętach i zmierza ku obiektowi naszej kłótni. Gdy jest przy niej otacza ją ramieniem i przyciąga do siebie a ona otacza rękami jego talię. Trzyma ją tak, jakby bał się, że ktoś w każdej chwili może mu ją zabrać.

Jasne, że chodzi tu o mnie.

Obserwuję jak odchodzą i staję się wściekły. Jak on mógł posądzić mnie o takie świństwo. Dobra, może i kilka razy odbiłem dziewczynę znajomym, ale to całkiem, kurwa, co innego. Nigdy bym mojego najlepszego kumpla nie skrzywdził świadomie.

Odwracam się i kieruję się w stronę domu razem z moimi nerwami.

***

Wchodzę do domu trzaskając za sobą drzwiami.

- Już jestem!

Cisza.

- Mamo! Wróciłem! - krzyczę.

Znowu cisza.

No tak. Poszła sobie znowu i nic mi nie powiedziała. Coś Cal wspominał, że jest z jego matką, ale mu nie wierze.

Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram numer do matki.

- Tak, słonko?

- Gdzie ty jesteś? - pytam ostro.

- Zaraz będę. - prostuje.

- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie.

- O jejku! Jestem z Joy. - nigdy nie miała wyjątkowego kontaktu z mamą Cala.

Tylko dlaczego nie pomyślałem o tym, gdy Calum chciał na siłę mnie zatrzymać?
Byłem zbyt zdenerwowany. Mogłem go zignorować i pójść, a ta sprzeczka nie miałaby miejsca.

- Od kiedy tak się z nią przyjaźnisz? - nadal ją przepytuję.

- Po prostu mamy do pogadania Luke. Słoneczko czy ty się o mnie martwisz?
Mogę zobaczyć przez telefon jak szeroko się uśmiecha.

- Tak. Jestem zmęczony. - odpuszczam.

- Niedługo wrócę i pogadamy, dobrze?

- Dobrze, narazie. - mówię i się rozłączam.

Kieruję się w stronę szklanych schodów, kiedy dochodzi do mnie pukanie. Z początku miałem zamiar to zignorować, ale szybko zmieniłem decyzję.

Coś złego się ze mną dzieje.

Uchylam drzwi, a przede mną staje nieznajoma dziewczyna.

- Hej! - krótko rzuca i uroczo się uśmiecha.

- Cześć, kogo szukasz? - pytam i odwdzięczam się uśmiechem.

Zagląda w mała karteczkę i czyta.

- Luke Hennings? - upewnia się szatynka.

- Hemmings. - wychodzę za próg i delikatnie, na miarę moich możliwości, przymykam drzwi. Spoglądam na nią z malowanym uśmieszkiem na twarzy.

- W jakiej sprawie?
Wpatruję się w nią i jej falowane włosy. Skromnie zakłada kosmyk za ucho. Jest niska, sięga mi zaledwie do połowy klatki piersiowej. Jest naprawdę uroczo niska.

- Doszła do mnie informacja, że pańska matka poszukuje kogoś do pomocy w domu. - dyktuje.

- Tak? A mi o tym nic nie wiadomo. - nagle zrozumiałem co powiedziała. - Jak to do pomocy? Przecież ja jej pomagam, po co miałaby kogoś do tego zatrudniać? - patrzę na nią podejrzliwie.

- Musiałby pan...

- Luke, nie pan. - poprawiam ją.

- Musiałbyś Luke, z nią o tym sam porozmawiać. Ja przyszłam tylko pod podany adres. - pokazuje mi kartkę. - Dobrze trafiłam?

Wpatruję się w bazgroły na kartce, ale faktycznie - to mój adres.

- Tak... - drapię się po karku. - W takim razie, zapraszam. Wejdź.

Otwieram drzwi i wpuszczam ją przede mną. Wchodzi niepewnie do dużego pomieszczenia i kieruje ją, aby usiadła na kanapie.

- Chcesz się czegoś napić? - pytam grzecznie.

- Nie, dziękuję. - uśmiecha się do mnie nieśmiało i kładzie dłonie na kolanach.

- Nie to nie. Chciałem być miły.

Po chwili wracam z piwem w ręku. Siadam koło niej i zapada niezręczna cisza, której nienawidzę.

- Jak się nazywasz? - w końcu decyduję się zabrać głos.

- Oh, nie przedstawiłam się. - jąka. - Jestem Lauren. - wyciąga rękę w geście przywitania.

Spoglądam na nią ze zdziwioną miną. Ujmuję jej delikatną dłoń i obdarowuje pocałunkiem. Szybko cofa ją ode mnie.

- Co ty robisz? - pyta, rozglądając się na około, jakby szukała ukrytych kamer.

- Próbuję być dżentelmenem, ale Ty mi to za bardzo utrudniasz. - prycham.

Ponowanie chwytam ją za rękę. Nagle gwałtownie otwierają się drzwi wejściowe. Przestraszony hukiem automatycznie podnoszę się z kanapy. W wejściu pojawia się wściekła matka.

- Luke. - wpatruje się na mnie dziwnym wzrokiem. - Jutro wyjeżdżamy.

To w jej oczach. Nigdy tego nie widziałem.

Sorry Mum./zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz