Rozdział 7

70 13 0
                                    

10 gwiazdek = następny rozdział

Jestem w drodze do Mali i koło mnie przechodzą różni ludzie. Pilnowałem wzrokiem 4 chłopców, którzy szli przede mną ramię w ramię. Kilka metrów od nich szła dziewczynka o kulach. Najdziwniejsze było dla mnie to, że szła sama. Bez żadnego rodzica, czy opiekuna. W chwili, gdy zauważyłem jak jeden mini dresiarz zaczął ją popychać, ponownie ogarnęła mnie furia. Złapałem go za ramię, a mały rozbójnik spojrzał na mnie wściekły.

- Jeżeli masz problemy w domu to się nimi zajmij i nie męcz osób, które tobie nic nie zrobiły. - wypowiadając swoją kwestię, usłyszałem chichroty jego kolegów.

Przy najbliższym zakręcie ich zgubiłem, więc zdecydowałem podejść do pokrzywdzonej dziewczynki. Ta widząc mnie przysiadła na najbliższej ławce, odkładając obok siebie kule.

- Wszystko okej? - pytam, kucając przy niej.

Nie odzywa się, ale kiwa głową twierdząco.

- Te chuje nic ci nie zrobili? - upewniam się i zganiam siebie w duchu, że nie powstrzymałem się od użycia przekleństwa przy dziecku.

Nie odzywa się.

- Gdzie mieszkasz? - nadal męczę ją pytaniami.

Odwraca głowę w stronę starych kamienic.

Pamiętam, jak miałem 12 lat i śmiałem się z osób biedniejszych ode mnie. Nabijałem się, gdy przychodzili do szkoły w starych ubraniach i chodzili w nich dzień w dzień. Niczego bardziej nie żałuję. Byłem głupi, a teraz zazdroszczę tym dzieciakom, które nie są najbogatsze, ale są w szczęśliwej rodzinie i są kochane.

- Chodź, pomogę ci. - spojrzała na mnie niechętnie.

- Dam radę. - powiedziała cichutko, że ledwo ją usłyszałem.

- Wiem, że dasz. Jednak chciałbym tobie pomóc. - uśmiechnąłem się w próbie ośmielenia jej. Poczułem się zobowiązany i nie mam pojęcia dlaczego. Być może chcę odkupić grzechy dzieciństwa? Nigdy siebie nie zrozumiem, ale wiem, że muszę tej dziewczynce pomóc dojść do domu.

Westchnęła tylko, a ja podałem jej rękę, aby się podparła. Lekki problem stanowiła dwuznaczna różnica wzrostu.

- Zawsze chodzisz sama? - zastanawiam się głośno.

- Nie mam taty. - wyszeptała, jakby miała to być odpowiedź na moje pytanie.

- A mama, starsze rodzeństwo?

Kiwa przecząco, przez co wzbudza we mnie strach. Z kim ona w takim razie mieszka?

- Podaj mi kule. - bez słowa oddaje mi je w rękę. - Złap mnie za szyję, tak będzie łatwiej. - owija mnie rączkami, a ja ją biorę na swoje ramiona.

- Dlaczego mi pomagasz? - pyta cicho.

- Nie mam bladego pojęcia. - blondynka uśmiecha się słabo po moich słowach.

***

Gdy przeszedłem z nią blisko 200 metrów, poczułem jak uścisk wokół mojego karku się luzuje. Spojrzałem na nią i zauważyłem, że ma zamknięte oczy. Byłem już pod wejściem kamienicy, więc wślizgnąłem się przez bramę i wszedłem do budynku. Drzwi uchyliłem nogą, aby nie obudzić dziewczynki. Jednak nie udało mi się, bo wejście zaskrzypiało, a blondynka się poruszyła. Dała mi znak, abym już ją puścił. Zrobiłem to o co mnie poprosiła i zacząłem przyglądać się otoczeniu, w ktorym żyje.

Już z daleko nie wyglądało to zachęcająco, jednak jest gorzej niż się spodziewałem. Betonowe schody mają zerwane barierki, a kafelki na podłodze są połamane i teoretycznie brak ich w niektórych miejscach. Przyjrzałem się ścianom i sufitowi. Rósł grzyb. Objął mnie wstręt do tego miejsca. Jak taka dziewczynka może mieszkać w tak ochydnym miejscu? Rozejrzałem się, aby na nią spojrzeć, ale nie było jej już w pobliżu. Mój strach w sercu przerodził się w przerażenie.

Nie wiem co ze sobą zrobić. Czy wyjść z tego ohydnego pomieszczenia, czy zacząć jej szukać. Jednak i tak już jestem spóźniony na spotkanie z Mali, a ta mała dziewczynka musiała wiedzieć, gdzie jest jej mieszkanie. W końcu opuszczam starą kamienicę i kontynuuje spacer do mojej przyjaciółki.

- Luke! Hej! - odwracam głowę. Podbiega do mnie Ashton, kolega Caluma.

Daj mi spokój.

- Cześć Ash, co jest? - pytam. Jakoś nie mam ochoty z nim rozmawiać.

- Jest sprawa. - dyszy.

- No, mów.

- Musisz pogadać z Calem. - spogląda na mnie.

- Bo?

-Za dużo czasu spędza z tą swoją nową dziewczyną. - kieruję na niego swój wzrok. - Nie ma czasu dla zespołu, a w dwójkę nie da rady być zespołem, nawet w trójkę jest nam ciężko.- nadal patrzę się pytająco. - Najlepiej byłoby gdyby zerwali.

Odwracam wzrok i parskam śmiechem.

- A co ja mam do tego?

- Zapłacę. - zatrzymuję się i wbijam w niego zdziwione spojrzenie.

- Jesteś aż tak zdesperowany? - pytam.

- Zrozum, urwał się z naszego pierwszego koncertu.

- To nie przez Lily, tylko przeze mnie. - urywam.

- Jak...

- Obiecałem mu, że przyjdę na występ. Nie przyszedłem. - odwracam się do niego. - Spieszę się, narazie.

Nie mogę uwierzyć, że zachowałem tak obojętny ton. Kłamanie chyba zaczyna mi sprzyjać.

Schowałem dłonie do kieszeni kurtki i odszedłem od milczącego blondyna.

***

Pozostałą część drogi przebyłem już bez większych niespodzianek na drodze. Chociaż nie ukrywam, że nieźle zaskoczył mnie Calum, który zjawił się w drzwiach i wpuścił do ich mieszkania.

- Och, Hej. - mruknąłem.

- Lily mi wszystko powiedziała.

- Luke! - usłyszałem dochodzący radosny okrzyk z głębi mieszkania.

- Mali! - brunetka przepchnęła się przez swojego brata i rzuciła mi się w ramiona. Puściłem ją z ociąganiem, bo gdyby zależało to ode mnie, to nigdy bym już jej nie puścił. Gdy uniosłem wzrok z powrotem na Cala, go już nie było.

- O co mu znowu chodzi? - zapytałem, znając odpowiedź.

- Luke. - westchnęła. - Nie udawaj idioty, proszę Cię.

- Wiem, że może być zły o koncert, ale co mu do cholery znowu Lily naopowiadała?

- Chciałam z Tobą porozmawiać, ale najpierw załatw wszystko z Calem, bo nie dam rady z wami dwojgiem.

Wszedłem bez zaproszenia do domu i skierowałem się do pokoju bruneta. Nie przemyślałem tego co mu powiem, jednak myszę mieć tę rozmowę już za sobą. Mam większe problemy niż głupia kłótnia o dziewczynę.

- Co chcesz? - warknął, gdy znalazłem się z nim w jednym pomieszczeniu.

- Przeprosić.

- Twoje przeprosiny nigdy...

- Kurwa, Calum! - krzyknąłem. - Zrozum, że ta twoja święta niewiasta nie potrafi nic więcej, niż pchać swoje dupsko pomiędzy nas!

- Ja ją kocham, a ty nigdy tego nie zaznałeś, więc nie możesz wmawiać mi co nas łączy. - wypalił.

Niewiem kiedy moje oczy zaczęły mnie szczypać, ale w głowie miałem tylko ucieczkę z tego miejsca. Odwróciłem się tak szybko jak wpadłem i trzasnąłem drzwiami od jego pokoju. W rogu naskoczyła na mnie Mali i próbowała złapać mnie za dłoń, ale automatycznie się wyrwałem i zacząłem dosłownie biec w stronę drzwi.

- On ciebie kocha. Nie zostawiaj go. - usłyszałem dobiegające z tyłu błaganie brunetki. Powoli przesunąłem oczy na jej i na twarz wpłynął mi wymuszony, ironiczny uśmieszek, a tuż koło niego poczułem jak spływa mi łza.

- Ja nigdy nie byłem. - podkreślam kaźde słowo. - Nie byłem przez nikogo kochany. Bo ja nie potrafię kochać. Zrozum. Calum ma rację.

Sorry Mum./zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz