3 - Ożenię się z tobą, Bibi

458 66 201
                                    


Rebecca, lat 13

Każdy dzień tutaj wyglądał podobnie, choć codziennie wiele się działo. Rano musieliśmy się uczyć, lecz w niczym nie przypominało to normalnej szkoły. Zwykłe podstawy podstaw. Czytanie, liczenie, pisanie i nauka Biblii, do tego długie rozmowy o tym, co w niedzielę mówił do nas Ellias. Ci, którzy zrozumieli jego przekaz, dostawali pochwały. Nie za naukę dodawania, a za zrozumienie słów Bożych wypowiadanych ustami naszego oświeconego Pana i przywódcy. Nie było stopni, egzaminów czy zaliczeń i poświęcaliśmy temu nie więcej niż dwie do trzech godzin dziennie. Później przychodziła prawdziwa nauka życia. Musieliśmy pracować. Dziewczynki uczyły się szyć, gotować, prać, prasować, dbać o rośliny i zwierzęta, a chłopcy budować nowe domki, zagrody. Robiliśmy wszystko, co miało nam się przydać w dorosłym życiu. Uwielbiałam uciekać między chłopaków, bo mogłam być wtedy blisko Dylana. To z nim najbardziej się zżyłam, mimo że miał już szesnaście lat. Gdy on powoli stawał się mężczyzną, ja wciąż byłam dzieciakiem.

Nic i nikt nie mógł między nas wejść. Mieliśmy wspólne tajemnice. Jego praca poza murami polegała na roznoszeniu ulotek zachęcających do przystąpienia do Kościoła, robił też z innymi najpotrzebniejsze zakupy. To, czego nie byliśmy w stanie wyprodukować sami. Ja nie mogłam z nim jechać, ale dzięki temu przemycał dla mnie skarby i nigdy bym go nie zdradziła. Przynosił mi nie tylko czekoladowe cukierki, ale również baterie do MP3, które już ledwo zipało. Chowałam i strzegłam ten skarb najbardziej ze wszystkich, razem z biżuterią po babci. Gdy wszyscy spali czasem zakładałam słuchawki na uszy i oddawałam się grzesznej, zakazanej muzyce. Nieważne, że miałam zaledwie kilka utworów, które puszczałam w kółko przez ostatnie dwa lata. Muzyka była dla mnie czymś, czego nie dałam sobie odebrać. Tutaj mogliśmy śpiewać wyłącznie religijne pieśni, bo wszystkie inne były złe. Ludzie stąd nie rozumieli, że bębny, dźwięki gitary i porządne uderzenie można poczuć w żyłach, w sercu, w umyśle. Dzięki muzyce nie musimy krzyczeć, bo wokalista wykrzykuje za nas to, co boli.

Według nich grzeszyłam.

Dylan wybudował drewnianą kratkę na pnące się rośliny między naszymi domkami. Miało niby być piękniej, a tak naprawdę stało się to miejscem, w którym spotykaliśmy się po kryjomu.

– Trzymaj. – Podał mi dwie skradzione baterie.

Ściągnęłam z głowy opaskę i wsunęłam prezenty pod materiał, który specjalnie lekko uszkodziłam. Umieściłam baterie w miejscu, gdzie drugi materiał oplatał plastik, niczym rośliny wokół nas. Dzięki temu nic nie było widać.

– Dzięki. Wiesz, jak jestem ci wdzięczna. – Posłałam mu uśmiech.

– Mam coś jeszcze. – Poruszył znacząco brwiami, po czym wyciągnął z kieszeni cukierek. Mój ulubiony z białym nadzieniem, jak w kinderkach. Odpakował go i włożył mi do ust. – Pozbędę się papierka. Ostatnio o mało cię przyłapali.

– Jesteś najlepszy – powiedziałam z pełnymi ustami.

– Wiem. – Uśmiechnął się szeroko, wycierając kciukiem kącik moich ust. – Na zdrowie, mała.

– Innym też przynosisz cukierki? – Uniosłam brew, zaplatając ręce na piersiach. – Widziałam, jak na ciebie patrzą na kazaniach, w szkole i przy pracach.

Roześmiał się uroczo, a ja zdałam sobie sprawę, że od ciężkiej pracy wyglądał niemal jak dorosły mężczyzna. Za niedługo mógłby wybrać sobie żonę. Dodatkowo był miły, uczynny i po prostu dobry. Która by go nie chciała?

– Bibi, urośnij jeszcze trochę, a to z tobą się ożenię.

– Ze mną, hę? – Nie dawałam za wygraną. – Kłamiesz. Jest tyle ładnych dziewczyn, a mnie nazywają dzieciakiem.

*zostanie wydane * WEDLE WOLI JEGO (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz