Rozdział 3

461 52 8
                                    

Syrenka znów popłynęła na polowanie.

Bakugo przesunął swoją szponiastą ręką zdejmując niewidzialną pajęczynę z twarzy.

Co on sobie myślał? Gupik, który poluje? To niedorzeczne. A jednak uzależnił swoje życie od tej małej syrenki.

Nienawidził tego.

Nienawidził być od kogoś zależny.

Spojrzał z odrazą na winowajcę całego zamieszania - ogromny głaz miażdżący mu ogon. Był on jedynie nieznacznie mniejszy od swojego pierwotnego stanu.

Syrenka skrupulatnie zmniejszała jego masę. Powoli, ale jednak. Westchnął ciężko ponownie spoglądając w górę.

Zdążył nauczyć się wyglądu góry jasniki na pamięć. Na prawo znajdowała się spora dziura przez którą można było bez problemu wpłynąć.

Wpuszczała światło.

Zaraz obok niej zwisało kilka stalaktytów. A nad nim była chropowata wnęka jaką zostawił ten głaz.

Ktoś wcześniej musiał coś łupać w tamtych rejonach. Ta pułapka była od początku zaplanowana. Jak mógł być tak głupi?

Ale Stało się. Czasu nie cofnie. Może jedynie przeklinać swój los. Co zresztą robił cały czas. Przetarł oczy. Chyba utnie sobie małą drzemkę.

Obudziły go radosne pomruki. Leniwie otworzył oczy by dostrzec szeroko uśmiechnietą syrenkę. Postawił przed nim kosz brzęcząc z podniecenia.

Przewrócił oczami po czym bardzo powoli zabrał się za podnoszenie wieka.

Spodziewał się bowiem, że znów wypłyną żywe ryby. Tym razem tak się nie stało. W środku były dwie martwe ryby.

"Nie wiem czy się rozwijasz czy cofasz" chrząknął biorąc jedną z ryb.

Obserwował jak jego uśmiech powoli gaśnie. Syrenka zmarszczyła brwi i zacisnęła pięści w determinacji.

"Spróbuję jeszcze raz-"

"Wykończysz się. Odpocznij. Takie małe gupiki chyba nie mają za wiele siły" Zmarszczył mały nosek zakładając ręce na piersi. Urocze. Prychnął.

Każdy dzień wyglądał bardzo podobnie. Leżał na skale i obserwował.

Obserwował jak Deku (taki dostał pseudonim) żłobi w głazie.

Obserwował jak radośnie wraca z polowań.

Obserwował jak podnieca się za każdym razem gdy wgryza się w rybę.

Polowanie wychodziło mu raz lepiej raz gorzej. Potrafił bowiem wrócić z pełnym koszem lub pustym.

Raz wrócił bez niego. Dlatego musiał stworzyć nowy. Jego palce były bardzo zręczne.

Bakugo z zainteresowaniem przyglądał się jak splata ze sobą wcześniej zebrane materiały.

Nigdy czegoś takiego nie widział. To było piękne. Ręce, które tworzą, a nie niszczą. Robił to dosyć blisko niego więc mógł się dobrze przyjrzeć.

Już nie bał się jego obecności. Tylko czasami kulił się gdy kichnął lub ziewnął.

Z tej odległości słyszał jak mamrocze do siebie pod nosem o krokach jakie musi wykonać. Co jakiś czas wystawiał języczek jakby to miało pomóc mu się skupić.

Dostrzegł również, że jego dłonie są całe pobliźnione. Tak jak ręce.

On również posiadał nieskromną kolekcję blizn. Jednak /on/ był z gatunku rekina.

To tylko gatunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz