Rozdział 2

537 52 1
                                    

Katsuki wybuchł gromkim śmiechem.

Ta licha syrenka chce polować. Była strachliwa, drobnej budowy o miękkim wyrazie twarzy.

Jego jedynym atutem był kolor, który ułatwia kamuflaż.

Syrenka najwyraźniej przeraziła się jego śmiechu, bo schowała się za najbliższą iglicę.

"Co jeśli się nie zgodzę?" Zapytał Bakugo przełykając ostatnią rybę.

On naprawdę chciała nauczyć się polować?

"Przestanę przynosić jedzenie i nie pomogę ci się wydostać" musiał wkładać całą siłę woli by się nie trząść.

Mimo tego jego palce drżały jak wzburzona trawka morska.

Bakugo nigdy nie zgodziłby się gdyby nie płonąca determinacja w tych jadeitowych oczach.

Syrenka łatwo się nie podda.

Poza tym musi myśleć realistycznie. Sam nie przeżyje chyba, że odetnie sobie płetwę. A taka opcja /nie/ wchodziła w grę.

Westchnął zrezygnowany. To nie będzie łatwe. Ale musi spróbować. Jeśli chce kiedykolwiek znów poczuć prąd morski lub dreszczyk płynący z polowania.

"Dobra"

Syrenka obkręciła się podekscytowana. W co on się wpakował?

-

Leżąc na wznak syren nie mógł pokazać nic praktycznego.

Dlatego Izuku pochłaniał każde słowo jak gąbka. W międzyczasie łupił w ogromnym głazie rozbijając go powoli na mniejsze kawałki, by w końcu móc zdjąć go z ogonu mera.

Praca jest żmudna i pracochłonna jednak chyba warta poświęconego czasu, racja?

Musiał być przy tym precyzyjny, ostrożny.

Każdy większy nacisk dodatkowo miażdżył płetwę, która już i tak była w krytycznyn stanie.

Izuku bał się to powiedzieć na głos, ale istniała opcja, że mer już nigdy nie popłynie.

Jakkolwiek, wolał zachować to dla siebie. Nie chciał martwić lub co
/gorsza/ denerwować ogromnego mera.

Był od niego dwukrotnie większy! Gdyby chciał, mógłby zmiażdżyć go jednym kłapnięciem zębów.

A to jest ostatnia rzecz jaką chciałby Izuku.

Kiedy wykład się skończył Izuku ruszył na polowanie.

Wciąż zostało mnóstwo głazu do odłupania, by w ogóle myśleć o jego podniesieniu.

To trochę potrwa.

Jednak dzięki temu uzyska więcej lekcji! Dobrze zdawał sobie z tego sprawę, że mer nie będzie chciał mieć z nią nic wspólnego.

To lepiej.

Już go przerażał, gdy był uwięziony. Co będzie gdy się uwolni?

Polowanie z samą teorią nie było takie proste. Ryby były o wiele szybsze niż początkowo przypuszczał.

Samo czekanie na dogodny moment było bardziej nudne niż zbieranie muszelek.

Ale dzięki temu, że nie było z nim mera, nie stresował się dodatkowo.

Przerażała go myśl, że mógłby stać za nim. Z jego ostrymi zębami. Ogromną posturą. I tymi czerwonymi jak czysta krew oczami, które potrafiły świdrować jego duszy.
Wzdrygnął się na samą myśl.

Trzeba wrócić do polowania! Musi zmienić miejsce, tu nic się nie dzieje.

Już chciał odpłynąć w poszukiwaniu innej lokalizacji, by tam zaczekać w ukryciu gdy cała ławica przepłynęła nad jego głową.

To ten moment!

Kiedy tylko wychynął z kryjówki wszystkie wskazówki jakie uzyskał wyleciały mu z głowy!

Ryby już zamierzały płynąć dalej, co robić? Czuł jak ogarnia go zimna panika. Nie może zawieść!

Oddał całe swoje pożywienie dla mera za te lekcje. Chwycił swój kosz wiklinowy i zamachnął się na ostatnie ryby w ławicy.

Kosz pod wodą poruszał się /bardzo/ powoli, ale udało się!

Z prędkością światła zamknął w środku 3 ryby. Reszta na nagły hałas bardzo szybko odpłynęła.

Trzymał mocno zamknięty koszyk. Udało się! Złapał ryby. Pokaże je dla... dla... jak on się nazywał? Ka... ka... Kacchan?

Nie pamiętał. Jego pamięć trochę szwankowała szczególnie, gdy miał doczynienia ze stresującymi sytuacjami.

A spotkanie mera gatunku rekina to BYŁA stresująca sytuacja! Jednak jeśli chce się uniezależnić musi zdusić strach.

Nabywców na biżuterię z dnia na dzień było coraz mniej. Musi znaleźć inny sposób na zdobycie pożywienia. Poza tym żłobienie w muszelkach wykańczało jego palce.

Dumnie postawił kosz przed merem. Gdy ten tylko go otworzył ryby chciały wypłynąć. Jednak on z zadziwiającą prędkością złapał je wszystkie jedną ręką.

Szczęka opadła.

Drugą ręką przebił je szponami na wylot. Martwe ryby bezwładnie opadły do kosza.

"Nie słuchałeś" mer mruknął biorąc jedną rybę, wsadzając ją sobie do ust.

Jego głos był nadwyraz spokojny. Jakby spodziewał się, że zawiedzie.

Bolało.

"Nie ja nie ja zapomniałem" zaczął machać rękoma próbując jednocześnie zakryć twarz.

Wiedział, że Kacchan się w nią wpatruje jednak nie potrafił spojrzeć mu w oczy.

Czuł wstyd.

A jeszcze chwilę temu był dumny. Kąciki oczu zaczęły go szczypać od zbierających się łez.

"Jedz" pchnął w jego stronę kosz, który się wywrócił. Na szczęście był zamknięty.

"Musisz mieć siłę na kolejną próbę i na żłobienie w tym głazie" dodał gdy nie zareagował.

Uśmiechnął się chwiejnie po czym wgryzł się w swoją zdobycz.

Smakowała inaczej niż ryby, które kupował. Była bardziej soczysta. Kochał ten smak!

Najwyraźniej trochę za bardzo się podniecił, bo Kacchan przyglądał się  mu z rozbawieniem.

Po posiłku mer wyjaśnił zmienioną strategię. Tym razem uwzględnił jego małe ząbki i dosyć krótkie pazurki, oraz barwę.

On w tym czasie rył w ogromnym głazie. Było to tylko trochę mniej irytujące niż wyrabianie biżuterii.

Jednak dzięki temu uzyskiwał cenne lekcje!

To tylko gatunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz