Minęło kilka dni od momentu kiedy Joseph i Caesar się pogodzili. Znów zaczęli spędzać ze sobą więcej czasu, a przez lepsze samopoczucie Caesara, postęp w leczeniu szedł do przodu.
Był teraz wieczór, Joseph właśnie stał przy automacie z napojami i zastanawiał się co wybrać. Dzisiaj nie opuszczał szpitala dłużej niż zwykle, głównie przez to że przydłużyła mu się rozmowa z Caesarem, a w dodatku dalej nie mógł się zastanowić nad napojem. Ostatecznie wybrał Colę. Włożył pieniądze do automatu i wybrał odpowiedni numer, po czym bacznie obserwował jak Cola powoli się przechyla w dół, aż nagle się zaklinowała.
- No nie! - wrzasnął zrozpaczony.
Nie mógł pozwolić żeby jego pieniądze poszły na marne. Kucnął i próbował włożyć rękę do automatu, jednak nie mógł się przecisnąć, ale nie obchodziło go to, jego determinacja była większa i chciał próbować aż do skutku.
- Co robisz? - spytał znajomy głos.
- C-Caesar! - spanikował.
Zaczął szarpać się z maszyną, jego ręka trochę się zaklinowała jednak po chwili udało mu się wyślizgnąć i stanąć przodem do blondyna.
- Chyba wolę nie pytać.. - stwierdził blondyn.
- U-um.. Co tu robisz tak późno, co? - szybko zmienił temat. - Nawet jesteś ubrany inaczej.. - dodał skanując Caesara od góry do dołu.
- Miło że zauważyłeś. - stwierdził z lekkim uśmiechem. - Pomyślałem że moglibyśmy wyjść razem na kolację, powiedziano mi że mogę już jeść normalne rzeczy.
- Poważnie?! Brzmi dobrze..! - ucieszył się, jednak jego wzrok powędrował na automat.
Caesar również tam spojrzał i ujrzał Colę, która dalej była zaklinowana. Zrozumiał już dlaczego brunet próbował wcisnąć tam rękę. Podszedł do automatu i kopnął go swoją sztuczną nogą, przez co Cola się odklinowała i spadła w dół automatu.
- Bierz to i idziemy.
- Tak jest! - odparł, po czym wziął Colę i poszedł z blondynem na zewnątrz.
Szybko opuścili teren szpitala, idąc ulicami miasta poczuli się jakby nic nigdy się nie stało. Joseph miał na sobie zielony szalik, ten sam, który nosił podczas walki z Wamuu. Nałożoną miał też swoją czerwoną kurtkę pod którą miał biały t-shirt i beżowe spodnie. Caesar natomiast miał na sobie białe spodnie i czerwoną koszulę, na której miał nałożoną niebieską kamizelkę.
- Wybrałeś już miejsce do którego pójdziemy? - spytał brunet rozglądając się wokoło.
- Jasne że tak, za kogo ty mnie masz? - spytał oburzony. - W przeciwieństwie do ciebie potrafię coś zorganizować.
Joseph tylko się zaśmiał, zwykł tak robić kiedy Caesar tak do niego mówił. Spojrzał na niego kątem oka i zauważył, że wygląda na zmartwionego. Nie wiedział zabardzo jak zacząć temat, a chciał poprawić mu humor więc zdjął swój szalik i bez żadnego ostrzeżenia owinął go wokół szyi blondyna. Caesar spojrzał na niego zaskoczony, jednak nie opierał się, przyjął to jako miły gest.
- Nie jest mi zimno. - powiedział z niepowstrzymywalnym uśmiechem na twarzy.
- Wiem, ale chociaż już się uśmiechasz. - odparł również się uśmiechając.
Caesar odwrócił wzrok zarumieniony, po czym złapał Josepha za dłoń, mocno ją zaciskając. Brunet spojrzał na niego zmieszany, jednak po jego twarzy poznał, że to nic takiego, więc również zacisnął swoją dłoń.
Minęło kilkanaście minut i byli na miejscu. Zasiedli do stołu w rogu, po czym wzięli menu i zamówili sobie jedzenie. Jako że Caesar zaproponował kolację to on stawiał, co Josephowi zupełnie nie przeszkadzało.
CZYTASZ
Joseph x Caesar | Jojo's Bizzare Adventure
FanfictionCaesar po walce z Wamuu traci przytomność i zostaje znaleziony przez Josepha, przez którego zostaje uratowany przed zmiażdżeniem przez odłamek sufitu. Budzi się w szpitalu po miesiącu, zmuszony stawić czoła nowym realiom swojego życia.