4. Padło na ciebie

6.8K 487 172
                                    

‒ Chcesz wziąć kredyt?! Czy ty zwariowałaś? ‒ reakcja mamy jest taka, jak przewidziałam. Odsuwam komórkę z dala od ucha, nie chcąc ogłuchnąć od tych wrzasków. ‒ Kredyt bierze się na budowę domu, a nie na spełnianie jakichś bezsensownych widzimisię!

Tłumię westchnienie i pozwalam mamie kontynuować monolog, przełączając tryb rozmowy na głośnomówiący. Kończę poprawiać makijaż, będąc pochyloną nad umywalką w stronę zawieszonego ponad nią lustra.

‒ W najbliższych latach nie mam zamiaru się budować, więc nie musisz się tym martwić ‒ wtrącam, gdy mama łapie oddech między kolejnym wywodem.

‒ Jak mam się nie martwić, skoro moja córka zamiast myśleć o zakładaniu rodziny, dalej buja w obłokach i chce wziąć kredyt na jakąś kwiaciarnię!

‒ Powinnaś się cieszyć. Gdy będę mieć własną działalność, będziesz mogła opowiadać wszystkim, że masz córkę bizneswoman.

‒ Wolałabym byś poszła w ślad swojego rodzeństwa.

Zaciskam usta, bo słowa rodzicielki działają na mnie niczym szpila wbita między żebra. Moje dwie starsze siostry i brat już dawno założyli rodziny i każde z nich ma przynajmniej dwójkę dzieci. Wszystkim udało się też wyrwać z Portland i wybudować w innej części stanu Maine albo jak w przypadku mojego brata w Massachusetts. Tylko ja zostałam w rodzinie, jako ta niezamężna, ale nie odczuwam potrzeby, by to zmieniać w najbliższym czasie. Pominę już fakt, że mam pecha do facetów, ale ja naprawdę nie mam parcia na małżeństwo. A przynajmniej nie jest to czynność, którą mam na swojej liście rzeczy, które chcę koniecznie wykonać przed śmiercią. Czołowe miejsce od wielu lat zajmuje moje największe marzenie, czyli posiadanie własnej kwiaciarni. A tak się składa, że kilka dni temu zauważyłam na szybie jednego z opuszczonych lokali informację o możliwości kupna albo wynajmu. Stąd pojawiła się u mnie myśl, by wziąć pożyczkę i w końcu założyć coś swojego. Niestety rodzicielka nie podziela mojego entuzjazmu.

‒ Znajdź bogatego męża i wtedy zakładaj te swoje kwiaciarnie, a nie teraz jak ledwo wiążesz koniec z...

‒ Wiesz co mamo, lepiej się rozłączę, bo naprawdę nie chciałabym się z tobą teraz pokłócić ‒ przerywam kobiecie w połowie słów i jak uprzedziłam tak robię. Kończę połączenie.

Biorę kilka uspokajających wdechów, nie chcąc przez tę rozmowę psuć sobie nastroju. Zaraz wychodzę na spotkanie z Biancą i zamierzam świetnie się bawić. Mama nie zepsuje mi humoru bezsensowną paplaniną.

Będąc już gotowa do wyjścia, przygotowuję na szybko warzywa i surowe mięso dla Franka. Następne pięć minut spędzam na bieganiu po moim mieszkaniu i zaglądaniu do wszystkich ulubionych zakamarków, w których mógł skryć się mój żółw.

‒ Tu jesteś! ‒ W końcu odnajduję go śpiącego między donicami okazałej palmy i skrzydłokwiatu. ‒ Mam dla ciebie jedzonko. Zobacz, same pyszności!

Przez chwilę obserwuję jak Frank pałaszuje, uśmiechając się z rozczuleniem. Z tego letargu wybudza mnie dźwięk komórki i wiadomości od Bianki, w której informuje mnie o czekającej przed blokiem taksówce.

‒ Mamusia wychodzi, ale za kilka godzin wróci ‒ żegnam się z Frankiem, jak zawsze wierząc, że on naprawdę mnie słyszy i rozumie, co do niego mówię. ‒ Bardzo cię proszę, nie nasraj znowu na środku pokoju.

Możliwe, że wrócę dzisiaj nieco przymroczona, a wolałabym nie wdepnąć w coś nieprzyjemnego.

Wsiadam do czekającej przed budynkiem taksówki i witam się z siedzącą już w pojeździe przyjaciółką. Bianca na mój widok szczerzy się szeroko, nie potrafiąc siedzieć w spokoju z ekscytacji. Nawet nie pytam, czy ma ku temu konkretny powód, ona po prostu taka jest, emanuje radością całą sobą.

Ten drugiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz