2

1 0 0
                                    

Gdzieś między wymiarami, czas nieznany.

Łeb dalej bolał go niemiłosiernie, a do tego dołączył jeszcze ból dosłownie wszystkich mięśni i stawów, we wszystkich częściach ciała. Nie wspominając o tym, że mdłości nasiliły się co najmniej dziesięciokrotnie. Na kiepskie samopoczucie nie pomagał też fakt, że wylądował na naprawdę twardej podłodze, wyrzucony niczym kula armatnia z jakiegoś między wymiarowego portalu, który obszedł się z nim jak pralka nastawiona na mocne wirowanie. Zanim więc otworzył oczy, bojąc się co ujrzy, gdy to zrobi, i podniósł się do pozycji siedzącej, westchnął ciężko i wyrzucił z siebie siarczystą wiązankę przekleństw, prawie wymiotując pod siebie.

- Nosz kurwa jego jebana mać... Co do chuja pana dodali mi do tych drinków i jak mocne to kurwa było, że aż w moim pokoju rozegrał się scenariusz rodem ze Stranger Things? Ja pierdole, zajebie tego barmana! - Był święcie przekonany, że wszystko, co do tej pory się wydarzyło, było wynikiem halucynacji spowodowanych jakimiś dziwnymi prochami dodanymi do drinka zeszłej nocy albo, co bardziej prawdopodobne, miał kaca giganta.

- Ehkem... - usłyszał nad swoją głową.

Dopiero wtedy odważył się otworzyć oczy. Był w jakiejś jaskini porośniętej bluszczem. Wokół niego na ziemi narysowano jakiś okrąg okraszony dziwnymi symbolami, jakby się ktoś naoglądał Full Metal Alchemist i próbował odtworzyć formułę kamienia filozoficznego. Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał prosto w ciemnobrązowe, w tym świetle niemal czarne oczy jakiejś dziewczyny. Pochylała się nad nim, a ciemne włosy opadały kaskadą w dół, jak wodospad ropy naftowej.

- Wszystko w porządku? - zapytała, a Aleks miał wrażenie, że gdzieś już słyszał ten głos. Tylko kurde gdzie...?

Byłoby pewnie lepiej, gdybym nie miał olbrzymiego kaca... - zrobił teatralną pauzę i beknął przy okazji, co było zdecydowanie niezbyt kulturalne. Nie przejął się tym jednak, tylko ciągnął dalej. - A twoja sekta nie uprowadziła mnie z mojego przytulnego pokoju, gdzie spokojnie dożyłbym z mdłościami do wieczora... Gdzie ja w ogóle kurwa jestem?

- To trochę trudno wyjaśnić... Być może powinieneś najpierw nieco odpocząć. - wyprostowała się, z zakłopotaniem przeczesując długie włosy. - Mam na imię Sarah. - wyraźnie zaakcentowała "h" na końcu, więc najwidoczniej nie było to klasyczne nieme "h" i wyciągnęła do niego rękę, chyba w geście przywitania. Zdał sobie sprawę, że wciąż ściska swój plecak, więc odłożył go na podłogę i, żeby nie wyjść na kompletnego gbura, prawą ręką uścisnął jej dłoń.

- Aleks...

Próbował wstać, ale gdy tylko podniósł się do pozycji pionowej zawirowało mu przed oczami i stracił grunt pod nogami. Na szczęście zmaterializował się przy nim jakiś dryblas, który powstrzymał go od upadku twarzą w dół. Nie powstrzymał go jednak od zwymiotowania prosto pod nogi Sarah.

- Przepraszam, aleeee... - zanim dokończył to, co chciał powiedzieć odpłynął, a przed tym, jak totalnie stracił przytomność usłyszał jeszcze strzępek rozmowy.

- Jesteś pewna, że to ten...?

- Innego nie mamy...

- Co on tam w ogóle mamrotał na początku?

- Jakbym ja to jeszcze wiedziała...

...

Kurde... ale miałem pojebany sen... - mruknął przewracając się na drugi bok.

Ale kiedy wreszcie otworzył oczy, okazało się, że to wcale nie był sen. Leżał bowiem na czymś w rodzaju prowizorycznego łóżka polowego, w jakiejś leśnej chacie, a przez drewniany otwór, chyba imitujący okno, widział w oddali porośniętą bluszczem jaskinie. Prawdopodobnie tę samą, do której wcześniej wrzucił go niebieskawy wir. Poderwał się, nie zważając na ukłucie bólu, jakie wywołał nagły ruch w jego głowie, i rozejrzał. Chata była mała. Bardzo mała. Ledwo starczało tam miejsca na dwa posłania i coś a la aneks kuchenny, z szafką wypełnioną jakimś zielskiem i miską na wodę.

Legenda BurzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz