16. Dzień z mamą

3.5K 120 66
                                    

- Jesteś zły? - zapytałam chłopaka kiedy szykował się do wyjścia.

- Nie nie jestem zły. Jestem wkurwiony - powiedział, jednak po chwili dodał - Ale nie na ciebie - mówiąc to podszedł do mnie i nachylił się by złożyć na moich ustach czuły pocałunek - Załatwię to tak jak należy.

- Nie rób nic głupiego - poprosiłam.

- Ogarnę to z Vincentem i Robertem - i wyszedł a ja zaraz za nim.

Przy drzwiach wejściowych się pożegnaliśmy długim pocałunkiem. Kiedy chłopak wyszedł ja udałam się do kuchni gdzie nalałam sobie wody.

- Gotowa na zajebisty dzień ze mną? - zapytała mama wchodząc do kuchni.

Kobieta w przeciwieństwie do mnie była ogarnięta. Miała na sobie czarną wyzywajacą bluzkę i do tego białe obcisłe spodnie.

- Będę gotowa za góra pół godziny - powiedziałam kierując się na górę.

Na schodach wpadłam na tatę, który w samych spodniach dresowych schodził na dół.

- Komu tym razem bluzę zajebalaś? - zapytał przez co przewróciłam oczami.

- Zadajesz głupie pytania synu - powiedziała babcia wychodząc z jadalni.

W pokoju stanęłam przed garderobą, w której spędziłam z dobre dziesięć minut. Ostatecznie postawiłam na białą bluzkę podobną do tej co miała ja sobie mama oraz na równie białe obcisłe spodnie. Zrobiłam sobie codzienny makijaż pamiętając o tym, żeby podkładem, którego na codzień nie używam przykryć zrobione przez chłopaka malinki. Kiedy byłam już w stuprocentach gotowa stanęłam przed lustrem przyznając przed samą sobą, że wyglądam dzisiaj bardzo ładnie. Wzięłam swoją czarną małą torebkę do której włożyłam: chusteczki, błyszczyk, korektor, portfel oraz telefon, po czym wyszłam z pokoju schodząc na dół gdzie zastałam swoją rodzinkę. Marcus z moim tatą grali w Fifę, wujek rozmawiał o czymś z dziadkiem, mama piła kawę razem z ciocią, babcią i Verą rozmawiając o czymś i co chwilę wybuchając śmiechem, Lily i Billy natomiast bawili się samochodzikami pięciolatka. Przystanęłam w progu uśmiechając się na ten widok.

- No no ładnie wyglądasz siostrzyczko - usłyszałam za swoimi plecami głos Lucasa, który razem z Vivian i Robinem właśnie weszli do domu.

- Ciocia! - wykrzyczał chłopiec, który od razu zaczął biec w moją stronę. Kucnęłam rozkładając ramiona, którymi mocno objęłam Robina.

- Na mój widok się tak nigdy nie cieszy - wymamrotał Luke.

- Też bym się nie cieszyła - słysząc Verę zaśmiałam się.

- Hej piękna - uśmiechnęła się do mnie Vivi kiedy stanęłam na równe nogi.

- Hej ślicznotko - odwzajemniłam uśmiech przytulając blondynkę.

- Za dużo słodkości. Aż mi się żygać zachciało - na słowa Marcusa przewróciłam oczami.

- Zamknij się kretynie.

- Lily! - krzyknęła mama.

~*~

Jechałyśmy właśnie z mamą do galerii drąc się do piosenek Chase'a Atlantica. Kiedy w bocznym lusterku dostrzegłam dobrze mi znany samochód zamilkłam marszcząc brwi.

- Co jest? - zapytała mama odrywając na chwilę spojrzenie od jezdni.

- Dlaczego Ross za nami jedzie? - zapytałam patrząc na nią wyczekująco.

Kobieta powróciła wzrokiem do jezdni wyprzedzając jadącą przed nami ciężarówkę.

- Dla bezpieczeństwa - oznajmiła krótko jednak taka odpowiedź mi nie wystarczyła.

- Mamo? O co tak naprawdę chodzi? - zapytałam przez co kobieta westchnęła zjeżdżając na pobocze. Zgasiła samochód i przewróciła oczami widząc jak Ross zatrzymuje się zaraz za nami.

- Pewnym skurwielą nie podoba się działalność naszej organizacji. Zapamiętaj organizacji a nie firmy. Robert nie chciał im sprzedać broni więc teraz starają się go zastraszyć. Zabili kilku naszych pracowników oraz próbowali włamać się nam do firmy jednak na szczęście im się to nie udało - tu przerwała - Są niebezpieczni i nieprzewidywalni dlatego dla bezpieczeństwa musieliśmy zwiększyć środki bezpieczeństwa. Ross jedzie z nami dla naszego bezpieczeństwa. Gdyby coś się wydarzyło jest on odpowiedzialny za szybkie zabranie nas z galerii i odwiezienie nas do placówki.

- Oni naprawdę są zjebani - podsumowałam.

- Zjebani to za mało powiedziane - zaśmiała się cicho mama - Dobra jedźmy już do tej galerii bo muszę sobie kupić dużo nowych ubrań bo nie mam już w czym chodzić - powiedziała mama odpalając samochód.

- Masz więcej ubrań ode mnie - zaśmiałam się.

- W takim razie musimy ci kupić więcej ubrań niż się spodziewałam - westchnęła teatralnie - Robercik zaniedługo przestanie chyba być miliarderem - oznajmiła przez co wybuchnęłam głośnym śmiechem - Albo w najgorszym wypadku pozbawi mnie posiadania jego karty kredytowej - dodała.

W galerii spędziłyśmy z kilka dobrych godzin. Nawet nie odczuwałam obecności Rossa. I szczerze? Współczuję mu. Biedny musi chodzić po tej galerii za nami jak piesek.

Pod koniec naszego wypadu do galerii mama zauważyła swój ulubiony sklep z sukienkami, do którego mnie zaciągnęła wcześniej prosząc Rossa, żeby zaniósł kolejne torby do auta. W tym sklepie chyba spędziłyśmy najwięcej czasu jednak nie narzekam, gdyż wyszłam z niego z mnóstwem sukienek. Ostatnim miejscem, które odwiedziłyśmy był sklep z alkoholami, w którym mama kupiła kilka butelek wina oraz kilkoma butelkaki whisky, o które poprosił tata oznajmiając, że na trzeźwo nie zaakceptuje tego, że wydałyśmy z dziesięć tysięcy dolarów na ubrania. Ale w sumie czego on się spodziewał? 

- Mamy cały dom dla siebie - oznajmiła podczas drogi powrotnej mama uśmiechając się do niej co odwzajemniłam - Dzieciaki pojechali z Vivian do parku rozrywki a reszta jest w firmie, do której my pojedziemy jutro.

- Dlaczego ja też muszę tam jechać? - jęknęłam niezadowolona.

- Potrzebuję twojej pomocy przy dokumentach i zabezpieczaniem danych.

W domu rzuciłam się na swoje wygodne łóżko. Mama weszła do mojego pokoju z dwoma kieliszkami do wina, które kobieta trzymała w drugiej ręce. Kiedy z przyjemnością sączyłam trunek mama zaczęła rozmowę.

- Więc...Jak tam z Tonym? - zapytała biorąc łuk czerwonego trunku.

- Dobrze - oznajmiłam krótko.

- Chyba za dobrze skoro z nim straciłaś dziewictwo - na jej słowa prawie zakrztusiłam się winem.

- Skąd wiesz? - zapytałam keidy opanowałam kaszel.

- Widziałam rano na twojej szyji malinki - oznajmiła jak gdyby nigdy nic - Szczerze mówiąc to byliście naprawdę bardzo cicho.

- Jesteś zła? - zapytałam niepewnie.

- Zła? Skarbie ja w twoim wieku byłam już w ciąży - zaśmiała się jednak po chwili dodała ostrzegawczo - Ty tak nie rób.

- Spokojna głowa.

- Dobra a tak z innej beczki to Tony mówił o tym to działo się we Francji - spowalniała.

- Co? Kiedy?

- Rozmawiał z Robertem a on mi o tym powiedzieć. Kochanie - kobieta mnie przytuliła - Masz nam o takich rzeczach mówić - pocałowała mnie w czoło odsuwając mnie od siebie delikatnie i patrząc swoimi ciemnymi tęczówkami w moje równie ciemne oczy co jej - Obiecuję, że chłopaki się tym zajmą a ten skurwiel zakończy swój żywot szybciej niż się spodziewał.

Później dla rozluźnienia rozmawiałyśmy już o innych tematach, jednak tego dnia jeszcze do tego tematu wróciłam razem z tatą, który wręcz nakazał chłopaka, żeby wznowili ze mną treningi.

Inna niż wszystkie•Tony MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz