Na wiadomość od Fuchesa czekałam kilka dni.
Rano, gdy się obudziłam, dostałam wiadomość z nieznanego numeru:
Sklep. Dzisiaj. 15.00
Serce zaczęło bić mi szybciej.
Szczerze to byłam podekscytowana. Już nie żałowałam, że zgodziłam się na dołączenie do Farewell.
Nie wiedziałam, co mnie tam czeka, ale gdzieś w środku czułam, że będzie dobrze.
Cały dzień dłużył mi się niemiłosiernie. Lekcje były nudne i jedyne o czym myślałam to moje popołudniowe spotkanie z Fuchesem.
Niedawno obiecałam sobie, że nigdy moja noga więcej nie powstanie w tym sklepie. Jednak dzisiaj szłam tam już jako pracownik. Coraz bardziej to do mnie dochodziło.
Ale też miałam coraz więcej wątpliwości. Przecież jeżeli złapią kogoś z gangu to i mi może się oberwać.
To, że nie pociągam za spust nie oznacza, że nie jestem odpowiedzialna za popełnione zbrodnie.
Może emocje zagrały za bardzo i teraz muszę ponieść tego konsekwencje?
Z głową przepełnioną różnymi myślami doszłam do sklepu. Manekiny miały zmienione stroje. Kobiecy miał długą, czarną suknię z bufiastymi rękawami, a męski miał szary garnitur w kratę.
Pociągnęłam za drzwi, ale się nie otworzyły. Dopiero po kilku sekundach zobaczyłam napis „pchać'. No tak, oby tylko nikt tego nie widział.
Gdy weszłam do sklepu Miranda rozmawiała z jakimś ciemnoskórym mężczyzną.
- O matko! Hej Valeri! – wykrzyknęła szybko dziewczyna i podbiegła do mnie. – Myślałam, że już ciebie nie zobaczę. Fuches mówił, że jesteś uparta i będzie z tobą ciężko. A tu proszę. Niesamowite! Jak mu się to udało? Marcus nic mi nie powiedziałeś, że się udało?
Zmęczył mnie potok jej słów.
-Valeri mogła się zgodzić, ale nikt nie wiedział czy dzisiaj się pojawi, dlatego nic nikomu nie mówiliśmy. Jestem Marcus Ground, syn i prawa ręka Fuchesa – wyciągnął do mnie rękę, żeby się przywitać.
- Valeri Butler.
- Zapraszam do biura – wskazał na drzwi, w które ostatnio zostałam zaprowadzona.
- Do zobaczenia Val – krzyknęła Miranda.
Szliśmy korytarzem w milczeniu. Jednak zamiast udać się do windy, jak ostatnio, skręciliśmy w mniejszy korytarz, na końcu którego były metalowe drzwi. Marcus wpisał kod, a moim oczom ukazał się kolejny korytarz, ale tym razem bardziej „biurowy". Ściany były białe, podłoga drewniana, a co jakiś czas były wejścia do pojedynczych gabinetów. Przeszliśmy parę metrów i weszliśmy do jednego z pokoi.
Biuro było dość spore. Na prawo od drzwi stało biurko. Było dość nowoczesne, a na nim stały dwa monitory i leżała masa kabli. Nie było w nim tak czysto jak u Fuchesa, ale panował w nim względny porządek.
- Zapraszam Valeri, mój tata zaraz dołączy – wskazał na jeden z dwóch foteli stojących na lewo od drzwi. Naprzeciwko nich stała brązowa, skórzana sofa do kompletu. Między nimi stał okrągły stolik z taką typową zastawą do whisky.
Marcus usiadł za komputerem i zaczął coś klikać. Przyglądałam mu się uważnie, ale za nic nie mogłam znaleźć czegoś w jego wyglądzie, co przypominałoby Fuchesa. W sposobie bycia znalazłam kilka podobieństw. Pewność siebie wybita do kosmosu, pewny chód, pokerowa twarz, ale mimo tego również od niego biła jakaś miła aura.
CZYTASZ
FAREWELL
Teen FictionPożegnaj przeszłość i zacznij nowe życie. Valeri Suzi Butler (czyt. Batler) próbuje odnaleźć się w świecie po stracie swojego taty. Nie będzie to proste zadanie, ale będzie robiła wszystko, żeby dać sobie radę. Valeri nie wie jeszcze, jak bardzo mo...