VERITAS VOS LIBERABIT

44 3 6
                                    

Wrzuciłam zeszyt i jakieś książki do plecaka. Znowu zapomniałam sprawdzić jaki dzień tygodnia. Byłam ledwo żywa. Do późna uczyłam się na sprawdzian z matematyki.

Czwartek. Leniwie spojrzałam na plan zajęć. Jeszcze tylko dwa dni i weekend.

Co raz bardziej czuć było wakacje. Dni były długie, drzewa zielone. Słońce częściej wychodziło zza chmur. Ptaki z dnia na dzień chętniej przechadzały się po ulicach i ćwierkały.

Na chwilę zapatrzyłam się przez okno, obserwując piękny poranek.

- Valeri! – krzyknęła mama.

- Schodzę! – szybko odkrzyknęłam.

Spojrzałam szybko na zegarek. Siódma trzydzieści osiem. Szybko spakowałam już odpowiednie książki, złapałam kurtkę i wybiegłam z pokoju.

Ostatnio ciężko było u mnie z czasem. Od kilku dni nie potrafiłam zapanować nad nim. Uciekał mi przez palce jak woda.

A dokładnie od tamtych wydarzeń.

Często nie mogłam spać nocami, więc wykorzystywałam ten czas na naukę. Zasypiałam nad ranem, a potem cały dzień chodziłam półżywa.

Potrafiłam już skupić się na lekcjach, ale nadal byłam trochę rozkojarzona. Co niestety nie uszło uwadze Larysy.

- Val, wszystko dobrze? – zapytała się dziewczyna, gdy odkładałam książki do szafki. – Ostatnio jesteś trochę... no wiesz, niedostępna – uśmiechnęła się nerwowo.

Spojrzałam na nią osłupiała. Nie myślałam, że aż tak to widać. Nie powiedziałabym jej nigdy prawdy, nikomu bym nie powiedziała.

- Tak, tak oczywiście. Ostatnio nie mogę zasnąć i wiesz jestem zmęczona. Pewnie to przez te ciepłe noce – wydukałam pośpiesznie.

- A jak w pracy? Ostatni tylko powiedziałaś, że zaczynasz i potem już nic nie powiedziałaś. Ciężko jest?

Po plecach przeszły mi ciarki. Jest nawet bardzo ciężko.

- Wiesz... nie najgorzej. Jest mało klientów. W ogóle jakiś dziwny ten sklep, ale przynajmniej nie siedzę w domu – uśmiechnęłam się do niej. – Ale tak w tajemnicy to wolałabym pracować na kuchni.

Oboje się roześmiałyśmy. Larysa dobrze wiedziała, że uwielbiam gotować. Kilka razy spotkałyśmy się u mnie i „bawiłyśmy się" w serwis. Wybierałyśmy dania, a potem same wprowadzałyśmy nerwową atmosferę i krzyczałyśmy do siebie Tak, Szef! czy Już się robi, Szef. Na końcu zawsze siadałyśmy przy stole i jadłyśmy nie zawsze udane dania.

- Może wpadniesz do mnie w sobotę? – zapytałam. Trochę się stęskniłam za naszymi spotkaniami, ale jakaś część mnie modliła się, żeby Lara odmówiła.

- W sobotę nie mogę. Jakaś ciotka ma urodziny i musimy tam jechać.

No i super.

- A może jutro po szkole? – dodała szybko dziewczyna.

No i nie super.

- Dobra, z chęcią – posłałam jej trochę wymuszony uśmiech. Na szczęście od dalszej rozmowy uratował mnie dzwonek.

Lekcje dłużyły mi się niemiłosiernie. Na szczęście czułam, że sprawdzian z matematyki poszedł mi dobrze.

Ostatnia lekcja i wolność. Szłyśmy razem z Larą pod salę od informatyki.

- Auć! – syknęła nagle dziewczyna.

Szybko odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam jak jakiś chłopak się śmieje. Rzuciłam mu ostre spojrzenie.

FAREWELLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz