INTER ARMA SILENT MUSAE

94 3 2
                                    

Po kilku treningach zaczynałam czuć różnicę. Już nie dyszałam jak mops po paru minutach biegu, a czerwień na moich policzkach nie była już tak intensywna. Nawet mogłam przyznać, że polubiłam te treningi.

Zaczęłam nawet naukę łaciny. Jednak nie okazała się ona tak prosta jak myślałam. Na szczęście Fuches miał duże zasoby cierpliwości.

Dni mijały aż w końcu nadszedł ten, który miał odmienić moje życie. Czy na lepsze? Cóż, zdania są podzielone.

Po paru tygodniach Fuches oznajmił mi, że przyszedł czas na moją pierwszą misje.

Po raz kolejny jechałam windą do biura Fuchesa. Jak zawsze przywitali mnie Lukas i Elijah. Gdy tylko otworzyłam drzwi gabinetu, Fuches podniósł głowę znad papierów.

- Witaj Valeri, usiądź proszę.

Posłusznie zajęłam miejsce i oczekiwałam na dalszy rozwój sytuacji. Nie musiałam długo czekać ani niczego się bać. Podczas treningów dawałam z siebie sto procent a nawet więcej. Czułam, że ta rozmowa nie przyniesie nic złego, ale pomimo to miałam spocone ręce.

- Rozmawiałem ostatnio z Mirandą – zaczął Fuches. – Powiedziała, że robisz postępy. Twoja koordynacja ruchowa się poprawiła, więc możemy przejść do kolejnego etapu szkolenia. Gotowa?

- Nie wiem. A co to będzie?

- Obsługa broni.

Po tych słowach Fuches jeszcze bardziej skupił swój wzrok na mnie.

Nie powiem, bo naprawdę się wystraszyłam. Miałam trzymać w ręku broń, sprzęt którym zabija się ludzi. Nie wiedziałam czy jestem gotowa na niby mały, ale jednak duży krok. Przecież nie mogłam też ciągle przychodzić tutaj jak na siłownie. Jak zwykle w takich sytuacjach miałam mętlik w głowie.

- Spokojnie Valeri – Fuches wstał i nalał mi szklankę wody. – To tylko w celach ostatecznych i samoobrony. Z pistoletem będziesz miała do czynienia jak najrzadziej, tak jak ci obiecałem na początku.

- To chyba muszę być gotowa – uśmiechnęłam się niepewnie i zrobiłam łyka wody.

Już następnego dnia rozpoczęłam naukę. Chyba Fuches specjalnie tak szybko zabrał mnie na strzelnicę, na wypadek gdybym się rozmyśliła.

Pojechaliśmy za miasto, gdzie Farewell miało główną strzelnicę. Ogromny las dodawał tylko nerwowej atmosfery. Niby zieleń ma uspokajać, ale w tym przypadku raczej nic mnie nie uspokajało.

Na miejscu zobaczyłam spory kompleks strzelniczy. Wysoki płot kolczasty nie zapraszał do wejścia, a duży betonowy budynek straszył już od pierwszego spojrzenia. Za nim ciągnęło się duże pole z tarczami do strzelania i jakimiś innymi rzeczami, które widziałam pierwszy raz na oczy.

Gdy weszliśmy do budynku, Fuches od razu podszedł do mężczyzny, który stał za ladą, a ja udałam się do tablicy z kolorowymi plakatami. Było ich wiele. Przedstawiały plan całego kompleksu, inne budowę pistoletu, jeszcze inne jakieś reklamy. Znalazłam też ulotkę z numerem lokalnej pizzerii.

- Valeri, idzmiemy.

Doszłam do Fuchesa i przeszliśmy przez szklane drzwie. Wtedy to mężczyzna podał mi kamizelkę kuloodporną i słuchawki wygłuszające.

- Ludzie na plakatach nie mieli kamizelek – zauważyłam.

- Tak. Teraz mnie uważnie posłuchaj Valeri. Dla mnie fakt, że muszę oswoić ciebie z bronią też jest ciężki. Chcę zadbać o twoje bezpieczeństwo najlepiej jak potrafię. Teraz powiem ci o paru zasadach. Po pierwsze, nie oddalasz się ode mnie na duże odległości.

FAREWELLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz