Pielęgniarka z różowymi włosami budzi mnie o 7.30, by zmierzyć temperaturę. Potem idę z powrotem spać, dopóki nie wołają nas na śniadanie. Po śniadaniu ustawiam się do kolejki po leki. Po przyjęciu swojej dawki wracam na salę i znowu idę spać. Budzę się o 10:00 kiedy słyszę hałas w mojej sali. Patrzę co się dzieje i okazuje się, że Basię przenoszą na normalną salę. Kiedy proces przenoszenia łóżka i szafki się kończy, Basia wraca do nas i nas żegna i tuli wszystkich oprócz Marcela, wiedząc o tym, że nie przepada on za dotykiem.
- A o co chodzi z przenoszeniem na normalną salę? Czym się różni zwykła sala od obserwacyjnej? - pytam.
- Na normalnej sali tupta się na lekcje - zaczyna Patrycja, ale przerywa jej Basia:
-"Tupta"?
Nasza sala wybucha śmiechem, łącznie z Patrycją.
- Bo ja tak mówię, jakoś ten wyraz bardziej mi się podoba niż "chodzić". No więc tupta się na lekcje, jak jest ciepło to tuptamy na dwór, można tuptać po korytarzu. Czegoś jeszcze nie wymieniłam?
- Jeszcze trzeba chodzić na społeczność i terapię zajęciową - dopowiada Basia.
- A czymże jest owa społeczność? - dopytuję.
- No jak jest ktoś nowy na społeczności to się przedstawiamy, odpowiadamy na pytanie dnia, rozmawiamy o bieżących sprawach. A jak ktoś odchodzi to go żegnamy - odpowiada Patrycja. - Po społeczności jest zawsze gimnastyka.
W trakcie naszej rozmowy do sali wchodzi pani nazywana tutaj "Psim Patrolem" i przyczepia się do Basi, że weszła do sali obserwacyjnej a jest na normalnej sali. Basia mówi, że już idzie, ale w rzeczywistości nie robi tego. Na szczęście baba nie zwraca na to uwagi.
Basia odchodzi z naszej sali dopiero po jedenastej.
- Jeszcze półtora godziny do obiadu, a ja już jestem głodna... - mówię.
- Weź moje ciastka - odpowiada Marcel. - Mama dała mi dużo słodyczy.
- Dzięki, moja mama przyjedzie dopiero na szesnastą, wtedy ci dam w zamian coś dobrego.
- Ej nie sądzicie, że to nie fair, że ja siedzę tu ponad 20 dni, a Basia z tydzień i ją pierwszą wypuścili na normalną salę? - wtrąca się Patrycja.
- Nie wiem, może twój lekarz nie uważa, że jesteś gotowa by wyjść z tej sali - odpowiadam.
- Ale jak nie jestem gotowa?! Przecież już się czuję dobrze!
- Nie przejmuj się tym, na pewno niedługo cię wypuszczą z obserwacyjnej.
- Kłamiesz! - krzyczy Patrycja i wybucha płaczem. Podchodzę do niej i ją przytulam. Robi to także Marcel, a wiem, że dla niego to nie jest przyjemne. Patrycja uspokaja się dopiero po pół godzinie.
Wtedy też do naszej sali wchodzi rudowłosa, śliczna dziewczyna i pyta:
- Jest ktoś z was w kolejce do telefonu?
- Nie - odpowiadamy chórem.
Kiedy wychodzi, mówię:
- Ale ona śliczna.
- Prawda. To Hania - odpowiada teraz już spokojna Patrycja. - Jest tu za próbę samobójczą, ma całe pocięte ręce.
- Skąd wiesz kto to?
- Czasem przychodziła do naszej toalety gdy na korytarzu były zajęte. Bo na normalnej sali zamykają toalety na dzień. Zdążyłyśmy wymienić ze sobą parę zdań.
- Cooo? To bez sensu.
- Podobno robią tak, bo ktoś się ruchał w takiej toalecie i na wszelki wypadek zamykają.
- Według mnie to i tak nie powód by zamykać kible. No ale cóż poradzić mogę na to - ostatnie zdanie zaśpiewałam w rytm "Przez twe oczy zielone".
- Że miłość przyszła właśnie dziś - dokańcza Marcel.
- Że w sercu mym jest lato - dodaje Patrycja.
- A moją miłą jesteś ty - kończę śpiewanie.
- Agata zasnęła, bądźmy ciszej - prosi Marcel.
Faktycznie, patrzę w jej kierunku i upewniam się. Śpi.
Wtedy Marcel wstaje i idzie do toalety. Kiedy z niej wychodzi, mówi:
- Kurwa, okresu dostałem. Nie jestem pewny czy mam podpaski...
- Nie przejmuj się, ja ci dam - mówi Patrycja i wyjmuje z szafki parę podpasek.
- Dzięki, ratujesz mi dupsko - odpowiada Marcel, po czym idzie z powrotem do toalety. Gdy wraca, informuje nas, że idzie się zapisać w kolejkę do telefonu, bo chciałby zadzwonić do swojej siostry. Mówi, że przyjdzie dzisiaj razem z jego matką.
- Ona jest super i ma tatuaże. Pokażę ją wam.
- Okej, a jakby co to będę po tobie do telefonu - odpowiadam.
- Dobra.
Marcel wychodzi z naszej sali, by zapisać się do kolejki do telefonu.
Gdy nadchodzi moja kolej, dzwonię do mamy i pytam, czy na pewno będzie. Odpowiada, że tak.
Po rozmowie idę spać, dopóki nie budzą nas na obiad. Tabletki strasznie mnie zamulają i chce mi się po nich ciągle spać.
Na obiad są ziemniaki ze stekiem i kapustą. Nie lubię kapusty, więc proszę panią by mi nie nakładała. Idę usiąść przy stole. Po chwili podchodzi do mnie Marcel i Patrycja. Jemy razem. Po czasie, w którym zdążyłam zjeść prawie cały obiad, przychodzi jeszcze Agata, by zjeść razem z nami.
- Ej, a wiecie, że tak naprawdę jesteśmy tu na nielegalu, bo osoby z obserwacyjnej muszą jeść na swojej sali a nie na stołówce? - mówi Patrycja.
Zaczynamy chichotać. Po obiedzie do naszej sali przychodzi pani z różowymi włosami, ta sama, która mierzyła mi rano temperaturę.
- Dzień dobry pani Elwirko - mówi Patrycja.
- Dzień dobry kochanie. Przyszłam tu, bo przenosimy Agatę na normalną salę.
W tym momencie Agata podnosi się z łóżka.
- Przenosicie mnie? - pyta retorycznie.
- Tak, wstawaj z łóżka, bo musimy je przewieźć. Agata się słucha. Kiedy pani Elwirka wyjeżdża z łóżkiem, dziewczyna bierze swoją szafkę na kółkach i także nią wyjeżdża. Z szafki spada jej MP3 i rozsypuje się na kawałki. Agata zamiast się smucić, śmieje się i mówi:
- Lekka kraksa można by rzec.
- Tego się nie wyklepie - dodaje Marcel.
Zastanawia mnie, czemu zareagowała tak łagodnie. Może ma nadzianych rodziców? Z pewnością.
Kiedy Agata odjeżdża ze swoimi rzeczami, Patrycja płacze. Podchodzę do niej i się wtulam. Obok mnie, na łóżko Patrycji siada Marcel. Pytam co się dzieje.
- No bo... Dwie osoby w jeden dzień odeszły. A Agata była tu ledwo trzy dni! Trzy dni! Rozumiesz?!
- Rozumiem, ale ona jest tu za jeden atak paniki a ty masz trudniejszą chorobę. Oni chcą ci tutaj tylko pomóc. Nie płakusiaj już, nie warto.
W tym momencie do naszej sali wchodzi Psi Patrol:
- Odsuńcie się od niej! Jest zakaz tak bliskiego kontaktu! Czytałyście regulamin?! Co ja powiedziałam Zosia?! Odsuń się! - krzyczy do Marcela, wymawiając jego deadname. Potem zwraca się do Patrycji:
- A ty, czego wyjesz?! Mam powiedzieć twojemu lekarzowi prowadzącemu, że nadal jesteś niestabilna emocjonalnie? Chcesz dłużej siedzieć na tej sali? To proszę bardzo!
- Proszę, niech pani tego nie mówi... - mówi Patrycja. - Błagam panią, już nie płaczę.
- Zobaczę cię jeszcze raz, jak ryczysz, to powiem to twojemu lekarzowi prowadzącemu. Ty masz pana Piotra, tak?
- Tak.
Po usłyszeniu tej odpowiedzi, Psi Patrol wychodzi.
Koło godziny 15.00 do naszej sali wprowadza się kolejna osoba. To dziewczyna z kręconymi brązowymi włosami i w niebieskich okularach. Wzrost jakoś tak 160 cm. Przedstawia się jako Tatiana. Ma koszulkę na krótki rękaw więc widzę jej blizny po cięciu się na rękach. Powiedziała, że nie wie za co tu jest. Ja się domyślam, że albo za próbę samobójczą albo za cięcie się. Nie mówię tego jednak na głos. Idę po coś do picia na korytarz, ponieważ na korytarzu zawsze stoi stół z herbatą. Po pół godzinie rozmów przeprowadzonych między mną, Marcelem i Patrycją (bo Tatiana nie chciała w niej uczestniczyć, rozwiązywała krzyżówki) postanawiamy, że zagramy w chuja. To taka gra, kto głośniej krzyknie "chuj", wygrywa. Udaje nam się nawet włączyć Tatianę do zabawy. Gdy krzyczymy, większość pacjentów obraca się w stronę naszej sali. Po chwili gry, przychodzi do naszej sali Agata i mówi, że słychać nas aż na strefie covidowej. Zaraz po Agacie do sali wchodzi grubawa pani z okularami ze szkłami grubymi jak dwa palce. Mówi, że przez nas ciszę nocną zrobią dzisiaj o godzinę wcześniej. Kiedy wychodzi, wybuchamy śmiechem. Po czasie w którym wieść o wcześniejszej ciszy nocnej się rozchodzi o szpitalu przychodzi do naszej sali Basia.
- O, cześć, nie spodziewałam się ciebie tutaj - zwraca się do Agaty. - To wy się tak darliście?
W tym momencie do naszej sali wchodzi czarnowłosa dziewczyna.
- Przez was mamy wcześniej ciszę nocną. Pierdolcie się - pokazuje nam środkowy palec.
Gdy wychodzi zaczynamy chichotać.
Agata mówi:
- To Julia z mojej sali. Jest jakaś dziwna, chyba za mną nie przepada. I w ogóle stwierdziła, że ukradłam jej ciastka, a ja tego nie zrobiłam.
Rozmawiam jeszcze trochę czasu z Agatą, Basią, Marcelem, Patrycją. Nawet Tatiana w pewnym momencie włączyła się do rozmowy.
- Zaraz mam widzenie z matką. - informuję grupę przebywającą w naszej sali.
- O kurde, a ja z siostrą i matką. Ale ten czas zapierdala - dopowiada Marcel.
Idę z Marcelem na salę widzeń. To pomieszczenie, w którym przed widzeniami, w określonych godzinach służy za świetlicę i miejsce spotkań społeczności. Siadam przy jednym stole i czekam na matkę.
CZYTASZ
Złamane dziecięce serca
Novela Juvenil🟥Książka zawiera wulgaryzmy, przemoc i samookaleczanie!!!🟥 Historia opowiada o tym, jak wygląda w szpitalu psychiatrycznym. Opowiadana jest z perspektywy 15-letniej Sabiny.