Rozdział V

19 10 8
                                    




– Nie wystrasz się krzyków i rzucania talerzami. — zaczął Eric wsuwając i przekręcając powoli kluczyk w zamku od drzwi wejściowych. — Jestem już spóźniony ponad godzinę do domu, moja mama bardzo przestrzega punktualności, a i jest z tego typu matek, które zbytnio się troszczą. — wytłumaczył widząc moje pytające spojrzenie.

Aura, która go otaczała zachwiała się, pojawiły się wokół niego przejawy czerwieni z domieszką – zalążki lęku. Zza drzwi dobiegł kobiecy krzyk. Młody chłopak zesztywniał, gdy usłyszał swoje imię z ust rodzicielki.

– Czy ty masz zegarek?! Wiesz, która jest godzina?? A wiesz, o której powinieneś tu być?!

W drzwiach stanęła kobieta, miała czarne proste włosy sięgające jej do ramion, z grzywką, która opadała jej na lewą stronę. Była osobą średniego wzrostu o delikatnej posturze ciała. Jej głos, pomimo "podniesionego" tonu, emanował troską i ciepłem jej osoby. Ubrana była w błękitną, dzianinową sukienkę do kolan, na ramiona zarzucony miała gruby, biały bawełniany sweter. Wzrok przeniosła ze swojego syna na mnie, to był ten moment, kiedy w końcu mnie dostrzegła...

– Leżała na ulicy, jakiś idiota prawie ją przejechał... nie pamięta nic prócz imienia. – czarnowłosa wyminęła w drzwiach syna. Zaciągnęła sweter mocniej na siebie, gdy stanęła tuż przede mną – przyglądała mi się uważnie.

– Mój boże, nic Ci dziecko nie jest? — objęła dłońmi moją buźkę i przyglądała się.

– To może być długa historia mamo... mogła doznać urazu mózgu...

– Z tobą nie rozmawiam, won do domu. – powiedziała szybko zmieniając swój ton głosu. – Proszę, niech Pani wejdzie, mój mąż jest lekarzem.

– Dziękuję... — kobieta uśmiechnęła się do mnie, jej aura lśniła sporą ilością bieli. Eric pognał do domu liczył, że matka odpuści kazanie dotyczące punktualności. Starsza kobieta złapała mnie delikatnie w tali prawą ręką, wzdrygnęłam się na jej dotyk.

Weszłam do przedsionka oświetlonego ciepłym światłem, ściany były białe, podłoga z jasnego drewna, a meble zostały stworzone z identycznego materiału co podłoże. Rozejrzałam się, świeżo ścięte białe róże znajdowały się w kryształowym wazonie na regale.

– Zdejmij sobie buty... – powiedziała spokojnie uśmiechając się, lecz gdy uniosłam lekko podarty i ubrudzony materiał sukni, dostrzegła moje brudne i pokaleczone stopy oraz łydki. – Jeju, wybacz... – zakryła dłońmi usta – Nie pamiętasz nic? Ktoś próbował cię skrzywdzić? – dopytała zmartwiona, jej aura się zachwiała. Pokiwałam przecząco głową, czułam jak moje mięśnie zdrętwiały, a ból zaatakował moje skronie i zatoki.

– Mamo, wstawiłem wodę na herbatę. – usłyszałam Erica.

– Dobrze, dziękuję. Chodź słonko, zaparzę Ci herbatę ziołową, jesteś pewnie oszołomiona. – zaprowadziła mnie do salonu, prosta droga od przedsionka, usadziła mnie na kanapie.

– Nie, nie chcę Pani ubrudzić... – przerwała machnięciem ręki, siedziałam na białej kanapie, a rodzicielka Erica zarzuciła mi na ramiona lawendowy koc.

Jestem na łasce ludzi... wiedziałam, że nie każda istota jest zła...

W mojej głowie pojawiły się przebłyski tego co się stało na Olimpie...

Edward!

Do najświętszego Erosa... muszę wrócić, nie mogę tu zostać.

Spojrzałam na swoją dłoń, cała byłam zakurzona, obłocona... nawet niewielkie zadrapania się znalazły, gdy obejrzałam swoje nogi i przedramiona.

Córka ErosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz