12. Życie nie jest po to, żeby ciągle na coś czekać

235 34 233
                                    

Rana na dłoni nie była głęboka, ale za to sporej wielkości. Ciągnęła się od nadgarstka do początku palca wskazującego prawej ręki. Krwawienie było intensywne, ale po zdezynfekowaniu obrażenia i przy pomocy pasków zamykających rany udało mi się zabezpieczyć skaleczenie na tyle, żeby niebezpieczeństwo większej utraty krwi całkowicie minęło.

- Dziękuję, siostro Skrawek - uśmiechnął się i wbił we mnie te swoje błękitne, anielskie oczyska. - Słyszałem, że Makosa nie ma. Szukałem Denisa, ale nigdzie go nie znalazłem. Pomyślałem, że zapytam ciebie. Należysz przecież teraz do naszej VIP-rodzinki.

Skrzywiłam się i odkręciłam kran z zimną wodą, żeby umyć ręce.

- Dobrze, że do mnie przyszedłeś - odparłam obojętnie. - Ta rana dość mocno krwawiła.

- Gapa ze mnie - roześmiał się. - Nigdy wcześniej coś takiego mi się nie zdarzyło. Ale przynajmniej w końcu poznałem Monikę Skrawek.

- Miło mi - odparłam, siląc się na uśmiech. - Ale uważaj na siebie, dobrze? Nie jestem lekarzem ani ratownikiem medycznym. W razie poważniejszego skaleczenia potrzebowałbyś szwów.

Chłopak zamilknął i zaczął przyglądać mi się z zaciekawieniem. Prawie tak samo, jak każdego dnia na stołówce.

- I jak ci się tu podoba? - zapytał nagle, podając mi rękę, bo właśnie przyszedł czas na ostateczny opatrunek bandażem.

- Bardzo mi się podoba. Tak bardzo, że nie chcę wracać z powrotem do Wrocka.

- Jesteś z Wrocławia? - zapytał, ciągle mnie obserwując.

- I tak i nie - uśmiechnęłam się. - Jestem takim wrocławskim słoikiem. Tak naprawdę pochodzę z Grodkowa. A ty?

Starałam się go jakoś zagadać. Bo cisza pomiędzy nami i to jego wpatrywanie się we mnie troszeczkę zaczynały mnie niepokoić.

- Zakrzów, droga pani.

Przez sekundę spojrzałam w niebieskie oczy.

- Grabiszyn - odparłam wesoło.

- No to nic dziwnego, że nigdy się nie spotkaliśmy! - powiedział i stanął bliżej mnie, kiedy zakładałam mu opatrunek. - Na południe Wrocławia to ja się prawie w ogóle nie zapuszczam.

- Właściwie to nie masz czego żałować - parsknęłam śmiechem.

- Nie lubisz Wrocławia? - spoważniał na moment.

- Nie. Jest tłoczno, głośno i nie ma ani porządnych gór ani morza. Tęsknię za naturą. Ciszą i spokojem.

- Dlatego tak podobają ci się te strony. Rozumiem.

- Gotowe, panie Barski - odparłam, zawiązując bandaż i unikając jego wzroku. - Ale na wszelki wypadek pokaż to Jackowi, jak wróci, dobrze?

Uśmiech natychmiast zniknął z jego ust.

- Kiedy wraca? - zapytał, przeczesując włosy zdrową dłonią.

- Prawdopodobnie pojutrze. Ma wrócić na ognisko.

Uśmiechnęłam się uprzejmie i zaczęłam porządkować blat kuchni, czekając, aż niebieskooki pożegna się, odwróci i pomaszeruje z powrotem do siebie. Ale on stał jak słup soli i przypatrywał się temu, co robię.

- Dzięki za pomoc, Moniko - odezwał się dziwnie przygnębionym głosem. - Cieszę się, że to nie Makos się mną zajmował, tylko ty. Mimo głupiej sytuacji to była naprawdę miła pogawędka.

„Makos to by się tobą zajął znacznie bardziej brutalnie, gdyby cię tu ze mną zobaczył!" - pomyślałam i uśmiech od razu pojawił się na moich ustach.

Skrawek nieba | 1 TOM DYLOGII | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz