Epilog

201 24 60
                                    

Tej nocy spał snem tak twardym, że nawet trzęsienie ziemi nie byłoby w stanie go obudzić. Umęczony ostatnimi wydarzeniami umysł i wycieńczone zarwanymi nocami ciało samoistnie przełączyły się w tryb oszczędzania baterii.

Ocknął się dopiero nad ranem. Instynktownie spojrzał w bok, na drugą połowę łóżka. Pogładził śliską powierzchnię. Pościel była zmięta i zimna. Podniósł się na łokciach i spojrzał na zegarek smartfona. Dochodziła szósta trzydzieści. A wokół niego panowała niczym niezmącona cisza.

Zerknął na drzwi balkonowe. Były zamknięte od wewnątrz. Z uczuciem coraz większego niepokoju, wyskoczył z posłania i pognał do łazienki. Z małej półeczki pod lustrem zniknęły damskie kosmetyki. W brodziku prysznica brakowało waniliowego żelu.

Jego puls zaczął wariować. Przetarł zaspaną twarz dłonią i ruszył do pokoju dziennego. Na stoliku do kawy leżała mała, złożona w pół, kartka. Dopadł stołu i drżącą dłonią rozłożył liścik, napisany przez nieobecną:



Nie mogę sobie tego wszystkiego wybaczyć.

Chyba nigdy sobie tego nie wybaczę.

Każdy mój uśmiech do niego. Każde podanie ręki. To, jak go broniłam...

Żadna rana, którą mi zadał, nie boli jak to,

że przysporzyłam Wam wszystkim tylu kłopotów i zmartwień.

Gdybym tylko mogła cofnąć czas!


Jestem odpowiedzialna za to, przez co będziesz musiał jeszcze przejść.

I za to, o czym tak bardzo nie chciałeś mi powiedzieć...

Wiem o wszystkim. Pamiętam każdy szczegół. 

Słyszałam, jak rozmawialiście z Maxem przy moim łóżku...

Nie chcę nawet myśleć o tym, co jeszcze mogło nam się przydarzyć!


I po tym wszystkim, po tym wszystkim, do czego doprowadziłam,

nadal widzę w Twoich oczach bezgraniczną miłość.

Coś, na co zupełnie nie zasłużyłam!


Przepraszam...

Nie potrafię spojrzeć Wam w oczy po tym, co się stało.

Kocham Cię bardziej niż własne życie.

Zawsze będę.



Słowa na kartce zaczynały zlewać się w jeden bezsensowny ciąg znaków. Przeczytał go ponownie. Jeszcze raz. I kolejny. A potem wsiadł w samochód i z piskiem opon odjechał w kierunku miasteczka.

Złamał po drodze kilka przepisów, ale w tej chwili miał to gdzieś. Liczyła się każda minuta.

Wpadł na malutki dworzec. Powitały go puste, zasłonięte mgłą, perony.

Pociąg na drugi koniec Polski odjechał godzinę temu.

Skrawek nieba | 1 TOM DYLOGII | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz